sobota, 7 października 2017

Planujemy podróż do Hiszpanii

Planujemy podróż do Hiszpanii


Autor: Grzegorz Pękała


W tym roku postanowiłem wzdłuż i wszerz zwiedzić Hiszpanię, dlatego już teraz rozpoczynam przygotowania do wyjazdów. Sprawdźcie razem ze mną pomysły na imprezy w tym południowym kraju, sposoby na tanią podróż oraz miejsca warte zwiedzenia.


Kiedy zwiedzać?

Zimą z pewnością na południu Hiszpanii jest cieplej niż w głębi kontynentu europejskiego. Gdy my przeżywamy mrozy poniżej 20 stopni Celsjusza, na półwyspie Iberyjskim możemy cieszyć się kilkunastoma stopniami na plusie. Jeszcze lepiej jest na Wyspach Kanaryjskich, które kuszą temperaturami w okolicach 20 stopni powyżej zera. Od maja jest już praktycznie wszędzie upalnie, a sezon ciepły kończy się w październiku. Niech to Was jednak nie zmyli - południe kontynentu bywa oblegane właśnie od listopada do wiosny, bo wielu turystów chce ogrzać swe ciała na Fuertaventurze lub Lanzarote. Najdogodniejszym terminem wydaje się być termin po świętach wielkanocnych oraz we wrześniu. Wtedy Hiszpania jest mniej oblegana i zwyczajniej - tańsza.

Jak się dostać?

Najtańsze bilety lotnicze są w okresach promocji i mogą kosztować poniżej stu złotych. Możliwe jest także tanie zarezerwowanie połączenia przez port lotniczy w Europie Środkowej, na przykład z Krakowa do Bolonii i stamtąd na Kanary. Wydaje się, że lepiej jest dotrzeć bezpośrednio do miejsca w Hiszpanii samolotem niż dolatywać do Madrytu i próbować przemierzyć kraj pociągiem. Ceny przejazdów kolei dla polskiego turysty nie będą zbyt łaskawe dla kieszeni. Chociaż w ofercie już zimą występuje informacja, że linia lata do Barcelony, może okazać się, że faktycznie połączenia otwarte będą dopiero od wiosny. Warto sprawdzić to nim zaczniemy się emocjonować potencjalną podróżą.

Barcelona

Najważniejsze atrakcje

Najlepiej znam Barcelonę, bo byłem tam ponad tydzień. Doleciałem tam nocą na lotnisko Reus i po półtorej godzinie byłem w centrum stolicy regionu Katalonia. Miasto wcale nie śpi. Warto wieczorem zajrzeć na wzgórze Montjuic, gdzie rozgrywa się spektakl fontann i dźwięku. O tej porze kawiarenki i bary wprost proszą o zajęcie miejsca w swoich ogródkach. Temperatura tutaj i na całym półwyspie robi się w końcu znośna po zapadnięciu zmroku. Barcelona słynie z dwóch wież nad morzem, wspaniałych plaż (na przykład Barcelonetty) oraz wioski olimpijskiej na wspomnianym już wzgórzu. W centrum musisz przejść się ulicą La Rambla, zobaczyć place Kataloński i Hiszpański, a nieco dalej warto zobaczyć Park Guell (na zdjęciu).

W głębi kontynentu znajduje się Madryt - stolica kraju, znajdująca się wśród miast świata o najwyższej jakości życia. Jest tu wiele ciekawych instytucji gospodarczych, a kultura może zaoferować m.in. Muzeum Prado, Pałac Królewski, liczne katedry, kościoły i pałace. Centrum miasta z Puerta del Sol (Brama Słońca) gromadzi mieszkańców co sylwestra, którzy witają tutaj nowy rok. Miłośnicy sportu zechcą zapewne zwiedzić stadion Santiago Bernabéu. W Madrycie jest też arena walk byków Las Ventas, która gromadzi 23 tysiące miłośników corridy. Sporo wartościowych budynków powstało po ostatniej wojnie światowej.
Inne wartościowe turystycznie miejscowości to Walencja, Sewilla, Saragossa, Malaga, Murcja, Alicante, Valladolid, Palma de Mallorka czy Las Palmas. O nich jednak napiszemy przy kolejnej okazji.

Ciekawe wydarzenia

Na jakie imprezy w Hiszpanii warto zarezerwować czas? Popularne są między innymi Las Fallas w Walencji, czyli święto ognia, podczas którego tony materiałów palnych idą z dymem. Kulminacja festiwalu ma miejsce co roku 19 marca. W okolicy Wielkanocy warto pomyśleć o wyjeździe do Saragossy lub Valladolid, gdzie w trakcie Wielkiego Tygodnia maszerują procesje z pątnikami. Z pewnością jest to o wiele bardziej malownicze przedstawienie tradycji niż polskie marsze ze święconkami do kościoła. W cieplejszym okresie interesujące może być pojechanie na San Fermin, czyli gonitwę byków w Pampelunie oraz wizyta w Barcelonie we wrześniu na festiwalu La Merce, podczas którego przez miasto paradują wielkie kukły.


Grzegorz Pękała
YouGO!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Walvis Bay - pomiędzy pustynią i morzem

Walvis Bay - pomiędzy pustynią i morzem


Autor: Waldemar Delekta


W nieprawdopodobnym miejscu, pomiędzy złotymi wydmami Pustyni Namib a lodowatą wodą Oceanu Atlantyckiego - Walvis Bay pozostaje często niezauważony. Oddalony o 30 km Swakopmund zbiera wszystkie punkty.


Walvis Bay jest rajem dla miłośników czynnego odpoczynku na świeżym powietrzu, z możliwością wyjazdu na zajęcia w piaskach Parku Namib-Naukluft. Miasto jest domem dla Laguny Wielorybiej i mokradeł Ramsar, znanych na całym świecie dzięki koloniom chronionych, morskich ptaków.
Różowe flamingi brodzą w płytkich wodach laguny, w poszukiwaniu smacznych kąsków. Duże,
ciężkie, białe pelikany widoczne są wszędzie, a tysiące mniejszych ptaków odpoczywa na brzegu.
Kilku operatorów oferuje rejsy po lagunie, dające szansę cieszyć się spotkaniem z przyjaznymi delfinami i uchatkami nurkującymi za sardynkami. Możesz mieć trochę szczęścia i w miesiącach zimowych zobaczyć wieloryba, nie przez przypadek Walvis Bay znaczy Zatoka Wielorybia w języku afrikaans. Wycieczkowe rejsy zatrzymują się na lunch zwykle na tle wydm pustyni na lunche z ostrygami proszo z morza i szampanem, stwarzając w ten sposób atmosferę sielankowej wycieczki łączącej ocean i piasek – czyli esencję miasta Walvis Bay. Walvis Bay centrum turystyczne
Dla osób szukających jeszcze bliższego kontaktu z naturą, spływy kajakowe po lagunie będą ciekawym sposobem na interakcję z kolonią fok na Pelican Point i doświadczenie ciekawości i zabawności uchatek karłowatych w ich naturalnym środowisku.
Walvis Bay jest bramą wyjściową do północnej części Parku Namib Naukluft Park, w tym Sandwich Harbour – stale zmieniającej się laguny otoczonej inspirującym morzem piasku, zasilanej słodkowodną wodą. Tutaj można zarówno podziwiać spektakularne piękno
pustyni, jak i dowiedzieć się o intrygujących stworzeniach pustyni, które przystosowały się do przetrwania tym trudnym środowisku.
Pozornie nieprzyjazna Pustynia Namib ma delikatny ekosystem, łatwy do uszkodzenia, może zająć wiele lat, aby odbudować zniszczenia. Przetrwanie licznych form życia uzależnione jest od wilgoci pochodzącej ze skondensowanej mgły łapanej w pomysłowy sposób, na przykład poprzez zbieranie na chitynowym pancerzu we wczesnych godzinach rannych.
Walvis Bay jest jedynym głębokomorskim portem Namibii, uważanym za ważny punkt strategiczny przez mocarstwa światowe.
Najpierw był pod kontrolą Wielkiej Brytanii pod koniec XIX wieku, kiedy Niemcy skolonizowali
dzisiejszą Namibię, uczynili Swakopmund swoim głównym portem. Następnie Walvis Bay był pod opieką RPA do 1994 roku, cztery lata po uzyskaniu niepodległości Namibii. Od tego czasu atrakcje turystyczne miasta, hotele i restauracje szybko się rozwinęły, od pensjonatów w przeciętnym komforcie do luksusowych hoteli.
Jedź na przejażdżkę autostradą Trans Kalahari Highway ze Swakopmund dla nacieszenia oczu widokami z wijącej się jak wąż między wydmami i morzem drogi, przez Langstrand do witającego cię rzędem kołyszących się palm Walvis Bay. Jedź ulicą Union Road prosto do Walvis Bay Tourism Centre po porady na temat możliwości zwiedzania i odpoczynku, zatrzymaj się na obiad w Traveller’s Bistro. Kontynuuj do Walvis Bay Yacht Club z małym ale malowniczym nabrzeżem, gdzie czeka restauracja Anchors z dużymi drewnianymi stołami i niebieskimi szybami, oferująca wybór dań z od morszczuka, przez inne owoce morza i hamburgery po pyszne ciasta i kawy.
Pelikany, będące częścią programu rehabilitacji można często zobaczyć chodzące esplanadą biegnącą wzdłuż laguny, aż do hotelu Pelican Bay i Restauracji Raft, sytuowanych w strategicznym miejscu na końcu molo na płyciźnie laguny. Jest to idealne miejsce żeby kupić pizzę i zimne namibijskie piwo. Promenada prowadzi do ulicy Nangolo Mbumba obok Free Air Guesthouse (szczególnie poświęconego latawcom i windsurfingu) i dalej na południe od miasta w kierunku Paaltjies (popularna plaża do wędkowania) oraz warzelni, gdzie z daleka widoczne są góry białej soli. Droga ma wiele punktów do oglądania flamingów, gromadzących się w określonych porach roku. Czy jesteś entuzjastą ptaków, miłośnikiem przyrody, zapalonym podróżnikiem lub po prostu zwykłym turystą poszukującym czegoś innego, Walvis Bay jest ciekawym miejscem do zatrzymania się na rejs po lagunie, zwiedzanie wielkiej Pustynia Namib, lub ucieczkę od
w pobliskiego miasta Swakopmund.

Walvis Bay Jetty


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wikłacze socjalne - ciekawostka ornitologiczna Afryki

Wikłacze socjalne - ciekawostka ornitologiczna Afryki


Autor: Waldemar Delekta


Gniazdo wikłaczy socjalnych może być domem dla 500 ptaków i ważyć do jednej tony. Te, wydawało by się niedbałe konstrukcje wytrzymują dziesiątki lat.


Turyści odwiedzający Kalahari i Namibię podziwiają „kopce siana” na drzewach i słupach elektrycznych (często w czasie deszczu powodujące zwarcia elektryczne). Są to wielkie gniazda bardzo towarzyskiego wikłacza. Konstrukcje te przypominają wyglądem niedbale wykonane dachy ze słomy, budowane są wspólnie przez całe stado. Nie do uwierzenia, taka słomiana konstrukcja może być domem dla 500 wikłaczy i ważyć około jednej tony (tyle co średniej klasy samochód). Mieszka się tam podobnie jak w domu pod strzechą, jest chłodno latem i ciepło zimą. W odróżnieniu od swoich kuzynów budujących mocne, wiszące gniazda, wikłacze socjalne wciskają kawałki grubej trawy Buszmena. Całość trzyma się razem dzięki tarciu. W przeciwieństwie do popularnego przekonania, komory gniazd nie są połączone ze sobą, każde wejście prowadzi do mieszkania jednej pary z ich dziećmi. Wikłacze socjalne, pomagają sobie w wychowaniu piskląt, ptaki z poprzednich miotów udzielają się w wyżywieniu młodszych braci i sióstr. Ulubionymi drzewami do budowy gniazd są akacje erioloba i drzewa kokerboom. Wikłacze mieszkają w gniazdach przez cały rok, składają w nich jaja po zakończeniu pory deszczowej. Zdarza się, że gniazdo zyskuje dodatkowych lokatorów, ślady różowych odchodów wokół wejścia do gniazda świadczy że jest ono zamieszkałe przez parę filigranowych sokolników czerwonookich (Polihierax semitorquatus). Polują one na małe gady i owady, czasami nawet na wikłacze, stąd taki kolor.

Czerwonogłowe łuszczaki, acacia pied barbets (Tricholaema leucomelas) i papużki nierozłączki też często wynajmują tam miejsca. Verreaux's Eagle-Owl (Bubo lacteus), orły sawannowe i sępy afrykańskie często budują swoje gniazda na górze. Mniej oczekiwani lokatorzy to osy papierowe i kobry przylądkowe które w czasie wylęgu żywią się pisklętami. Jeśli planujesz lepiej zbadać gniazda wikłaczy, uważaj na kleszcze żyjące w piachu pod drzewami akacji. Socjalne wikłacze są wielkości jaskółki i łatwo je rozpoznać po czarnej brodzie, niebieskoszarym dziobie i skrzydłach wyglądających jak rybie łuski. Gniazda można spotkać w południowej Kalahari, w częściach północno-przylądkowego Buszmenlandu i w większości miejsc w Namibii. W Parku Narodowym Augrabies i Transgranicznym Parku Kgalagadi jest wiele łatwo dostępnych gniazd, które można fotografować z bliska.

Gniazdo wikłaczy socjalnych


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

W poszukiwaniu Niemożliwych Pięciu

W poszukiwaniu Niemożliwych Pięciu


Autor: Darek Hencner


Spotkanie słonia albo żyrafy w Parku Narodowym Krugera nikogo już nie dziwi. Jeśli spotkałeś chociaż jednego z "Niemożliwych Pięciu", możesz być z tego dumny.


Moim zdaniem poszukiwanie „Wielkiej Piątki Afryki” na safari w Parku Krugera nie daje aż takiej satysfakcji jak spotkanie, mniejszch, bardziej unikalnych zwierząt. Te ogromne zwierzęta widoczne są z daleka, w dodatku, przyzwyczajone są widoku ludzi. Postanowiłem rozpocząć poszukiwania zwierząt, o których wiemy że istnieją, ale niewielu może pochwalić się że je spotkali.

Podczas wycieczek do parków i rezerwatów RPA zawsze organizowałem dodatkowe wyjazdy w poszukiwaniu „Niemożliwych Pięć”, czyli pięciu najbardziej nieuchwytnych zwierząt w RPA. Mianem „Niemożliwych Pięciu” nazywa się lamparta przylądkowego, riverine rabbit (Bunolagus monticularis), białego lwa, mrównika i pangolina (łuskowiec). Być może najtrudniejszy do spotkania jest Bunolagus monticularis. Odkryty dopiero w 1903 roku w Karru, w Republice Południowej Afryki. Od 1979 roku nikt nie pochwalił się spotkaniem z tym pustynnym zającem. Dopiero w roku 1989 odkryto go ponownie. Uważany za najbardziej zagrożone zwierzę świata, na wolności żyje ich około 200. Bardzo ostrożnym, przez co trudnym do spotkania jest łuskowiec (pangolin). Oto w jaki sposób możecie zobaczyć pangolina.

W pobliżu Upington w RPA jest duża nawet jak na warunki RPA farma myśliwska o nazwie Kalahari Oryx, gdzie Darren Pietersen - młody naukowiec prowadzi badania nad łuskowcami. Ojciec Darrena jest zarządcą farmy Kalahari Oryx, co ułatwia prowadzenie badań.
Sześć łuskowców na terenie farmy wyposażonych jest w nadajniki, przez co jest stosunkowo łatwo spotkać je w czasie nocnego safari. Po drodze Darren opowiedział nam o pionierskich badaniach nad łuskowcami przeprowadzonymi przez Jonathana Swart na terenie dzisiejszej Prowincji Mpumalanga w 1990. Darren porównuje wyniki tych badań ze swoimi własnymi obserwacjami. Tutejsze, pustynne łuskowce są średnio jedną trzecią mniejsze niż te badane przez Swarta. Zdołały się one dostosować do trudnych warunków pustynnych. Na Kalahari polują one podczas dnia okresie zimowym, co różni je od ich kuzynów z Parku Krugera.
Darren uważa że na farmie żyje około 60 pangolinów, kilka z nich zostało zabitych przez elektryczne ogrodzenie. Poza ludźmi, elektryczne płoty stanowią realne zagrożenie dla łuskowców. Kiedy dostają szoku automatycznie rolują się, często wokół przewodu pod napięciem, co szybko je zabija. Darren powiedział, że eksperymentował z ogrodzeniem, pozwalającym na swobodnie poruszanie się łuskowców.
Zatrzymaliśmy się kilka razy na grzbietach wydm, by sprawdzić przyrządy nawigacyjne. Kiedy złapał mocny sygnał, poszliśmy dalej pieszo. Doszliśmy do nory i Darren wskazał na antenę na ziemi. Łuskowiec był, tuż pod naszymi stopami. „Bardzo dziwne”, powiedział Darren. „Godzina 22.00 a pangoliny jeszcze śpią”.
Udaliśmy się do innej nory, potem do trzeciej. Wszystkie łuskowce spokojnie spały w swoich norach. Wróciliśmy po północy, aby znaleźć wszystkie z nich nadal w swoich norkach. Darren wyglądał na zmieszanego. „To bardzo dziwne. Może słyszały o twoim przyjeździe”. Wróciliśmy tutaj następnej nocy. Znów nasze pangoliny spały sobie pod ziemią. Prawie straciłem nadzieję, kiedy doszliśmy do ostatniej nory. Darren skierował promień latarki na kępę trawy, gdzie zobaczyliśmy pangolina.
Jak prehistorycznych rycerz, szedł spokojnie ścieżką, wydając skrobiący dźwięk wywoływany ocierającymi się łuskami. Był to dorosły osobnik, cicho mruczał, chyba żeby nas odstraszyć, prawie jak słoń. Byłem bardzo szczęśliwy. Zobaczyłem jedno z najbardziej unikalnych zwierząt w RPA.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Najlepsze miejsca do spacerów wśród zwierząt w RPA

Najlepsze miejsca do spacerów wśród zwierząt w RPA


Autor: Waldemar Delekta


Mało popularną formą zwiedzania wśród turystów polskich jest pokonywanie pieszych szlaków z wielką ilością dzikich, ale bezpiecznych dla człowieka zwierząt.


Potężne góry, długie piaszczyste plaże, lasy deszczowe czy pustynie najlepiej zwiedzać na piechotę. Możliwości jest mnóstwo, od krótkich wycieczek (w sam raz dla rodzin z małymi dziećmi) po tygodniowe ekspedycje i wyprawy z przewodnikiem w dzikie rejony zamieszkiwane przez grubą zwierzynę. Za jeden z najtrudniejszych szlaków pieszych w Południowej Afryce zaliczany jest Naukluft Trail w Namibii. Pierwszy raz pokonałem go ostatniej zimy, byłem pod wrażeniem skalistej scenerii a bliskości do dzikich zwierząt była nagrodą za wysiłek na tej notorycznie trudnej trasie w Parku Narodowym Namib Naukluft. Nie spodziewałem się aż takiej ilości zwierząt. Kilka razy dziennie słyszeliśmy stukot kopyt, a następnie przed nami spokojnie spacerowały wielkie stada zebr górskich Hartmanna. Springboki były stałymi towarzyszami naszej wędrówki, spotkaliśmy ogromne stada gemsboków oddziały pawianów i wiele antylop kudu i gnu. Uświadomiłem sobie wtedy, że choć kocham busz, istnieje wielka różnica pomiędzy wędrówkami po sawannie czy górach, a tymi gdzie spotyka się zwierzęta. Nasze założenia są całkowicie inne: większość turystów wybiera szlak o znanej długości i trudności z oczywistymi atrakcjami, mając na uwadze spotykanie zwierząt, tempo marszu w dużej mierze zależy od tego, co spotkasz po drodze. .

Oto kilka z moich ulubionych pieszych szlaków z dzikimi zwierzętami w Afryce Południowej:
1. Szlak Pieszy Namib Naukluft
Ośmiodniowy szlak Naukluft w pełni zasługuje na swoją reputację jako najtrudniejszy w Afryce Południowej, ze względu na niedobór wody i wysokie amplitudy temperatur, ale wspaniałe możliwości obserwacji zwierząt po drodze wynagradzają nam za wszystko. Szlak długości 120 km można przejść w ciągu 8 dni lub w ciągu 4 dni pierwsze 60 km trasy. Ze względu na warunki klimatyczne, szlak jest otwarty jest tylko od od 1 marca do trzeciego piątku w październiku. Szlak rozpoczyna się we wtorki, czwartki i soboty w pierwsze trzy tygodnie każdego miesiąca. Noclegi są na kempingach z wodą pitną i prysznicami. Grupa powinna składać się z minimum 3 i maksymalnie 12 osób. Goście muszą mieć swoje oprowiantowanie i wyposażeni. Rezerwacji należy dokonać z dużym wyprzedzeniem ze względu na wysoką popularność szlaku.
2. Groenkloof Nature Reserve
Zwierzęta w Groenkloof Nature Reserve, na obrzeżach Pretorii, są niesamowicie oswojone, możesz robić zdjęcia z bliska. Park został ogłoszony rezerwatem przyrody przez Prezydenta Paula Krugera w 1895 roku, głównie w celu ochrony Oribi, spotyka tam się wiele innych antylop, żyrafy, zebry i liczne gatunki ptaków na każdym z trzech szlaków turystycznych o długości od 3,5 do 10,5 kilometrów.


3. Rezerwat Przyrody Umgeni Valley
Rezerwat Przyrody Umgeni Valley w prowincji KwaZulu-Natal Midlands jest w odległości jednej godziny jazdy z Durbanu i posiada wiele widokowych szlaków wzdłuż klifu z widokiem na Umgeni Valley. Siedmiokilometrowy szlak Black Eagle (czarny orzeł) jest dobrym wprowadzeniem do rezerwatu, oferuje zapierające dech w piersiach widoki. Zwykle zobaczysz zebry wypasające się w pobliżu bramy wejściowej, guźce na podmokłych terenach i antylopy, w tym nieśmiałe buszboki.
4. Sanktuaria Prowincji Przylądkowej Zachodniej
Istnieją różne sanktuaria w Prowincji Przylądkowej Zachodniej, w tym popularny De Hoop i Przylądek Dobrej Nadziei, na których napotkasz endemiczne bonteboki i inne równinne antylopy. Piękno Parku Narodowego Bontebok, w pobliżu Swellendam, jest często niedoceniane. 5,4-kilometrowy Szlak Buszbok jest wielką rodziną przygodą, trasa wije się wzdłuż rzeki Breede, obok różnych miejscach zacienionych, gdzie schronienia szukają zwierzęta. Zakończenie szlaku jest przy wspaniałym miejscu do kąpieli z terenem piknikowym.
Ważna porada
Będziesz musiał oczyszczać wodę na szlaku Naukluft. Najlepszą alternatywą do tabletek oczyszczających wodę jest przenośny SteriPEN Adventurer Opti urządzenie do oczyszczania wody, które eliminuje do 99,9% bakterii.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gorączka złota przy Górze Stołowej

Gorączka złota przy Górze Stołowej


Autor: Darek Hencner


Jedna z moich ulubionych opowieści o poszukiwaczach złota zasłyszana w czasie wycieczki do Kapsztadu. RPA słynie z wielu złotonośnych miejsc, mało kto wie że w Kapsztadzie też odkryto złoto.


Uwielbiam opowiadania o poszukiwaczach złota. Może urodziłem się 150 lat za późno, ale fascynują mnie historie z Kalifornii, z Kalgoorie w Australii, Wedderburn w Australii (nawiasem mówiąc nazwanego na cześć poszukiwacza złoża z RPA), nie mówiąc już o miejscach w RPA takich jak Milkwood koło Knysny, Malmarni w Północnej Prowincji Przylądkowej, Lydenburg, Witwatersrand i chyba najlepiej znanego miejsca wszystkim turystom – Pilgrim's Rest niedaleko Parku Krugera. Wszystkie te miejsca mają wspólny początek, nazywany chciwością. Kiedy ludzie dowiadują się o nowym złotonośnym miejscu, ich mózgi przestają funkcjonować racjonalnie. Dobry przykład to gorączka złota w Klondike w Kanadzie w latach 1890 tych. Pomimo że teren był prawie niemożliwy do osiągnięcia z powodu siarczystych mrozów, nie zniechęciło to śmiałków, mieli nadzieję że znajdą tam cenny kruszec i staną się bogaci. W RPA było stosunkowo najwięcej miejsc ogarniętych szałem złota, przybywali tutaj doświadczeni poszukiwacze z całego świata. Jednym z najbardziej znanych jest Pieter Jacob Marais. Po nieudanych wojażach do Kalifornii i Australii, powrócił do swojej ukochanej Góry Stołowej. Nie zagrzał tutaj miejsca na długo, poszukiwanie złota było jego drugą naturą, więc wyruszył na północ kraju do Republiki Transwal, gdzie dostał pozwolenie na prowadzenie poszukiwań, z obietnicą nagrody 5000 funtów za odkrycie dochodowych pokładów. Marais znalazł złoto w rzece Jukskei, jednak okazało się później że były to niewielkie ilości. Załamany, wrócił do Kapsztadu w 1855 roku.

Rok później w Kapsztadzie wybuchła gorączka złota, miało to miejsce w Platteklip Gorge na stokach Góry Stołowej. Wielu mieszkańców widziało spore kawałki złota pokazywane potajemnie przez służącego pracującego dla pana Salem, lokalnego handlarza. Wieści szybko się rozeszły, kto tylko mógł śpieszył do Platteklip Gorge z kilofem, łopatą i innym wyposażeniem jakie było dostępne. Nikt nie chciał przespać tej wspaniałej okazji żeby szybko zostać bogatym. Przy wjeździe do miejsca poszukiwań spotkali pana Salem prowadzącego niewielki sklep z zaopatrzeniem dla ciężko pracujących odkrywców. Mogli zakupić tutaj piwo, mocniejsze trunki i kanapki w cenie dwukrotnie wyższej niż w Kapsztadzie. Jednak kopanie w skalistej glebie to ciężka praca, zwłaszcza w gorącym klimacie, wszyscy byli szczęśliwi że w pobliżu jest sklep i z przyjemnością wydawali tam pieniądze.

Cały ten szał trwał przez pięć dni, nie znaleziono nawet najmniejszego śladu złota, za to Salem robił dobry interes. Pokazywane przez służącego zarodki złota okazały się prawdziwe, pochodziły jednak z Australii, gdzie Salem kupił je. Były skazaniec, jego marzeniem była zemsta na mieszkańcach za złe traktowanie statku Neptune pełnego więźniów podczas rejsu do Van Diemen's Land w Tasmanii.

Salem szybko zniknął z Kapsztadu w obawie przed mściwymi mieszkańcami. Po pewnym czasie zapomnieli oni o przelanym pocie i marzeniach o bogactwie z nadzieją że kompromitacja pójdzie z czasem w zapomnienie.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Relacja z nocnego safari w Parku Pilanesberg w RPA

Relacja z nocnego safari w Parku Pilanesberg w RPA


Autor: Darek Hencner


Park Pilanesberg polecam przede wszystkim dlatego że nie występuje w nim malaria. Dzięki odległości tylko dwie godziny jazdy od Johannesburga, turyści mogą z łatwością odwiedzić to miejsce i odczuć atmosferę prawdziwej Afryki.


Jedziemy w kierunku Bakgatla, kempingu oddalonego niecałe 15 km od parku Pilanesberg. Bakgatla jest jednym z dwóch miejsc tego rodzaju w tym rejonie, gdzie możesz rozbić namiot albo zaparkować przyczepę kempingową. Drugi kemping to Manyane, na wschodniej granicy parku. Zarezerwowaliśmy 3 noce, to wystarczy, Pilanesberg jest idealnym miejscem żeby weekend wydawał się jak długi urlop ze względu na ilość atrakcji. Jest to tylko półtorej godziny jazdy z Pretorii, ceny za kemping są znośne i można zobaczyć wiele zwierząt. Minęliśmy zaledwie pierwsze wzgórze, i już znatknęliśmy się na dwie impale. Pasą się jakby nas nie widziały, nie zwracają uwagi na przejeżdżające samochody. Stosunkowo niedawno, miejsce to wyglądałoAntylopy kudu w parku Pilanesberg całkowicie inaczej. Wódz Pilane sprawował władzę nad tą malowniczą krainą. Za czasów apartheidu był to jeden z siedmiu wydzielonych terenów na mapie RPA, zwanych Boputhatswana. W 1979 roku, pięćdziesięciu tutejszych farmerów zajmujących 570 km² musiało przenieść się, by stworzyć miejsce na planowany rezerwat przyrody. Szybko wybudowano ogrodzenie i rozpoczęto największe w historii RPA przesiedlenie dzikich zwierząt, zwane "Operacją Genesis". To tak jakby Arka Noego zatrzymała się na wzgórzach pomiędzy Ledig i Saulspoort. Przesiedlono 6000 zwierząt, pobudowano kempingi, wyszkolono pracowników i otwarto bramy dla turystów. Trudno znaleźć lepsze miejsce dla rezerwatu przyrody. Park Narodowy Pilanesberg o powierzchni 55 tysięcy hektarów ulokowany został na kraterze wulkanu czynnego około 1200 milionów lat temu. Dodatkowo, jest to górzyste połączenie pomiędzy Bushveldem i suchą Kalahari. Amplituda wysokości pomiędzy najniższym a najwyższym punktem wynosi aż 500 m co stwarza idealne warunki dla 300 gatunków ptaków i wielkej różnorodności zwierząt, z "Wielką Piątką Afryki" włącznie. W latach 1990. wypuszczono w parku 19 lwów, dzisiaj jest ich 40. W godzinach popołudniowych rozbiliśmy namiot w Bakgatla, w dobrym czasie żeby dołączyć do grupy jadącej na nocne safari o godzinie 17.15.

"Mam na imię Hail", przedstawił się nasz przewodnik ubrany w czysty mundur w kolorze khaki. "Nie używajcie lamp błyskowych w waszych aparatach fotograficznych, także nie ma gwizdania na zwierzęta". żyrafa pasąca się na kolczastych krzewach

W czasie jazdy Hail bezustannie opowiadał nam o zwierzętach:" Pilanesberg ma jedno, duże stado bawołów liczące około 100 osobników. Mamy też innych, olbrzymich roślinożerców, jak żyrafy, słonie i nosorożce. Każdy z nich waży ponad tonę." Któryś z turystów krzyknął "Pumba" wskazując na pasące się stado guźców. Hail dodał że guziec ma tak ciasną skórę że podczas szybkiego biegu, kiedy zamknie oczy, podnosi się jego ogon do góry. (musi być bardzo ciężko zamykać oczy). Kiedy tylko zniknęły promienie słońca za horyzontem, przewodnik powiedział nam że spodziewa się znaleźć stado lwów w pobliżu, koło skrzyżowania dróg Kgabo i Thutlwa. Po chwili zamruczał cicho, "pewnie że tam jest lwica, około 150 m od nas". Obok nas zobaczyliśmy małą grupę zebr, pokazała się jeszcze jedna lwica z leniwie idącym za nią królem lwem. "Nie musisz być ekspertem od lwów żeby domyśleć się że lwy wyszły na polowanie", dodał przewodnik. Ostrożnie zjechał z drogi i zatrzymał się za stadem zebr. Za nami ustawiło się jeszcze sześć innych samochodów. Lwica zrównała się z niczego nie spodziewającą się zebrą. Na szczęście senior stada coś zauważył, panicznie przebiegł pomiędzy zaparkowanymi samochodami z pozostałymi osobnikami podążającymi za nim. Ukazały się pozostałe dwa lwy, jednak za późno, zebry były już w bezpiecznej odległości. Już na kempingu rozmawialiśmy w namiocie o nocnym safari, kiedy z hukiem upadł śmietnik na stanowisku sąsiada. Ogromy pawian, sprawca tego bałaganu żywił się resztkami znalezionego arbuza. W nocy nie mogliśmy spać z powodu krzyków pawianów i innych, nie znanych nam zwierząt. Ciekawe co zobaczymy jutro, na porannym safari w parku Pilanesberg?


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Autostopem przez RPA

Autostopem przez RPA


Autor: Darek Hencner


RPA nadal budzi wiele kontrowersji, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Sonja Kruse od lat marzyła o podróży autostopem przez całą długość i szerokość Republiki Południowej Afryki żeby lepiej poznać "Tęczowy Naród". Wyprawa to okazała się wielkim sukcesem, po powrocie do domu Sonja napisała książkę ze wspomnieniami.


Wielu turystów przed przyjazdem do RPA pyta mnie czy w czasie podróży do RPA będą bezpieczni? Nawet jeśli zapewnię ich że RPA nie różni się wiele pod tym względem od innych krajów, zawsze pozostaje nieufność. Dowodem na to, że RPA nie różni się od Krajów Euryopy pod względem bezpieczeństwa może być samotna podróż autostopem pewnej lokalnej białej kobiety. Sonja Kruse śniła od dawna, że pojedzie w podróż tylko z plecakiem, aparatem fotograficznym i 50 zł w kieszeni. Dziecięce marzenia spełniły się, postawiła na swoim i udowodniła tym bardzo wiele. Napisała nawet książkę o przygodach jakie ją spotkały w kolejnych miejscach, podczas przejazdu autostopem przez RPA. Bez namiotu, śpiwora czy karty kredytowej tylko z głęboką wiarą w swój kraj, wiarą w transformację i zapomnienie krzywd wyrządzonych w czasie apartheidu, w sens Ubuntu.

Dodam że Ubuntu to sposób mierzenia wartości człowieka w plemionach Afryki Południowej. Oznacza to że tym bardziej jesteśmy cenieni w społeczeństwie, czym więcej dajemy dla naszej społeczności. Jest to cecha człowieka, która odróżnia nas od zwierząt. Żeby lepiej to zrozumieć, wyjaśnię to na przykładzie. Jeśli Afrykańczyk zarobi 1000 zł, przynosi to do domu i pieniądze użyte są na pomoc braciom, siostrom, rodzicom itp. Dzięki temu budowany jest autorytet w społeczeństwie i w rodzinie, jakże odmienne to jest od kultury białego człowieka. My biali, jeśli zarobimy 1000 zł, najpierw wydajemy pieniądze na swoje potrzeby. Lubimy być lepsi od innych członków rodziny, lubimy rywalizować i pokazać rodzinie że jesteśmy lepsi bo więcej zarabiamy.

Sonja Kruse rozpoczęła swoją podróż z miasta East London, gdzie pojechała na wesele swojej siostry. Mieszkała w murzyńskich szałasach, w willach milionerów, spotkała ludzi różnych religii i ras. Jadła wszystko, począwszy od indyjskiej curry a skończywszy na stopach kurczaków. W czasie tej podróży doświadczyła prawdziwej sympatii ludzkiej. W pierwszą noc spotkała kobietę ze szczepu Xhosa ze Scenery Park Township (murzyńskie miasteczko) obok East London. Murzynka zaprosiła ją na noc do swojego szałasu, chciała spać na podłodze żeby gość mógł spać w jednym łóżku z dwojgiem dzieci. W innym miejscu, bezdomne dziecko narysowało dla niej dom, kiedy dowiedziało się że Sonja jest bez dachu nad głową. Początkowo planowana krótka podróż, przedłużyła się do 351 dni jazdy przez całe RPA, autostopem i poleganie na pomocy od innych. Po roku Sonja powróciła do domu cała i zdrowa, po odwiedzeniu dziewięciu prowincji, mieszkając w 114 miastach ze 150 rodzinami reprezentującymi 16 odmiennych kultur. Wszyscy zaoferowali pomoc i byli bardzo mili w duchu Ubuntu. W swojej książce, która właśnie została wydana Sonja chce podziękować tym wszystkim ludziom, którzy dotknęli jej serca.

Sonja Kruse w podróży po RPA


Więcej informacji o Sonja Kruse znajdziecie na stronie: Ubuntu Gill

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Winnica Tokara w Stellenbosch

Winnica Tokara w Stellenbosch


Autor: Waldemar Delekta


Wycieczka do Kapsztadu nie ma sensu bez odwiedzenia światowej sławy winnic. Pojechaliśmy do pobliskiego Stellenbosch, słynącego z wspaniałych win i uniwersytetów. Degustowaliśmy najlepsze w świecie wina.


Podczas pobytu w Kapsztadzie warto jest odwiedzić parę światowej sławy winnic. My udaliśmy się do Stellenbosch leżącego na brzegach rzeki w dolinie Jonkershoek Valley słynnej z odwiecznych tradycji winiarskich. Lokalne tereny "Wine of Origin" skupiają ponad 300 winnic, z czego około 100 jest otwartych do zwiedzania. Chcieliśmy poznać smaki wielu światowej klasy win, zapoznać się z ich procesem produkcji. Postanowiliśmy odwiedzić Wine Tokara & Olive Farm, położoną w górnej części przełęczy Helshoogte. Tokara produkuje innowacyjne i charakterystyczne wina, jak również
limitowaną edycję brandy i oleju z oliwek. Przy bramie powitani jesteśmy przez wyniosły aluminiowy pomnik w formie kilku drzew ze słowami zapisanymi na każdej gałęzi - bardzo pomysłowe.
Wina tokara z KapsztaduGłówny hol jest regularnie wykorzystywany do prezentacji najwspanialszych przykładów sztuki Republiki Południowej Afryki. W sali degustacji, stylowo urządzonej, duże wrażenie robi trzy metrowy, cały czas pracujący zegar. Kosztujemy sześć najlepszych win i pięcioletnią potstill brandy. Oprócz produkcji wina, Tokara uprawia ponad 18 hektarów sadów oliwnych i produkuje rocznie olej z około 300 ton oliwek.
Winnica wykorzystuje najnowocześniejsze technologie światowe połączone z precyzyjną produkcją i analizą wina. Jest to pierwsza winnica używająca znormalizowany system rejestrujący promieniowanie podczerwone emitowane przez rośliny, wygenerowany kolorowy indeks przedstawia wariacje uprawnych sekcji.
Budynek restauracji jest przylądkową architektoniczną ikoną dzięki wykorzystaniu szkła, stali
i kamienia, i służy jako stolica współczesnej kuchni RPA z francuską domieszką.
Masywne szklane ściany tworzą epicką analogię z widokami na Góry Simonsberg, Zatokę Fałszywą, Górę Stołową i bujną Idas Valley. Nasza wizyta w winnicy Tokara okazała się owocnym przystankiem w drodze do naszego
następnego celu jakim był Coopmanhuijs. Stwarza on wyraźne domową atmosferę pomimo że ten kameralny hotel położony jest w samym sercu uniwersyteckiego miasta - Stellenbosch. Zbudowany w stylu kolonialnym, holendersko-przylądkowym w 1713 roku, był jednym z pierwszych budynków w Stellenbosch, i nawet pojawia się na najstarszych znanych zdjęciach miasta pochodzących z lat 1860 tych.
Doskonale położony, może służyć jako baza wypadowa do zwiedzania winiarni w Stellenbosch, Franschhoek, Paarl, itp. oraz, oczywiście, atrakcji Kapsztadu. Coopmanhuijs ma 14 apartamentów, każdy we własnym unikalnym stylu wybranym przez Helena Pieterse, która projektowała wnętrza dla Fancourt Hotel, Country Club i Golf Estate w George.
Nasz przytulny, i więcej niż przestronny pokój wykończony jest jedwabiem, pościel z egipskiej bawełny i żywych kolorach aksamitów, z pięknie haftowane zasłony i poduszek.
Z takim prawdziwym stylu wiktoriańskim, odnosi się wrażenie że cofnęliśmy się do tych dawnych i pięknych lat. Wyposażenie pokoju to klasyczne łóżko baldachimem, ogromne szafy, zarówno prysznic jaki i wanna mycia nóg i podłogowe ogrzewanie na zimowe wieczory.
Otwartej kuchnia, widziana ze schodów w drodze na kolację, promieniuje życiem i tworzy fantastyczny centralny punktem hotelu. Elegancko wykończona z dekoracyjnymi urnami, naczyniami i płytkami.
Następnego ranka udajemy się na odmładzający masaż, następnie wpadamy do jadalni z bogato dekorowanymi francuskimi tapetami. Standardowe śniadanie angielskie - to
łosoś, szeroki wybór wędlin i serów, co dla prawdziwie dobry początek dnia.
Stellenbosch ma znacznie więcej do zaoferowania niż
wina i zielona przestrzeń, ale raczej styl życia - taki, który pięknie łączy mieszanka elementów, które można tylko naprawdę opisać jako "piękniejsze rzeczy w życiu".


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Góry Smocze trasą piwa i pól bitewnych

Góry Smocze trasą piwa i pól bitewnych


Autor: Darek Hencner


Gśry Smocze to nie tylko spektakularne krajobrazy i skaliste szczyty. Tym razem poznaliśmy historię tego regionu. Zobaczyliśmy malowidła naskalne Buszmenów, pola bitewne i degustowaliśmy piwo, jakieg nie znajdziesz już w sklepach.


Przejazd do serca Gór Smoczych możemy już traktować jako formę zwiedzania, obserwujemy przecież spektakularny szczyt Cathkin czuwający dumnie ponad niższymi formacjami górskimi. Ponieważ była to środa, udaliśmy się na koncert znanego na całym świecie Drakensberg Boys’ Choir w pobliskiej Champagne Valley.
Utalentowani młodzi chórzyści pokazali prawdziwą klasę z pełną gamą dobrze znanych klasyków
i tradycyjnych pieśni. Chór zyskał wielu zwolenników w Stanach Zjednoczonych, Europie, Izraelu, Egipcie i w Azji. Nic nie może tak naprawdę pobić porannej pieszej wycieczki po jednym z ulubionych „podwórek Boga”, wdychać czyste, rześkie powietrze górskie, podziwiać widoków i dźwięków natury. Zimą, wyższe partie gór mają szczyty pokryte śniegiem, doliny i
wyżyny przybierają biały kolor, co może zamienić się w koszmar, gdy pogoda nagle się zmieni, więc zawsze wskazane jest ostrożne planowanie trasy. Najlepiej jest zarejestrować się na początku szlaku, albo zabrać ze sobą wykwalifikowanego przewodnika, lub dowiedzieć się, czy twój hotel organizuje wycieczki. Lato w Górach Smoczych jest przyjemniejsze, z trawami i kwiatami, chłodnymi strumieniami płynącymi poprzez kaskadowe wąwozy i wołające do kąpieli skaliste baseny. Najbardziej popularnym miejscem startu zwiedzania jest Monks Cowl, jednak, Giant Castle oferuje równie piękne scenerie, bez rzeszy turystów nawet w sezonie.
Monks Cowl Country Club and Lodge ma w swojej ofercie spore samoobsługowe chatki, ze stylowym pubem i jeszcze bardziej prowincjonalne dziewięcio dołkowe pole golfowe.
Południowe Góry Smocze można najlepiej doświadczyć w Kamberg gdzie, oprócz
wspaniałych tras, można zobaczyć spektakularne eksponaty sztuki naskalnej Buszmenów. Na terenie Gór Smoczych występuje około 40 000 okazów sztuki Buszmenów i jest to największa taka kolekcja na świecie.
Okolice Giants Castle są bogate w eksponaty malowideł naskalnych i wizyta w Cave Museum
prezentującym kulturę San, odzież, narzędzia i broń jest wskazana.
Istnieją antropologiczne dowody że cywilizacja Buszmenów istniała na terenie dzisiejszych Gór Smoczych od co najmniej 40 000 lat.
Niestety, Buszmeni zostali w dużym stopniu wytępieni w XIX wieku przez farmerów i łowców głów. Przy ograniczonym czasie i wielkim wyborze atrakcji mieliśmy problem z wyborem ekstremalnych rozrywek. Kloofing, white water rafting, zjazdy na linie i paintball są organizowane przez Champagne Castle Adventure Centre, położonego u stóp wysokiego szczytu Cathkin.
Dla tych z was, którzy pragną w coś bardziej statecznego polecamy tubing, strzelanie z łuku, zip-lining, king swing, pływanie na kanoe.
Ponieważ większość naszej energii została zużyta podczas spływów kajakami, odwiedziliśmy browar Nottingham Road, które położony jest prawdopodobnie w najpiękniejszej części Midlands Meander. Produkuje się tutaj niektóre znane gatunki piwa, ales i sates.
Tutejszy elegancki hotel Rawdons – z klasycznym angielskim pubem połączonym z browarem
stara się bardzo zyskać uznanie swoich klientów. Wszystkie piwa noszą unikalne nazwy, ciemne piwo “Pickled Pig Porter” talbo “Pye-Eyed Possum Pilsner” dla kobiet.
Sekret sukcesu firmy leży w szerokim asortymencie piw tutaj produkowanych.
Tylko najczystsza woda źródlana pochodząca z górskich studni artezyjskich i najwyższej jakości chmiel i jęczmień słodowy są wykorzystywane do ważenia piwa.
Dostępne są tutaj piękne pięcio litrowe beczki, o nazwie "Chubby" żeby zabrać do domu. Nie trzeba dodawać, mój "Chubby" nie dojechał z nami do domu, opróżnialiśmy jego wspaniałą zawartość już następnego wieczoru. Resztę dnia spędziliśmy w hotelu z oczywistych powodów. Po dobrze przespanej nocy postanowiliśmy zapoznać się z lokalną kulturą i historią.
KwaZulu-Natal battlefields (miejsca bitew)- były świadkami najkrwawszych starć między
Brytyjczykami i Zulusami w latach 1800tych.
Można obserwować ślady słynnych dowódców - Shaka Zulu, Winston Churchill
i General Louis Botha, między innymi - którzy byli częścią tych starć. Duch tych wojen pozostał w małych cmentarzach na pofałdowanych wzgórzach.
Dziedzictwo potęgi militarnej Zulusów dalej egzystuje żyje spokojnie teraz, w tym fascynującym regionie niezliczonych pól bitewnych, zabytkowe miast, zabytków i muzeów.

Wycieczka do Gór Smoczych


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Namibia, kraj wschodzącego słońca

Namibia, kraj wschodzącego słońca


Autor: Darek Hencner


Wspinaczkę na Wydmę 45 najlepiej jest rozpocząć przed wschodem słońca, później temperatury stają się nie do zniesienia. W każdej porze roku możesz odwiedzić Namibię i zawsze zastaniesz słoneczną pogodę. Kolorowe wydmy, fascynujące krajobrazy, niesamowici ludzie zawsze pozostaną w twojej pamięci.


Mierząca 50 000 km² i znana jako "miejsca gromadzenia wody "przez rdzennych mieszkańców Namibii, Pustynia Namib powstała 60 000 lat temu, kiedy rzeka Tsauchab nie mogła przedrzeć się do Atlantyku i wybrała przepływ pod masywnymi wydmami. Thomas, nasz przewodnik po Namibii powiedział nam, że "​​dwa lata temu, to miejsce ożyło. Padało tak mocno, że Vlei wypełniła się wodą i powstało turkusowe jezioro, zdołało ono przetrwać kilka miesięcy, a ludzie z całego świata przybywali żeby to zobaczyć."
Nie widzieliśmy śladów po jeziorze w czasie naszej wizyty, co uważamy za oczywiste, ponieważ zdarza się to tylko raz na pięć lat, że wzbierają się wody rzeki Tsauchab.
Wydma 45
Po przeczytaniu w internecie wielu relacji z podróży do Sossusvlei, okazałem się nadal nieprzygotowany co do zrozumienia wielkości Wydmy 45, jest ona naprawdę zdumiewająca. Nazwana tak dla prostego odniesienia na mapach, a nie od jej odległości 45 km od kanionu Sesriem (brama wjazdowa) jak się powszechnie uważa. Jest to jedyna udostępniona dla turystów wydma, okazuje się że codzienne wspinaczki przez setki ludzi mogą niszczyć nawet wydmy.
W pewien sposób mamy dzisiaj wiele szczęścia, jest nas tylko dwóch i mamy całą wydmę dla siebie. Musimy się śpieszyć, żeby dotrzeć na szczyt przed wschodem słońca – to najlepszy czas, żeby zobaczyć Sossusvlei, powietrze jest nadal miłosiernie chłodne. Wysoko nad ziemią panuje całkowita cisza, krajobraz - dalekie i głębokie wąwozy wypełnione cieniami - wydaje się, że z innej planety. Pustynia spowita w ciemnościach to niesamowite zjawisko aż do chwili, kiedy słońce rozjaśnia niebo z lekkimi pomarańczowymi smugami i zaczyna podpalać piaski pustyni Namib. Nagle, wydaje się że każda kropla wylanego potu była tego warta. Podziwiamy wspinające się słońce ponad majestatyczne wydmy - niektóre z nich, o wysokości 300 metrów, uważane za najwyższe na świecie Jest magiczne. Ich piękno jest niezaprzeczalne, tak proste i surowe, a jednocześnie tak sugestywne. Szare wydmy wydają się jakby odrzucały ciemność, przekształcając się w lśniące miraże głębokiego pomarańczu, czerwieni na tle błękitnego nieba – jest to bardzo trudne do uchwycenia. Sossusvlei wydobywa z każdego twórczą kreatywność fotograficzną. Nierealne kształty, kolory, odcienie i krajobrazy są podkreślone przez stare drzewa i zwierzęta przystosowane do życia w tych niegościnnych warunkach. Serce w gardle, zupełnie oczarowany przez roztaczającą się wokół jasność. Słońce cały czas podnosi się i zaczynamy odczuwać brutalną rzeczywistość. Wkrótce piasek będzie niemożliwie gorący do chodzenia i burze piaskowe sprawiają, że przetrwanie tutaj jest prawie niemożliwe. Schodzenie w dół Wydmy 45 wydaje się wiele łatwiejsze, świadczy o tym odczucie w nogach i w płucach.

Gdzie się zatrzymać w Sossusvlei?
Odwiedzający mają możliwość mieszkania w luksusowych lodgach lub wybrać tańsze
zakwaterowanie w maleńkiej wiosce Solitaire, położonej 60 km od Sossusvlei. Brama z Sesriem do Sossusvlei otwiera się na czas żeby dojechać na miejsce przed wschodem słońca. Aby chronić delikatną równowagę ekosystemu pustyni, tylko dzienne wycieczki są dozwolone na tym obszarze. Ze względu na czas otwarcia bram parków państwowych, jedynym sposobem, aby być przed wschodem słońca na wydmie jest nocleg w Solitaire albo w Sesriem, lub pobyt w Sossusvlei Wilderness Camp, Kulala Desert Lodge lub Kulala Wilderness Camp.

Kemping Sesriem
Na początek, spędziliśmy dwie niefrasobliwe i niedrogie noce na kempingu w Sesriem gdzie, w pierwszą noc, zawarliśmy znajomość z turystami z USA. Dzieliliśmy się ekscytującymi opowiadaniami o przygodach w podróży i śmialiśmy się w tętniącym życiem barze do późnej nocy. Widoki tutaj są fascynujące, jeśli mieszkasz po zachodniej stronie kempingu, możesz zobaczyć springboki, gemsboki i mangusty. Kemping ze sklepem wielobranżowym, stacją benzynową, basenami i wieloma prysznicami z ciepłą i zimną wodą, jest zarządzany przez Namibia Wildlife Resorts i rezerwacje muszą być wykonane z wyprzedzeniem w Centralnym Biuro Rezerwacji w Windhoek.

Sossusvlei Mountain Lodge
Czytałem, że Sossusvlei Mountain Lodge został wyróżniony jako jeden z 20 najlepszych na świecie nowych lodges przez Condé Nast Traveller w Wielkiej Brytanii. Nie mieliśmy wyboru, żeby sprawdzić czy to prawda, na naszą ostatnią noc w Sossusvlei przenieśliśmy się do Mountain Lodge. Doskonałe usługi świadczone przez pomocnych i uczynnych pracowników nie pozostawiają miejsca na poprawę i ich życzliwość sprawiała, że ​​czuliśmy się jak w domu.
Przestronne apartamenty, zbudowane prawie w całości ze szkła, są wspaniale zaprojektowane tak, aby niezależnie od tego, gdzie jesteś, masz wspaniały widok na równiny. Niebywałe są zewnętrzne prysznice i łóżko king-size z oknem dachowym nad głową przez które możesz w nocy oglądać gwiazdy. Meble są luksusowe, czujesz się zrelaksowany.

Lot balonem na d Sossusvlei


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jednodniowe wycieczki z Durbanu


Jednodniowe wycieczki z Durbanu


Autor: Darek Hencner

Durban nazywany często miastem riksz i rekinów od dawna jest najpopularniejszym ośrodkiem wypoczynkowym w Republice Południowej Afryki. Różnorodność kulturowa i religijna sprawia że miasto jest uważane jest za jedno z najciekawszych w tym zakątku świata.

Jest wiele do zobaczenia i zrobienia w Durbanie, jest to przecież najpopularniejszy ośrodek turystyczny w RPA dzięki plażom i tropikalnemu klimatowi. Możesz odwiedzić Amphiteatre Garden czyli kompleks basenów, ogrodów, trawników i fontann, Victoria Embankment słynący z kilku ciekawych zabytków, jak Da Gama Clock, zegar ufundowany przez rząd Portugalii dla uczczenia 400 rocznicy lądowania Vasco da Gamy. Nieco bardziej na zachód znajduje się pomnik Dicka Kinga, który w 1842 roku pokonał konno w 10 dni 1000 km, aby sprowadzić posiłki dla oblężonego przez Burów Durbanu. Marine Parade – hałaśliwy i zatłoczony ciąg basenów, fontann, salonów gier, budek małej gastronomii, luksusowych hoteli i apartamentów. W tym właśnie miejscu jest najwięcej atrakcji turystycznych miasta. Zwiedzimy tutaj Golden Mile, czyli plażę długości 6 km leżącą pomiędzy ujściem rzeki Umgeni i głównym portem. Jest to doskonałe miejsce do kąpieli w oceanie, opalania, surfowania i innych form czynnego odpoczynku.
Chcesz zobaczyć więcej? Odwiedź mały ale bogaty kulturowo kraj Lesotho. Wyjedziesz wcześnie rano z tętniącego życiem Durbanu. Początkowy odcinek autostrady N2 jest niezbyt ciekawy, szczególnie kiedy przejeżdża się przez wielkie i raczej przygnębiające Pinetown. Kiedy jednak w tyle zostaną już jego satelickie miasta Hillcrest i New Germany, krajobraz zdecydowanie się poprawia. Wkrótce pojawia się Pietermaritzburg, założony przez angielskich osadników, o czym przypominają na przedmieściach parkany z białych sztachet, precyzyjnie przystrzyżone trawniki, alejki wyłożone czerwoną cegłą i starannie przycięte krzewy azalii. Miasto pretenduje do miana jednego z najlepiej zachowanych wiktoriańskich osiedli na świecie. O zasadności tych roszczeń można się przekonać podczas spaceru po starówce, który najlepiej jest rozpocząć od bogato zdobionego ratusza (największa budowla z czerwonej cegły na półkuli południowej). Przed nami daleka droga, nie możemy zatrzymać się choćby na chwilę w Pietermaritzburgu. Odwiedzimy tylko Queen Elizabeth Park. To świetne miejsce na spacer po ogrodach zamieszkiwanych przez zebry, impale, buszboki i wiele odmian mniejszych ssaków. Przy okazji odwiedzimy Douglas Mitchell Centre, aby obejrzeć kolekcję zagrożonych wyginięciem sagowców. Wkrótce jesteśmy w Górach Smoczych i przesiadamy się do samochodów 4X4. Jedziemy przez granicę RPA (więc nie zapomnij paszportu i wizy!) malowniczym Sani Pass do granicy w Lesotho. Odcinek pomiędzy przejściami granicznymi RPA i Lesotho ma długość 9 km, wspina się ostro na wysokość 2873 m. n. p. m. Lesotho to maleńkie górskie królestwo wyglądające jak sen poszukiwacza przygód. Poszarpane grzbiety, głębokie doliny, huczące rzeki, wodospady, wioski zbudowane z mułu i trawy z których pasterze strzegą swych stad. Odwiedzimy tutaj wioskę Sotho i spotkamy się z mieszkańcami Po tym szczególnym spotkaniu czas na lunch w Sani Top Chalet i rozpoczynamy podróż powrotną przez wzgórza KwaZulu-Natal, zatrzymujemy się przy wspaniałym 110-metrowym Howick Waterfall.
Również w ciągu dnia możesz z Durbanu odwiedzić rezerwat Hluhluwe-Imfolozi na północnym wybrzeżu prowincji KwaZulu-Natal. Hluhluwe założony w 1897 roku, jako drugi po Phongolo rezerwat w Afryce i Imfolozi dawniej były oddzielnymi parkami. Podjęto jednak decyzję o ich połączeniu korytarzem przebiegającym przez państwowe tereny. Obecnie całkowity obszar rezerwatu wynosi ponad 1000 km kwadratowych. Hluhluwe-Imfolozi zasłynął sukcesami w ratowaniu nosorożca białego. Kiedy na początku lat 30. XX wieku okazało się że populacja nosorożców zmalała do zaledwie 150 sztuk, rozpoczęto wdrażanie specjalnego programu rozmnażania. W jego wyniku liczba zwierząt wzrosła do 1000 sztuk, a dalsze 4 tysiące trafiło do parków i rezerwatów na całym świecie. Obecnie prowadzi się podobne działania, aby uratować od zagłady nosorożca czarnego. Rezerwat zamieszkuje w sumie 81 gatunków ssaków, z czego kilka większych przywrócono stosunkowo niedawno. Wśród nich znajduje się liczna grupa słoni, żyraf i guźców i endemicznych niali grzywiastych. Można tutaj napotkać lwy, lamparty, gepardy, hieny i likaony.
Lesotho, strome przełęcze

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dzikie serce Kapsztadu

Dzikie serce Kapsztadu


Autor: Waldemar Delekta


W czasie naszej wycieczki do Republiki Południowej Afryki odwiedziliśmy Park Narodowy Góry Stołowej znajdujący się w samym środku miasta Kapsztadu. Tak jak miliony innych ludzi, byliśmy zachwyceni pięknem naturalnego środowiska tej części świata.


Zimowa burza nadchodziła nad Kapsztad. Najpierw pojawiły się czarne chmury, powoli zakryły Lions Head (Głowę Lwa) i Devils Peak (Diabli Szczyt), zanim doszły do Góry Stołowej i całego Półwyspu Peninsula. Bezlitosny północno zachodni wiatr pojawił się trochę później. Przekleństwo marynarzy, kiedy Portugalscy żeglarze opłynęli Przylądek Dobrej Nadziei na początku XV wieku, największym wyzwaniem dla nich była walka z siłami natury. Zatoka Stołowa pieniła się wściekle, na potężnych falach ich okręty rzucane były niczym korek od butelki. Deszcz spadł ciężko na posiekane piaskowce znoszące te warunki od 540 milionów lat, czyli od chwili powstania Góry Stołowej. Wraz z obniżającą się temperaturą, deszcz zamienił się w gruby grad.

Obserwowaliśmy to wszystko z przytulnego kempingu Silvermine na terenie Parku Narodowego Góry Stołowej. Byliśmy bezpieczni w dolinie, pełnej kwiatów protea, w centralnej części parku narodowego. Wydawało się że burza szaleje nad naszymi głowami. Siedzieliśmy spokojnie przy gorącym, żeliwnym piecyku, parę szklanek sherry pomogło utrzymać temperaturę ciała. Silvermine Tented Camp jest częścią pięciodniowego szlaku pieszego Hoerikwaggo Trail długości 88 km, biegnącego z Kapsztadu do Cape Point. Wynajęliśmy to miejsce na jedną noc, przyjechaliśmy naszym samochodem. Śpimy obok szczytu Góry Stołowej, wznosimy toasty, czujemy się bezpiecznie w tym przytulnym miejscu. Szałasy są wyposażone w kuchenkę gazową, lodówkę, garnki, talerze i patelnie. Stylowa architektura zlewa się wspaniale z otoczeniem. Nie tylko my czuliśmy się tutaj „jak u Pana Boga za piecem”. Góra Stołowa była schronieniem dla wielu ludzi od tysięcy lat. Pierwsi mieszkańcy Półwyspu Peninsula pojawili się tutaj około 500 tysięcy lat temu. Wiele lat później przywędrowała tutaj ludność Khoisan, żyjąca w miejscach takich jak jaskinia Peers w Fish Hoek, w której w 1929 roku znaleziono czaszkę ludzką liczącą 12 tysięcy lat. Stosunkowo niedawno bo w XV wieku, po miesiącach żeglugi, portugalscy nawigatorzy z daleka zobaczyli w swoich lunetach Górę Stołową.

Następnie Holendrzy docenili jej geograficzne położenie i dogodny klimat. Powstała „Tawerna Mórz”, czyli miejsce gdzie statki mogły zaopatrywać się w świeżą żywność w trakcie żeglugi do odległych lądów. Deszczowa woda spływająca strumieniami ze stoków góry dostarczała środków do życia.

Gdyby nie ta znacząca góra, prawdopodobnie Kapsztad powstał by 100 km dalej, w okolicach dzisiejszej Saldanha Bay. Jest tam bezpieczniejsze, naturalne wybrzeże ale brakuje wystarczającej ilości wody pitnej. Zapotrzebowanie na słodką wodę już dawno przewyższyło możliwości Góry Stołowej, dlatego teraz źródłem zaopatrzenia stały się tamy w górach Hottentots-Holland. Peninsula do tej pory chlubi się naturalną roślinnością, taką samą jaką zastali tutaj portugalscy żeglarze. Jest to bardzo ważne, bo nic takiego nie pozostało na terenie miasta, tylko trochę poniżej. Na powierzchni liczącej 25 tysięcy hektarów rozciągającej się 70 km od Signal Hill na północy do Cape Point na południu rośnie jeszcze ponad 2250 gatunków roślin. Wiele tych roślin występuje tylko tutaj, czasami pozostało tylko 3 albo 4 rośliny danego gatunku.

Roślinność Parku Narodowego Góry Stołowej wchodzi w skład Królestwa Florystycznego (Cape Florific Region) zwanego Capensis wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Całe to miejsce znajduje się w sercu metropolii miejskiej Kapsztadu. Nieliczni turyści mogą zobaczyć unikalny już kwiat Red Disa (Disa uniflora) uważany za kwiat bogów albo jeszcze rzadszy zwany flame-red fire lily (Cyrtanthus ventricosus) kwitnący po naturalnie występujących tutaj pożarach (bez udziału ludzi) co 12 do 15 lat. Unikalne gatunki ptaków, takie jak nektarniki, dudkowce, red-winged starlings, kestrels, możesz też zobaczyć motyla Mountain Pride, zapylającego 15 gatunków fynbosu, mogących przetrwać tylko dzięki niemu. Góra Stołowa jest także domem dla wielu specyficznych gatunków płazów. Tutejsza żaba zwana Ghost Frog, żyje w kilku strumieniach, a ropucha Western Leopard występuje tylko na bagnach w Noordhoek.

Nic dziwnego że Góra Stołowa stała się najbardziej znaną atrakcją turystyczną Republiki Południowej Afryki. Nasza wycieczka do Parku Narodowego Góry Stołowej była dla nas niebywałą przygodą, pomimo że nie zaliczyliśmy safari i nie szukaliśmy słoni i innych wielkich zwierząt.

Widok z Góry Stołowej na Kapsztad


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

piątek, 6 października 2017

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki


Autor: Waldemar Delekta


Na małej farmie w Karru, w RPA udaliśmy się na niezwykłą wycieczkę o wschodzie słońca. Nasz przewodnik zabrał nas na wspaniałe, bardzo interesujące spotkanie z tymi wspaniałymi zwierzętami.


W pensjonacie De Zeekoe właścicielka zaproponowała nam spotkanie z dzikimi surykatkami. Moim marzeniem było zobaczenie tych sympatycznych zwierząt. Nie mogłem spać całą noc, bałem się żeby nie zaspać. Wcześnie rano, na długo przed wschodem słońca czekaliśmy na Devey Glinister, naszego przewodnika od surykatek na skrzyżowaniu ulic George i Oudtshoorn. Podążaliśmy za jego Chevroletem trasą R62. Wkrótce przejechaliśmy przez bramę, którą zamknięto za nami. Parkujemy samochody, Devey zaprasza nas na kawę i suchary. Jest cały czas ciemno, jednak możemy widzieć w pełni Księżyca. Wkrótce jest czas na spotkanie z surykatkami. Devey powiedział nam po drodze że poprzedni wieczór spędził z nimi i wie dokładnie, w której norze śpią. Dodał także że szacunkowy wiek labiryntu nor surykatek wynosi 300 lat i jest on bez przerwy dziedziczony przez nowe generacje. Mamy wielkie szczęście że cały czas to istnieje, właśnie to miejsce było prawie zniszczone w czasie budowy dodatkowego pasa startowego przed Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Przyczyną dlaczego surykatki uwielbiają to miejsce jest fakt że leży na stoku góry biegnącym z północy na południe, jedynym takim w promieniu wielu kilometrów. Surykatki zwykle śpią we wschodniej części, dzięki temu kiedy się obudzą, po wyjściu z domu wchodzą w ciepłe promienie słońca. „Te małe zwierzęta są zależne od słońca, zobaczymy to trochę później” powiedział przewodnik. Bierzemy z sobą składane krzesełka, Devey prowadzi nas w głąb farmy. Podchodzimy do otworu wyjściowego nory i siadamy wokół z naszymi plecami skierowanymi do wschodzącego słońca. Devey mówi że nie pokażą nam się jeszcze, czkają aż zmniejszy się cień powodowany przez niskie krzewy z Karru. Jest teraz trochę czasu na rozmowy o tych miłych zwierzętach. „Pomimo że są one przyzwyczajone do bliskości ludzi, nie oznacza to że będą do nas podchodzić. Będą nas tolerować na odległość 10 do 15 metrów w przeciwieństwie do 200 metrów w normalnych okolicznościach”, powiedział Devey. Jak tylko promienie słońca padły na ściany jednej z nor, pierwsza surykatka pojawia się, stoi na baczność i dokładnie bada otoczenie.

To jest Nicky, ona zawsze jest pierwsza, dodaje Davey.

Staje ona na palcach, pochyla się do tyłu na ogonie i wystawia brzuch do słońca. Dokładnie widać ciemne miejsce na brzuchu, które Devey nazywa „panelem słonecznym”. Surykatki pozbawione są warstwy tłuszczu mogącej utrzymywać ich temperaturę ciała, dlatego przystosowały się podobnie jak zimnokrwiste zwierzęta do pobierania ciepła z otoczenia.

Devey zademonstrował nam jak jak czuły jest „solar panel” na brzuchu surykatki. Podniósł rękę w ten sposób żeby rzucić cień na brzuch Nicky. W tej samej chwili przesuwa się ona w poszukiwaniu słońce. Pojawia się następna, młoda surykatka, ustawia się obok i też zaczyna łapać promienie słońca. Przepiękna afrykańska chwila, siedzimy sobie niczym w kinie i obserwujemy stojące surykatki. Pojawia się trzecia, są trochę zmieszane na nasz widok, ale kontynuują swoje codzienne rytuały. Coraz więcej surykatek pojawia się na powierzchni. Davey dodał że podobnie jak ludzie, niektóre wstają wcześniej, inne lubią trochę dłużej pospać. Mają one jakby fotograficzną pamięć. Skanują otoczenie w poszukiwaniu czy nic nie uległo zmianie.

Ich wzrok jest podobny do naszego, ale są bardziej wyczulone na poruszające się obiekty. Nie są w stanie skupić wzroku w jednym miejscu, widzą wszystko, albo prawie wszystko. Stoją w grupie, bardzo blisko siebie, jednak w sposób żeby się nie zasłaniać wzajemnie. Widać błysk w ich oczach kiedy penetrują wzrokiem otoczenie. Patrzą w górę i wokół siebie, zawsze wracając wzrokiem na nas. Wydają przy tym ciche komentarze. Nicky jest na straży, wydaje co kilka sekund słaby odgłos jako znak że nie ma niebezpieczeństwa. Pojawia się Moaner, samiec, przybyły z innego stada. Cały czas denerwuje go bliskość ludzi. W końcu wszystkie 15 są już na powierzchni, wrona przelatuje obok i wszystkie surykatki jak na komendę skręcają głowy i nerwowo obserwują. Są trochę przeczulone odnośnie ptaków, dlatego wydają trzy rodzaje dźwięków opisujące zagrożenie. Nie lubią też samolotów i będą uważnie obserwować lot z Porth Elizabeth do Kapsztadu, wydając przy tym dla nich tylko zrozumiałe dźwięki.

Wreszcie, wszystkie surykatki są już ciepłe, zaczynają przechodzić wzdłuż stoku wzniesienia. My podążamy za nimi w bezpiecznej odległości. Nadszedł czas na ponowienie przyjaźni przez niewielkie zmagania. Jest to codzienny rytuał żeby przypomnieć kto jest na czele grupy, kto na końcu. Sposobem nadawania stopnia jest osikanie, przez co najważniejsza surykatka będzie miała zapach świeżego moczu.

Młode mają już kilka miesięcy i teraz nadszedł czas na naukę jak polować i unikać drapieżników. Muszą wiedzieć jak uciekać od najwcześniejszych dni swojego życia. Uważane są za przysmak przez węże, mangusy, szakale jak też wiele ptaków drapieżnych. Z kolei surykatki też jedzą węże, skorpiony, myszy, jaszczurki i chrząszcze. Po ustaleniu kto pasuje gdzie w hierarchii, nadszedł czas na polowanie. Obserwujemy jak unosi się trochę kurzu, kiedy kopią w ziemi. Czasami stają pionowo, czasami na czterech łapach, ogony w górze albo w dole, przez cały czas strażnik wydaje sygnał że okolica jest bezpieczna. W ciągu dnia mogą one przejść do 3 km w poszukiwaniu pożywienia. Nie będziemy im w tym przeszkadzać, wracamy do samochodów.

Po drodze jeden z turystów podaje rękę naszemu przewodnikowi. „Spełniłeś moje życiowe marzenie, bardzo dziękuję”, powiedział.

Surykatki w Karru w RPABliskość surykatekwycieczka do Karru w poszukiwaniu surykatekSurykatki zdjęcie


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu

Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu


Autor: Darek Hencner


Przy okazji pobytu w Johannesburgu w RPA polecam odwiedzenie Parku Lwów. Można tam zobaczyć bardzo rzadko występujęce na wolności białe lwy. Istnienie białych lwów było legendą do 1975 roku.


Tradycyjna legenda afrykańska powtarzana z pokolenia na pokolenie mówi biały lew jest dzieckiem Boga Słońca i został zesłany na Ziemię w gwieździe dla ochrony całej rasy ludzkiej. Nasuwa się pytanie, jeśli był wysłany żeby bronić ludzi, dlaczego ludzie je zabijają? Legenda przez długi czas była tylko legendą, nikt nie widział białego lwa do 1975 roku, kiedy to strażnik parku Timbavati natknął się na trzy białe lwiątka. Znalezisko to miało miało tym większe znaczenie że lwiątka znaleziono w Timbavati co w języku Shangaan znaczy „miejsce gdzie gwiezdne lwy przybyły na Ziemię”. W czasie mojego dwudniowego pobytu w Johannesburgu, pierwszą atrakcją jaką pragnąłem zwiedzić był Park Lwów słynący z pokaźnej grupy białych lwów. Tym bardziej że jeśli miejsce to odwiedzili i byli zadowoleni Chris Daughtry, Shakira, Timbaland, Paul Walker i Natalie Portman, mnie też powinno się spodobać. To nie ważne że Born Free i Światowe Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt (WSPA) odradzają odwiedzania Lion Parku. Są zdania, że przyzwyczajanie lwów do ludzi może skrócić ich życie i prowadzi do konfliktu pomiędzy lwem i człowiekiem. Właściciele Parku Lwów tłumaczą, że pieniądze, które płaci się za bilety wstępu idą na ochronę naturalnego środowiska, jednak negatywny wpływ na rehabilitację lwów znacznie przewyższa szkody. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, Johannesburg to bardzo duże miasto, transport publiczny praktycznie tutaj nie funkcjonuje. Nie zdecydowałem się na wypożyczenie samochodu że względu na lewostronny ruch i wysokie ceny w wypożyczalniach samochodów. Na szczęście w internecie znalazłem lokalne biuro podróży prowadzone przez Polaka. Oni odebrali mnie z lotniska, zawieźli do hotelu, po kąpieli i krótkim odpoczynku byliśmy gotowi na zwiedzanie Lion Park. Jeśli wolisz pojechać tam wypożyczonym samochodem, podaję współrzędne GPS S25.59.663 E027, 55.847

Informatory turystyczne mówią że Park Lwów założony został listopadzie 1966 roku przez cyrk Chipperfields. Od samego początku inwestycja okazała się to ogromnym sukcesem, głównie dzięki położeniu w centrum prowincji Gauteng, w pobliżu Johannesburga i Pretorii. Wszystkie lwy czują się tam jak u siebie w domu, panuje tutaj przecież klimat w jakim żyją na wolności. Dlatego Park Lwów nie możemy uważać za zoo, rezerwatem też chyba nie jest. Podzielony na dwie części, pierwsza to roślinożercy z zebrami, żyrafami i większość gatunków antylop niegdyś żyjących na tych terenach. Druga część to kilka ogrodzonych wysokim płotem stanowisk z lwami, likaonami i gepardami. W centralnej części, zaraz obok miejsca gdzie robione są zdjęcia z młodymi lwami można zobaczyć sympatyczne surykatki.

Nasze safari po Lion Park rozpoczęło się zwiedzaniem największej części z żyjącymi ta antylopami, żyrafami i strusiami. Nie chcieliśmy marnować tutaj czasu, przyjechaliśmy tutaj żeby podziwiać białe lwy. Pomimo że lwy były wychowane przez ludzi, robiono z nimi zdjęcia, karmiono z ręki, cały czas mają wrodzony instynkt drapieżnika. Problemem jest że nie rozumieją strategii polowania, na wolności zginęły by z głodu. Mogą być niebezpieczne dla zwiedzających, dlatego niedozwolone jest otwieranie okien w samochodach dla lepszych zdjęć. Przewodnik powiedział nam że biały lew to nie albinos. Posiadają one gen recesywny, czyli ukryty element informacji genetycznej lub genotypu. Biały kolor lwów przeniesiony będzie do pokolenia następnego i w tym następnym pokoleniu ujawni się, gdy jego partnerem będzie identyczny gen recesywny. Recesywny gen nie ujawni się gdy jego partnerem będzie gen dominujący. Nie do uwierzenia że znany czarownik Zuluski Credo Mutwa nie tylko przewidział w latach 60 tych że mityczne białe lwy pojawią się na Ziemi, ale wskazał też miejsce gdzie to nastąpi. Kiedy w 1975 roku strażnik parku natknął się na lwiątka, było to w odległości tylko 47m od przewidzianego miejsca.

W Hollywood krążą pogłoski o kręcenia filmu o Lindzie Tucker, słynnej działaczce na rzecz ochrony białych lwów. W czasie jej pobytu w Parku Narodowym Krugera wydarzyło się coś trudnego do wytłumaczenia. Podczas nocnego safari, samochody zostały okrążone przez stado rozwścieczonych lwów. Uczestnicy safari byli pewni że będą zabici, nagle w buszu pojawiła się stara kobieta niosąca na plecach dziecko. Podeszła powoli i weszła na jeden z samochodów. Jej obecność uspokoiła lwy. Linda Tucker dowiedziała się później że była to Maria Khosa, znana lokalna szamanka uważana za obrońcę lwów.

Zanim ukaże się wspomniany film, polecam obejrzenie filmu White Lion nakręconego w Republice Południowej Afryki. Brały w nim udział właśnie lwy z Lion Parku.

Biały lew widziany w czasie wycieczki do Parku Lwów w Johannesburgu


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Piesza wycieczka na Górę Stołową

Piesza wycieczka na Górę Stołową


Autor: Darek Hencner


Relacja z pięciodniowej pieszej wycieczki na samym końcu Afryki. Wspaniałe widoki i tysiące gatunków unikalnej roślinności pozostaną na zawsze w naszej pamięci.


Góra Stołowa, jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych świata, zapewnia miastu Kapsztad wspaniałe położenie. Nazwana była jako "Stary, Siwy Ojciec Kapsztadu", bo prawdopodobnie bez Góry Stołowej, miasto nigdy nie powstało by właśnie w tym miejscu. Góra Stołowa jest 6 razy starsza niż Himalaje, powstała pod powierzchnią morza około 600 milionów lat temu. Pod wpływem ruchów tektonicznych podniosło się dno morza, co tłumaczy pochodzenie tego ogromnego bloku piaskowca. Kolejka na Górę StołowąWidziana przez marynarzy z odległości 200 km, ułatwiała nawigację do "Tawerny Mórz", oferującej schronienie, pitną wodę i świeże produkty z zawsze zielonych ogrodów i plantacji. Pierwszy marynarz który zobaczył Górę Stołową z pokładu holenderskiego statku dostał w nagrodę dzbanek wina i 10 guldenów żeby kupić więcej wina. Nie do uwierzenia, ale na szczyt Góry Stołowej wiedzie prawie 500 szlaków, od bardzo łatwych a skończywszy na niebezpiecznych wspinaczkach. Wielu turystów poniosło śmierć, nawet jeśli wybrali łatwiejszą trasę. Dlatego wskazane jest wychodzenie w grupie, jako że góra lubi płatać figla i poruszanie się utartymi ścieżkami, wielu turystów spadło w dół w czasie szukania skrótów. Bardzo ważne jest żeby mieć ze sobą wodę i ciepłą odzież. Kiedy tylko chmura nakryje wyższe partie góry, temperatura zaczyna szybko spadać, nawet latem. Wtedy powinieneś niezwłocznie zawrócić. W pełni naładowany telefon komórkowy też jest wskazany. Dlatego już na początku XX wieku planowano budowę kolejki linowej, z powodu wojen i problemów ekonomicznych budowę ukończono dopiero w roku 1929. W sierpniu 2011 ogłoszono pobicie rekordu, na szczyt Góry Stołowej wyjechał kolejką linową 21 milionowy turysta.

Stoki Góry Stołowej porasta roślinność zwana tutaj fynbos licząca aż 1500 gatunków (więcej niż wszystkich gatunków roślin na Wyspach Brytyjskich), w tym 50 endemicznych lub zagrożonych wyginięciem. Czyli, warto jest dobrze się rozglądać, to co znajduje się pod twoimi stopami jest mało znane bardziej interesujące jak skaliste krajobrazy. Wiele gatunków fynbosu sprowadzili do Europy XVIII wieczni kolekcjonerzy i podróżnicy, jako kwiaty doniczkowe Jednym z najbardziej znanych jest pelargonia, po raz pierwszy przywieziona do Europy w 1690 roku, obecnie znana przez wszystkich roślina doniczkowa. Wycieczka do RPA będzie naszym zdaniem udana jeśli poznamy bogactwo tutejszej przyrody, dlatego postanowiliśmy zwiedzić całą Peninsulę na piechotę. Wybraliśmy szlak pieszy Hoerikwaggo Trail biegnący z Przylądka Dobrej Nadziei na sam szczyt Góry Stołowej.

Kwiaty rosnące po pożarach

Trasa tego 75 kilometrowego szlaku pieszego przecina góry, lasy, plaże. Trasa podzielona jest na pięć etapów i jest strasznie męcząca, z wyjątkiem dnia drugiego na trasie z Redhill do Slangkop, uważanego za łatwy. Musieliśmy iść z plecakami po górzystym terenie ale na szczęście wieczorem mogliśmy wykąpać się w ciepłej wodzie i spaliśmy w wygodnych łóżkach. Przewodnicy nasi mieli duże doświadczenie, przekazali nam wiele unikalnych informacji, jakich nie znajdziecie w książkach. Pieszy szlak Hoerikwaggo jest jedynym sposobem na zwiedzenie sekcji Orange Kloof. Rosnący tam niewielki las to tylko pozostałość po masywnych drzewach porastających kiedyś te tereny. Osadnicy europejscy wycieli większość tych

potężnych drzew w początkach XVIII wieku. Nic dziwnego że zarząd parku tak zawzięcie pilnuje tego miejsca, wydając pozwolenia na zwiedzanie tylko dla 12 osób dziennie. Żeby zachować miłą atmosferę, Orange Kloof Tented Camp ma kuchnię i jadalnię zrobioną na wzór tree house. Stojąca na drewnianych palach jadalnia zapewnia wspaniały widok na góry i jest ciepła i przytulna zimą. Przy dobrej pogodzie rozsuwana jest jedna że ścian dla lepszego widoku. Najlepszą tutaj trasą trekkingową jest Disa Gorge, nazwa pochodzi od czerwonych disa (symbol Góry Stołowej) kiedyś rosnących po tej stronie góry. Niegdyś były one bardzo tanie i powszechne, obecnie musisz mieć wiele szczęścia żeby zobaczyć te piękne kwiaty. Miejsca gdzie kwitnie red disa trzymane są w tajemnicy. Trasa Hoerikwaggo Trail biegnie wzdłuż Disa Gorge do samego stołu, na dół możesz powrócić kolejką albo zejść po Platteklip Gorge.

Co 10 do 15 lat samoistnie powstają tutaj pożary (bez podpalaczy). Na czarnym popiele wyrastają wtedy kwiaty flame-red fire lily (Cyrtanthus ventricosus). Przypomina mi to krokusa wyrastającego w białym śniegu, flame-red fire lily wyrasta z czarnego popiołu.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wycieczka do Durbanu w RPA

Wycieczka do Durbanu w RPA


Autor: Darek Hencner


Podczas pobytu w Republice Południowej Afryki nie zapomnij odwiedzić najpopularniejszego ośrodka turystycznego jakim jest Durban. Warto zobaczyć pokaz delfinów w piątym na świecie co do wielkości delfinarium.


Durban to od dawna najpopularniejszy ośrodek turystyczny w Republice Południowej Afryki, dzięki atrakcyjnym plażom, lubianym przez turystów tropikalnemu klimatowi. Przez cały rok możesz spodziewać się ciepłej wody w oceanie, baza turystyczna jest bardzo dobrze rozwinięta w Durbanie. Odkryty przez portugalskiego żeglarza, Vasco da Gama w dniu Bożego Narodzenia w 1497 roku został nazwany "Terra do Natal", co oznaczać miało Kraj Bożego Narodzenia. Portugalczycy już mieli ugruntowaną pozycję w Maputo i nie widzieli potrzeby budowy nowego portu. Dopiero angielscy kolonizatorzy zauważyli duży potencjał naturalny tego miejsca i osiedlili się tutaj w 1824 roku.

Durban liczy 4 miliony mieszkańców i jest trzecim pod względem wielkości miastem RPA, pomimo tego nigdy nie doczekał się statusu stolicy prowincji Kwa Zulu-Natal. Istnieje tutaj największy i najruchliwszy port w całej Afryce. W Durbanie mieszka duża społeczność hinduska licząca ponad milion osób. Są to potomkowie dawnych robotników przywiezionych tutaj w latach sześćdziesiątych XIX wieku do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. Podczas pobytu w RPA powinno się odwiedzić Durban. Można tam spędzić kilka dni na odpoczynek na plaży albo zrobić sobie trzydniową wycieczkę po największych atrakcjach turystycznych tego miasta. Większość turystów najlepiej wspomina z Durbanu riksze. Warto jest udać się na przejażdżkę tymi starymi, ale barwnymi pojazdami. Może wydawać się niehumanitarnie siedzieć w wózku ciągniętym przez człowieka, ale dzięki turystom mężczyźni ci utrzymują swoje liczne rodziny. Przejażdżka jest niezwykła, rikszarze wykonują różne "sztuki", podczas których pasażerowie prawie lądują na ziemi głową w dół. W połowie XIX wieku po Durbanie jeździło około 10 tysięcy takich pojazdów, które przywędrowały z Japonii. Obecnie jest ich zaledwie kilkanaście tworząc prawdziwą atrakcję turystyczną. Właściciele wymyślają coraz to zabawniejsze i bardziej kolorowe stroje, ponieważ każdego roku miejski samorząd organizuje dla nich konkursy z cennymi nagrodami.

Ciepłe wody oceanu przyciągają wielu plażowiczów, na tutejszych plażach wylegują się tłumy turystów przybywających z odległych zakątków RPA. Najbardziej zatłoczona plaża to South Beach ale North Beach i pobliska Bay of Plenty nie są dużo luźniejsze. Jedynym problemem jest występowanie tutaj rekinów ludojadów. Dlatego kilkaset metrów od brzegu zainstalowano 300-metrowe siatki, które mają ochraniać przed rekinami. Codziennie siatki te sprawdzane są przez strażników, którzy uwalniają zaplątane rekiny i ryby. Część rekinów jednak zręcznie omija zapory i dlatego plażowi ratownicy ostrzegają, by nie kąpać się w nocy. Centrum Durbanu przecina zamknięta dla ruchu kołowego Marine Parade, czyli hałaśliwy i zatłoczony ciąg basenów, salonów gier, hoteli i restauracji. W najbliższej okolicy leżą też inne największe atrakcje turystyczne Durbanu. Nadmorski bulwar Golden Mile (Złota Mila), ciągnie się przez prawie 6 km na południe od ujścia rzeki Umgeni aż do głównego portu. Plaże sąsiadujące z Golden Mile są wymarzonym miejscem do opalania, surfowania i oddawania się innym formom czynnego wypoczynku.

Delfiny na pokazie w Durbanie widzianym w czasie wycieczki


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

czwartek, 5 października 2017

Wycieczka do Wodospadu Wiktorii, spełnione marzenie z dzieciństwa

Wycieczka do Wodospadu Wiktorii, spełnione marzenie z dzieciństwa


Autor: Darek Hencner


Nawet w moich najśmielszych marzeniach nie myślałem, że moje pragnienie z dzieciństwa, żeby pojechać na wycieczkę do Afryki Południowej spełni się. Oto relacja z wyprawy mojego życia.


Jeszcze w dzieciństwie oglądałem program telewizyjny o Wodospadzie Wiktorii i Delcie Okawango. W mojej dziecięcej wyobraźni wyobrażałem sobie ten inny, nieosiągalny świat. Moim marzeniem, od kiedy mogę pamiętać było odwiedzenie mokradeł Delty Okawango i Wodospadu Wiktorii. Nawet nie myślałem że kiedyś uda mi się zrealizować moje marzenia. Na internecie przypadkowo znalazłem interesującą ofertę wycieczki do Afryki Południowej. Bez zastanawiania się dokonałem rezerwacji żeby już nie zmienić zdania. W ten sposób spełniły się moje dziecięce marzenia. Wszystkie atrakcje wycieczki do Afryki były dla mnie ogromnym przeżyciem, jednak z braku czasu najpierw opiszę Wodospad Wiktorii. Wycieczka do Wodospadu WiktoriiDojechaliśmy do wodospadu, na granicy Zimbabwe z Zambią. Wysiadamy z samochodu i mimo palącego słońca na ciele czujemy drobniutkie kropelki mżawki. To dziwne uczucie, ale jakże w upalny dzień przyjemne. Jakie na mnie zrobi wrażenie? Czy się nie zawiodę, czy oglądany z bliska wodospad zostawi ślad w mojej wyobraźni? Czy faktycznie jest to wyprawa mojego życia? Zaraz się o tym przekonam. Przechodzimy do wejścia, płacimy 20 dolarów i już jesteśmy za bramą. Mijamy wracających turystów, wszyscy wyglądają na zadowolonych, ale nikt nic nie mówi. Mają ze sobą płaszcze przeciwdeszczowe i parasolki. W miarę zbliżania się do Wodospadu Wiktorii, mżawka przybiera na sile, zamieniła się w deszcz. Panuje wielki hałas, szeroka, ściana spienionej wody upada z łoskotem i wielką energią w dół. Staram się zrobić trochę zdjęć, nie dbam o to że wilgoć może uszkodzić mój aparat fotograficzny. Idziemy wijącą się dróżką do kolejnych punktów widokowych, gdzie mogę robić zdjęcia z innymi ujęciami. Wiele osób po zobaczeniu wodospadu szybko wraca, ja postanowiłem pozostać tutaj tak długo jak się da, jak by nie było, Wodospad Wiktorii był moim marzeniem życia. Wchodzimy w coraz głębiej w deszczowy las ze wspaniałymi okazami roślinności. Panują tutaj doskonałe, tropikalne warunki dla tych wspaniałych drzew. Jesteśmy przemoczeni, ale nie czujemy tego, koncentrujemy się na majestatycznym Wodospadzie Wiktorii. Przez cały czas widoczna jest tęcza, tego nie widziałem w telewizji. Przy pełni Księżyca można zobaczyć tęczę nawet w nocy. Wodospad Wiktorii jest największym i najbardziej znanym pomnikiem przyrody w Afryce Południowej. Odkryty w roku 1855 przez podróżnika szkockiego, Davida Livingstona, był on zafascynowany odkryciem dlatego nadał wodospadowi imię królowej. Woda spada na szerokości całej rzeki Zambezi, czyli dystans 1,7 km w dół granitowych występów skalnych około 105 m powodując przy tym ogromny huk. Porównując inne wodospady, Wodospad Wiktorii jest szerszy od Niagary, liczącej prawie 1000 metrów, ale przegrywa z najszerszym wodospadem w Laosie - Khome Falls, o szerokości aż 10,6 km. Jeśli chodzi o wysokość, to Wodospad Wiktorii jest wiele niższy od Salto Angel w Wenezueli liczącego 800-900 metrów, ale przewyższa Niagarę mającą jedynie 58 metrów. Wodospad Wiktorii jest też większy od Niagary jeśli brać pod uwagę ilość spadającej wody, w porze deszczowej spada tu średnio 10 milionów litrów wody na sekundę, w Niagarze tylko 6,8 milionów, ale najwięcej wody spada w wodospadzie Iquacu na granicy Brazylii i Argentyny, gdzie płynie aż 55 milionów litrów wody na sekundę. Wypożyczalnia płaszczów przeciwdeszczowych przy Wodospadzie Wiktorii

Rzeka Zambezi jest najbardziej zarybioną rzeką w Afryce, do dzisiaj nie została zatruta przez cywilizację. Przez środek wodospadu przebiega granica między Zimbabwe i Zambią. Wodospad Wiktorii należy w 1/3 do Zambii.Słynny most na rzece Zambezi, zbudowany w początkach XX wieku łączący Zambię z Zimbabwe ma wysokość 111 metrów, i jest to jedno z najwyższych w Afryce miejsc do skoków na bungie. Procedura skoków jest taka sama jak w innych miejscach, z wyjątkiem, że potrzebujesz paszport żeby dostać się na most. Po skoku jesteś wyciągany z powrotem na most. Rzeka Zambezi słynie ze klasy światowej spływów dla miłośników white water rafting, uznanych przez Brytyjski Związek Canoe jako klasa 5 na sześciostopniowej skali. Przy okazji pobytu przy wodospadzie nie mogłem oprzeć się pokusie udania się na rafting po Zambezi.

Wycieczkę do Afryki Południowej uważam za przygodę mojego życia. Cieszę się że spełniły się moje dziecinne marzenia.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Relacja z wycieczki do Namibii

Relacja z wycieczki do Namibii


Autor: Darek Hencner


W Namibii zobaczyliśmy dziewicze parki narodowe, bezkresne obszary pustynne, kilometrowe piaszczyste plaże, góry i płaskowyże. Bez problemu natknęliśmy się na słonie, surykatki, gepardy. Wycieczka do Namibii bez wątpienia stała się naszą afrykańską przygodą życia.


Namibia - niesamowity kraj z dziewiczą przyrodą, niepowtarzalnymi krajobrazami i możliwością poznania fascynujących kultur afrykańskich. Od zachodu otulony Atlantykiem, od wschodu Pustynią Kalahari. Północna granica to rzeki Okawango i Zambezi, południowa - rzeka Oranje. Namibia jest krajem bardzo rozległym. Warto o tym pamiętać przed wyruszeniem w podróż. Jeżeli miejscowi mówią, że jakiś punkt znajduje się blisko, najprawdopodobniej mają na myśli odległość ok. 200 km. Dystans między kolejnymi atrakcjami turystycznymi na ogół odmierza się tutaj w setkach kilometrów. Mimo to niezmiernie przyjemnie podróżuje się po tym pustkowiu samochodem. Przemierzając bardzo dobrej jakości drogi szutrowe, możemy podziwiać zmieniającysię krajobraz – od pustynnego przez półpustynny do sawannowego. Oczywiście miasta są bardziej zaludnione. 250-tysięczną stolicę Namibii - Windhoek – nazywa się często stolicą w sawannie. Jest to romantyczne miasto gdzie nowoczesna architektura przeplata się z dawnymi kolonialnymi budynkami. Na ulicach widzimy ludzi z różnych plemion i ras: Ovambo, Herero, Damara, potomkowie Buszmenów i biali. Przeplatanka różności, odmienność i egzotyka! wydmy_sossusvlei_t

Windhoek leży 1700 m n. p. m. i jest jedną z najwyżej położonych stolic świata. Klimat przyjazny człowiekowi. Słońce świeci 330 dni w roku, łatwo planować wycieczki w nieznane, nie zaskoczy cię niespodziewana ulewa. Zimą (od czerwca do września) temperatury kształtują się w granicach 5 do 18ºC, noce są chłodne, chociaż słupek rtęci rzadko spada poniżej zera i prawie nigdy nie ma tutaj śniegu. W pozostałych miesiącach roku jest tutaj gorąco, w styczniu temperatura dochodzi do 31ºC. Pierwszym punktem naszej wycieczki był- Ludertiz, małe, portowe miasteczko nad Atlantykiem. Kiedy w 1908 r. odkryto w tym miejscu diamenty, rozpoczął się okres świetności miasta Luderitz. Przybyło tutaj wielu ludzi pragnących szybko się wzbogacić. Ci, którzy nie znaleźli drogocennych kamieni, postanowili zająć się hodowlą owiec karakułowych. Jakieś 10 km na wchód od Luderitz, resztki osady – "Miasto Duchów". Jest to zupełnie opuszczone miasto. W początkach XX wieku znaleziono tutaj diamenty, miasto szybko się rozwijało, powstał nowoczesny szpital, kasyno, teatr, sklepy. Kiedy tylko znaleziono bogatsze złoża diamentów w Oranjemund, mieszkańcy szybko przenieśli się. Fascynujące jak szybko ludzie dorabiali się fortun na diamentach. Ziarnko po ziarnku piasek przesypał się do środka, zasypując niższe piętra domów, okna patrzą na nas bez szyb, wiatr gra w futrynach. Chodząc po opuszczonych ulicach możemy wyobrazić sobie dawnych mieszkańców, cały czas odczuwa się atmosferę tego miasta. Z "Miasta Duchów" pojechaliśmy na niezwykłą Plażę Agatów. Turyści chodzą schyleni, wszyscy szukają wymywanych przez fale Atlantyku agatów. Wyruszamy dalej, 1000 kilometrów do Swakopmund. Mijamy plantacje daktyli i wiele samotnych drzew kokerboom. Po drodze zatrzymamy się nad kanionem rzeki Fish. Punkt widokowy jest 15 km od bramy, nad samym urwiskiem kanionu. Oczy nie mogą się przyzwyczaić do takich przestrzeni. Jesteśmy bardzo wysoko, a pod nami, ciągnący się na kilkanaście kilometrów w obie strony, kanion rzeki Rybnej. Czekamy na zachód słońca, w czerwonych odcieniach zachodzącego słońca kanion staje się bardzo fotogeniczny. Na noc zatrzymujemy się na kempingu zbudowanym na pustyni Namib. Następnego dnia przekraczamy Zwrotnik Koziorożca, dojeżdżamy do małego, popularnego nadmorskiego miasteczka - Swakopmund. Na pustyni Namib, otaczającej Swakopmund, są najwyższe wydmy piaskowe na świecie. Mamy czas na zwiedzanie miasta i wysłanie wiadomości do znajomych z kafejki internetowej, później udajemy się na sandboarding, czyli zjeżdżanie na desce z wydmy piaskowej.Sandbording na wydmach w Namibii

Następnego dnia udajemy się do do Narodowego Parku Namib – Naukluft, tam zwiedzamy kanion Sesriem i wspinamy się na okoliczną wydmę piaskową. Spać idziemy wcześniej bo jutro przed wschodem słońca musimy być na Wydmie 45, oddalonej 45 km od kempingu. Wspinamy się mozolnie na Wydmę45, piach obsuwa się tak pod nogami. Pamiętajmy żeby ruchome obiektywy naszych aparatów fotograficznych nie zetknęły się z piachem. Nawet kilka ziarenek piasku może na zawsze unieruchomić ruchome części naszego aparatu. Na szczycie wydmy czekamy na spektakularny wschód słońca. Mały żuczek biegnie, szybko przebierając nogami. Zatrzymuje się, chwila zastanowienia i nagle nurkuje w piachu. Oczy głupieją, tracą poczucie odległości, powietrze faluje nad przesypującymi się wydmami. Samochód na dole wydaje się malutki, szczyt góry przybliża. Kolczaste, jaskrawo - zielone krzewy wystają z piasku. Wiatr nieustannie przesypuje ziarenka, tak jakby bawił się i tworzył swoje nowe dzieła. Zbiegamy w dól dużymi susami. Wszystko się iskrzy i świeci, piasek jak małe diamenty. Po powrocie na dół udaliśmy się na pieszą wycieczkę po pustyni pod opieką doświadczonego przewodnika. Zobaczyliśmy wiele roślin i zwierząt, które zdołały się przystosować do życia w tak trudnych warunkach. Zwiedziliśmy Deadvlei, czyli miejsce z kikutami akacji erioloba liczącymi ponad 800 lat ale dobrze zachowanymi w suchym klimacie. Idziemy, ale tak jakby się stało w miejscu. Złudzenie, "fata-morgana"? Z Parku Narodowego Namib – Naukluft wracamy do Windhoek. Tutaj kończy się nasza Namibijska przygoda.

Surykatki na Pustyni Namib


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Miasta Szwajcarii

Miasta Szwajcarii


Autor: Tomaszek


Szwajcaria to kraj o bogatej tradycji, prawie każde miasto ma tutaj swój specyficzny klimat. Mówi się, że mają one „kieszonkowy format”, czyli taki, który pozwala swobodnie poruszać się spacerem po licznych zakątkach.


GenewaPopularność kraju sprawia, że coraz więcej tutaj nowoczesnych hoteli, ekskluzywnych restauracji i przytulnych kawiarni. W Lucernie znajduje się hotel zakwalifikowany do jednych z najbardziej oryginalnych w Europie, gdyż zlokalizowany jest w dawnym więzieniu. Nocleg stylizowany na więzienne cele, już sam w sobie stanowi wielką atrakcję. To co przyciąga turystów z całego kontynentu to wielka gościnność tubylców. Szwajcaria na cały świat słynie z oryginalnej kuchni, wybornych serów, smakowitej czekolady i nietypowych piw i win.

Do najpopularniejszych miast Szwajcarii zalicza się Genewę. Jest ona uważana za stolicę kultury kraju. W Genewie maja swoją siedzibę organizacje o znaczeniu międzynarodowym. W mieście ponadto znajduje się około 30 muzeów, liczne teatry, kina i opery. W Genewie na szeroka skale odbywa się także produkcja zegarków. W mieście znajduje się muzeum z zegarkami a także ogromny zegar zrobiony z kwiatów.

Lozanna to przepiękne miasto Szwajcarii zlokalizowane nad Jeziorem Genewskim. Plasuje się na piątym miejscu pod względem wielkości. Jej nazwa ma swoje źródło w stromych stokach na których jest położona. Na turystów czeka tu mnóstwo atrakcji. Między innymi są to liczne muzea, katedra gotycka, a także zamek biskupi.

Największe miasto kraju a także główny ośrodek gospodarczy kraju to Zurych. Oprócz licznych zabytków i muzeów jest to jedne z najbardziej rozrywkowych miejsc Szwajcarii. Co roku bardzo mocno pielęgnuje się tutaj tradycje obchodząc tradycyjne święta. W kwietniu odbywa się parada rzemieślników. W sierpniu z kolei odbywają się imprezy techno, które manifestują wolność, tolerancje i liberalizacje. Początek jesieni poświęcony jest kulturalnym rozrywką, gdyż wtedy na pierwszy plan wysuwają się pokazy teatralne.

Szwajcaria kryje w sobie wiele pięknych miast i zakątków, które warto odwiedzić o każdej porze roku. Najczęściej lecąc do Szwajcarii wybieramy linie lotniczą Swiss. Ten przewoźnik również odzwierciedla szwajcarską precyzje i profesjonalizm. Jest laureatem licznych nagród w tym wyróżnienia jako najpunktualniejszej linii lotniczej Europy.

Genewa


Linie lotnicze SWISS

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.