piątek, 6 października 2017

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki


Autor: Waldemar Delekta


Na małej farmie w Karru, w RPA udaliśmy się na niezwykłą wycieczkę o wschodzie słońca. Nasz przewodnik zabrał nas na wspaniałe, bardzo interesujące spotkanie z tymi wspaniałymi zwierzętami.


W pensjonacie De Zeekoe właścicielka zaproponowała nam spotkanie z dzikimi surykatkami. Moim marzeniem było zobaczenie tych sympatycznych zwierząt. Nie mogłem spać całą noc, bałem się żeby nie zaspać. Wcześnie rano, na długo przed wschodem słońca czekaliśmy na Devey Glinister, naszego przewodnika od surykatek na skrzyżowaniu ulic George i Oudtshoorn. Podążaliśmy za jego Chevroletem trasą R62. Wkrótce przejechaliśmy przez bramę, którą zamknięto za nami. Parkujemy samochody, Devey zaprasza nas na kawę i suchary. Jest cały czas ciemno, jednak możemy widzieć w pełni Księżyca. Wkrótce jest czas na spotkanie z surykatkami. Devey powiedział nam po drodze że poprzedni wieczór spędził z nimi i wie dokładnie, w której norze śpią. Dodał także że szacunkowy wiek labiryntu nor surykatek wynosi 300 lat i jest on bez przerwy dziedziczony przez nowe generacje. Mamy wielkie szczęście że cały czas to istnieje, właśnie to miejsce było prawie zniszczone w czasie budowy dodatkowego pasa startowego przed Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Przyczyną dlaczego surykatki uwielbiają to miejsce jest fakt że leży na stoku góry biegnącym z północy na południe, jedynym takim w promieniu wielu kilometrów. Surykatki zwykle śpią we wschodniej części, dzięki temu kiedy się obudzą, po wyjściu z domu wchodzą w ciepłe promienie słońca. „Te małe zwierzęta są zależne od słońca, zobaczymy to trochę później” powiedział przewodnik. Bierzemy z sobą składane krzesełka, Devey prowadzi nas w głąb farmy. Podchodzimy do otworu wyjściowego nory i siadamy wokół z naszymi plecami skierowanymi do wschodzącego słońca. Devey mówi że nie pokażą nam się jeszcze, czkają aż zmniejszy się cień powodowany przez niskie krzewy z Karru. Jest teraz trochę czasu na rozmowy o tych miłych zwierzętach. „Pomimo że są one przyzwyczajone do bliskości ludzi, nie oznacza to że będą do nas podchodzić. Będą nas tolerować na odległość 10 do 15 metrów w przeciwieństwie do 200 metrów w normalnych okolicznościach”, powiedział Devey. Jak tylko promienie słońca padły na ściany jednej z nor, pierwsza surykatka pojawia się, stoi na baczność i dokładnie bada otoczenie.

To jest Nicky, ona zawsze jest pierwsza, dodaje Davey.

Staje ona na palcach, pochyla się do tyłu na ogonie i wystawia brzuch do słońca. Dokładnie widać ciemne miejsce na brzuchu, które Devey nazywa „panelem słonecznym”. Surykatki pozbawione są warstwy tłuszczu mogącej utrzymywać ich temperaturę ciała, dlatego przystosowały się podobnie jak zimnokrwiste zwierzęta do pobierania ciepła z otoczenia.

Devey zademonstrował nam jak jak czuły jest „solar panel” na brzuchu surykatki. Podniósł rękę w ten sposób żeby rzucić cień na brzuch Nicky. W tej samej chwili przesuwa się ona w poszukiwaniu słońce. Pojawia się następna, młoda surykatka, ustawia się obok i też zaczyna łapać promienie słońca. Przepiękna afrykańska chwila, siedzimy sobie niczym w kinie i obserwujemy stojące surykatki. Pojawia się trzecia, są trochę zmieszane na nasz widok, ale kontynuują swoje codzienne rytuały. Coraz więcej surykatek pojawia się na powierzchni. Davey dodał że podobnie jak ludzie, niektóre wstają wcześniej, inne lubią trochę dłużej pospać. Mają one jakby fotograficzną pamięć. Skanują otoczenie w poszukiwaniu czy nic nie uległo zmianie.

Ich wzrok jest podobny do naszego, ale są bardziej wyczulone na poruszające się obiekty. Nie są w stanie skupić wzroku w jednym miejscu, widzą wszystko, albo prawie wszystko. Stoją w grupie, bardzo blisko siebie, jednak w sposób żeby się nie zasłaniać wzajemnie. Widać błysk w ich oczach kiedy penetrują wzrokiem otoczenie. Patrzą w górę i wokół siebie, zawsze wracając wzrokiem na nas. Wydają przy tym ciche komentarze. Nicky jest na straży, wydaje co kilka sekund słaby odgłos jako znak że nie ma niebezpieczeństwa. Pojawia się Moaner, samiec, przybyły z innego stada. Cały czas denerwuje go bliskość ludzi. W końcu wszystkie 15 są już na powierzchni, wrona przelatuje obok i wszystkie surykatki jak na komendę skręcają głowy i nerwowo obserwują. Są trochę przeczulone odnośnie ptaków, dlatego wydają trzy rodzaje dźwięków opisujące zagrożenie. Nie lubią też samolotów i będą uważnie obserwować lot z Porth Elizabeth do Kapsztadu, wydając przy tym dla nich tylko zrozumiałe dźwięki.

Wreszcie, wszystkie surykatki są już ciepłe, zaczynają przechodzić wzdłuż stoku wzniesienia. My podążamy za nimi w bezpiecznej odległości. Nadszedł czas na ponowienie przyjaźni przez niewielkie zmagania. Jest to codzienny rytuał żeby przypomnieć kto jest na czele grupy, kto na końcu. Sposobem nadawania stopnia jest osikanie, przez co najważniejsza surykatka będzie miała zapach świeżego moczu.

Młode mają już kilka miesięcy i teraz nadszedł czas na naukę jak polować i unikać drapieżników. Muszą wiedzieć jak uciekać od najwcześniejszych dni swojego życia. Uważane są za przysmak przez węże, mangusy, szakale jak też wiele ptaków drapieżnych. Z kolei surykatki też jedzą węże, skorpiony, myszy, jaszczurki i chrząszcze. Po ustaleniu kto pasuje gdzie w hierarchii, nadszedł czas na polowanie. Obserwujemy jak unosi się trochę kurzu, kiedy kopią w ziemi. Czasami stają pionowo, czasami na czterech łapach, ogony w górze albo w dole, przez cały czas strażnik wydaje sygnał że okolica jest bezpieczna. W ciągu dnia mogą one przejść do 3 km w poszukiwaniu pożywienia. Nie będziemy im w tym przeszkadzać, wracamy do samochodów.

Po drodze jeden z turystów podaje rękę naszemu przewodnikowi. „Spełniłeś moje życiowe marzenie, bardzo dziękuję”, powiedział.

Surykatki w Karru w RPABliskość surykatekwycieczka do Karru w poszukiwaniu surykatekSurykatki zdjęcie


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz