niedziela, 31 maja 2015

Niespotykana rafa koralowa w Boeingu 737

Niespotykana rafa koralowa w Boeingu 737


Autor: Edyta .


Niektórzy z hobbystów i pasjonatów mają wręcz niewyobrażalne pomysły. Kanadyjczycy wpadli na pomysł utworzenia z samolotu Boeing 737 rafy koralowej. Co z tego wyszło - zapraszam do lektury.


Na wschodnim wybrzeżu Kanady niedaleko Vancouver znajduje się jedyna na świecie niespotykana sztuczna rafa koralowa, powstała poprzez celowe zatopienie Boeinga 737. Zanim odrzutowiec spoczął na dnie wód i stał się atrakcją turystyczną dla nurków i hobbystów przeszedł długą i żmudną drogę przygotowań. Proces przygotowań do zwodowania kolosa trwał kilkanaście miesięcy i był procesem bardzo trudnym.

Już w początkowej fazie pasjonaci nurkowania spotkali się z oporem ze strony ekologów, którzy uważali, że samolot na dnie wód jest szkodliwy dla środowiska. Jednak na przykładzie zatopionego 10 lat wcześniej okrętu wojennego udowodniono, że wrak na dnie może nie tylko nie być zagrożeniem, ale też przynosić pożytek - we wraku zaczyna powstawać nowe życie. Jest to raj i rezerwat dla morskich zwierząt takich jak krewetki, kraby, ryby i inne morskie stworzenia.

Pierwszy etap polegał na przewiezieniu samolotu z jednego miejsca w drugie, gdzie do samolotu miano przyspawać cztery 3-metrowe cokoły, które miały ustabilizować maszynę pod wodą jak i w przyszłości stanowić ciekawe miejsca dla nurków. Aby podnieść samolot, a potem przyspawać do niego ogromne podpory (każda ważąca 15-20 ton) trzeba było sprowadzić ogromnego 60-tonowego żurawia. Pogoda nie sprzyjała konstruktorom i do końca nie wiadomo było czy operacja się powiedzie. Pomimo przeciwności losu udało się umieścić 17 tonowy płatowiec na podporach.

Następnym etapem było przewiezienie samolotu na miejsce zatopienia. Była to bardzo skomplikowana operacja, ponieważ płatowiec trzeba było przewieźć na ogromnej barce i zrobić podczas przypływu. Inaczej barka z samolotem mogłaby ugrząźć na dnie morskim. Było to jesienią, dlatego pogoda w rejonie Vancouver nie była sprzyjająca. Jednak i ta operacja powiodła się i Boeing 737 płynął na barce na miejsce swego ostatniego spoczynku.

Ostatnim etapem było zatopienia odrzutowca. Każdy fałszywy ruch mógł skończyć się fiaskiem. Pod wodą zainstalowano specjalną kamerę, dzięki której konstruktorzy mogli obserwować i kontrolować położenie Boeinga na dnie. Ostatecznie cała operacja zakończyła się olbrzymim sukcesem i po wielu trudach Boeing 737 spoczął na dnie morza.

Tak więc mimo początkowego sprzeciwu ekologów oraz wszelkich innych trudności samolot spoczął na dnie w pobliżu Vancouver. Już po tygodniu od tej skomplikowanej i arcytrudnej operacji do Boeinga zaczęli się wprowadzać nowi, podwodni lokatorzy. Po pół roku samolot jest już schronieniem dla morskich zwierząt, ale także a może przede wszystkim świetnym widowiskiem i atrakcją turystyczną, a przede wszystkim rajem dla nurków, zwłaszcza tych lubujących się w zwiedzaniu podwodnych wraków.
www.hobby.pl - portal dla ludzi z pasją Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wczasy w Turcji - co warto wiedzieć!

Wczasy w Turcji - co warto wiedzieć!


Autor: Mirosław Nikolin


Turcja jest krajem położonym na styku dwóch kontynentów: Azji i Europy. Część europejska to zaledwie 3% powierzchni kraju. Pozostała część kraju leży na półwyspie Azji Mniejszej. Centralną i zachodnią część półwyspu zajmuje Wyżyna Anatolijska, wzniesiona średnio do 800-1500 m n.p.m. Porozcinana jest licznymi, rozległymi kotlinami.


Nad całą wyżyną dominują wygasłe wulkany, z których najwyższy jest Erciyas (3917 m n.p.m.). Wyżyna prawie ze wszystkich stron otoczona jest górami. Na północy wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego ciągną się Góry Pontyjskie, a na południu – Góry Taurus. Wschodnią część Turcji stanowi Wyżyna Armeńska. Charakterystyczne dla Turcji jest występowanie sporej liczby jezior. Największe z nich – Jezioro Wan - leży na Wyżynie Armeńskiej.

W związku z dominacją islamu turyści winni przestrzegać miejscowych zwyczajów przy zwiedzaniu meczetów i innych obiektów religijnych. Podczas ramadanu, w miejscach publicznych, nie należy w spożywać posiłków. Kobiety powinny unikać w niektórych rejonach kraju noszenia ubiorów zbyt prowokujących, nawet na plażach.
Turcy są znani z gościnności i życzliwości, a także ognistego temperamentu, dlatego uchodzą za świetnych towarzyszy podczas imprez. Udzielanie gościny to powinność każdego muzułmanina. Jeżeli ktoś puka do drzwi, choćby nie był przyjacielem zostanie zawsze zaproszony i poczęstowany jedzeniem i piciem.

Osobom spędzającym wczasy w Turcji, kraj ten oferuje wysokie postrzępione górskie pasma, które ciągną się na północ, południe i wschód od Wyżyny Anatolijskiej, a także malownicze krajobrazy samej wyżyny. Ponadto wybrzeża czterech mórz: Śródziemnomorskiego, Marmara, Egejskiego i Czarnego kuszą piaszczystymi plażami i lazurową wodą. Zwolennicy czynnego wypoczynku mogą uprawiać w Turcji nie tylko sporty wodne, ale również rekking i paragliding.
Na miłośników historii czekają pozostałości z czasów neolitu, Hetytów, Greków i Rzymian, a także znakomite przykłady sztuki bizantyjskiej, meczety i muzea imperium osmańskiego, które znajdują się w wielu tureckich miastach.

Najszybciej do Turcji można dotrzeć samolotem. Najwięcej połączeń lotniczych obsługuje lotnisko Atatürka w Stambule. Bezpośrednie połączenie między Warszawą i Stambułem utrzymują PLL LOT i Turkish Airlines, loty odbywają się 6 razy w tygodniu. Inne międzynarodowe porty lotnicze są zlokalizowane w Adanie, Ankarze, Antalyi, Bodrumie, Dalamanie oraz Izmirze.
Osoby pragnące pojechać na wycieczki do Turcji drogą lądową, podróżują samochodem bądź autokarem. Podróż jednak jest bardzo długa (ok.40 godz.) i uciążliwa (kłopoty z zakupem paliwa). Najkrótsza droga wiedzie przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię.
Pociągi nie mają bezpośredniego połączenia z miastami tureckimi. Podróż w dwie strony z przesiadką jest bardzo droga, łatwiej skorzystać z oferty tanich połączeń lotniczych. Najdogodniejsze jest połączenie z Warszawy do Stambułu (EuroCity) z przesiadką w Budapeszcie.

Zwiedzanie
Troja - jeden z najsławniejszych punktów archeologicznych na świecie.
Pamukkale - to wyjątkowe miejsce ze śnieżnobiałymi, wapiennymi tarasami na niemal 200 metrowym klifie, wypełnione wodą ze źródeł termalnych. W centrum uzdrowiska znajdują się ruiny Hierapolis - starożytnego miasta uzdrowiskowego.
Park Narodowy Göreme i skalne miasto Kapadocja.
Ararat - najwyższa góra Turcji (5137 m n.p.m.), wulkan przykryty czapą wiecznego śniegu.
Bodrum - jedna z najpiękniejszych miejscowości letniskowo-wypoczynkowych z portem, skąd codziennie odpływają promy na greckie wyspy: Kos i Rodos. Znajduje się też tutaj grobowiec Mauzolosa oraz bajkowy zamek św. Piotra.
Efez – obecnie teren objęty wykopaliskami. Znajdują się tu świątynie, agory i teatr.
Stambuł – miasto, gdzie podziwiać można Kościół Mądrości Bożej, Pałac Topkapi, Yerebatan Sarayi, Kariye Camii, Wielki Bazar, Muzeum Archeologiczne, Adampol.
Nemrut Dagi – ogromne, kamienne posągi na ponad 2 tys. m n.p.m. Reklamowane jako ósmy cud świata.

Ambasady

Ambasada RP
Atatürk Bulvari 241
Kavaklidere PK 20, 06650 Ankara
tel. (0-090312) 467-56-19, 467-33-15, 4572000 4572001
fax. 467 89 63
e-mail: polamb@superonline.com , polamb@ada.net.tr
www.polonya.org.tr
Biuro Podróży - www.CentralTravel.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Chorwacja - popularny kierunek wakacyjny

Chorwacja - popularny kierunek wakacyjny


Autor: Mirosław Nikolin


Republika Chorwacka leży w Europie Centralnej, nad Morzem Adriatyckim. Graniczy ze Słowenią, Węgrami, Jugosławią oraz Bośnią i Hercegowiną. Ukształtowanie terenu jest zupełnie różne w części północnej i południowej Chorwacji.


Republika Chorwacka leży w Europie Centralnej, nad Morzem Adriatyckim. Graniczy ze Słowenią, Węgrami, Jugosławią oraz Bośnią i Hercegowiną. Ukształtowanie terenu jest zupełnie różne w części północnej i południowej Chorwacji. Północna Chorwacja, w której skład wchodzą krainy Slawonia i Barania, jest niziną (Nizina Panońska), z rzadkimi i niskimi (do 500 m n.p.m.) górami. Jest to obszar rolniczo - przemysłowy. Natomiast południowa część Chorwacji jest górzysta, począwszy od Istrii, przez Gorski Kotar i Velebit, na całej Dalmacji kończąc. Mimo to, w Chorwacji nie ma gór wyższych niż 2000 m n.p.m. Najwyższym szczytem jest Dinara (1831 m), leżąca na granicy z Bośnią i Hercegowiną niedaleko miasta Knin.

Na kulturę Chorwacji silnie oddziałuje kultura zachodnioeuropejska, śródziemnomorska a także słowiańska. Chorwaci są z reguły bardzo serdeczni i przyjacielscy. Charakteryzują się też dość głośnym i żywym sposobem mówienia. Jak w większości krajów śródziemnomorskich, po południu Chorwaci celebrują sjestę, a życie towarzyskie rozpoczyna się wieczorem. Sezon turystyczny w Chorwacji zaczyna się w kwietniu i trwa do października. Chorwacja posiada idealny dla rozwoju turystyki klimat. Regiony nadmorskie są jednymi z najbardziej słonecznych w całej Europie. Osoby planujące wczasy w Chorwacji mogą mieć niemalże pewność, iż pogoda nie zawiedzie. Nad morzem lata są słoneczne, upalne i suche. Średnia temperatura lipca to 24°C, jednak często (zwłaszcza w sezonie) dochodzi do 28–30°C, a czasami nawet 40°C. Wody Morza Adriatyckiego są czyste, silnie zasolone i ciepłe (latem średnia temperatura na otwartym morzu wynosi 22– 25°C).

Osoby pragnące spędzić wakacje w Chorwacji najczęściej w podróż wybierają się samochodem bądź autokarem. Najszybciej do Chorwacji można dotrzeć samolotem. Chorwackie porty lotnicze obsługują loty zagraniczne w Zagrzebiu, Splicie, Dubrowniku, Puli, Rijece, Zadarze i Osijeku. Jest to jednak jedna z bardziej kosztownych form podróży. Można jednak skorzystać z oferty tanich linii lotniczych (np. SkyEurope, Norwegian, Austrian).

Kuchnia chorwacka jest dosyć specyficzna i zróżnicowana zależnie od klimatu. W części północnej jedzenie jest zbliżone do naszego - europejskiego. Na wybrzeżu dominują głównie potrawy lekkostrawne (ryby, sałatki, owoce morza). Mało popularna jest wieprzowina a sporo jada się tu baraniny i ryb. Wybór ryb jest bardzo duży. Począwszy od oslic (morszczuk), zubatac na mięsie z rekina skończywszy. Z owoców morza najpopularniejsze są lignje, czyli kalmary.

Co warto zobaczyć:

Zagrzeb i okolice: Starówka w Zagrzebiu, Varaždin, Hrvatsko Zagorje.
Istria: Amfiteatr w Puli, Bazylika Eufrazjana w Poreèu, Rovinj, Kanał Limski, Park Narodowy Brijuni, Hum, Roè i aleja Głagolicy.
Dalmacja: Zabytki Zadaru, Park Narodowy Paklenica, Park Narodowy Krka, średniowieczne starówki Szybeniku i Trogiru, Pałac Dioklecjana w Splicie, Plaże i góry Makarskiej Riwiery, Dubrownik. Wyspy Dalmacji: Pag, Park Narodowy Kornati, plaża Zlatni rat na Braèu, miasto Hvar i Korèula, Stara cesta na Hvarze, Park Narodowy Mljet.
Kvarner: Wzgórze Trsat w Rijece, Riwiera Opatijska, Twierdza Nehaj w Senju, Fiord Zavratnica, Park Narodowy Północny Velebit. Wyspy Kvarneru: Starówki Krku i Baški na wyspie Krk, Lubenice na Cresie, szczyt Televrina na Lošinju, i piaszczyste plaże półwyspu Lopar.
Chorwacja Środkowa: Starówka-twierdza w Karlovacu, Park Narodowy Jeziora Plitwickie.

Ambasady
Ambasada RP w Chorwacji,
10000 Zagrzeb, ul. Krležin gvozd 3,
tel. 00385/1/ 4899444, fax 00385/1/4834577,
ambasada-polska@zg.t-com.hr;
Wydział Konsularny, tel./fax 00385/1/4899444, fax 00385/1/4899420.
Wszystkie oferty last minute pod jednym adresem www.CentralTravel.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Bułgaria dalej popularna

Bułgaria dalej popularna


Autor: Mirosław Nikolin


Bułgaria leży w samym sercu Półwyspu Bałkańskiego, na granicy Europy i Azji. Sąsiaduje z Serbią, Macedonią, Rumunią, Grecją i Turcją. Około 5% obszaru Bułgarii przekracza wysokość 1600 m n.p.m., a 70% zajmują góry i wyżyny.


Bułgaria leży w samym sercu Półwyspu Bałkańskiego, na granicy Europy i Azji. Sąsiaduje z Serbią, Macedonią, Rumunią, Grecją i Turcją. Około 5% obszaru Bułgarii przekracza wysokość 1600 m n.p.m., a 70% zajmują góry i wyżyny. Główną atrakcją kraju jest czyste i piękne wybrzeże Morza Czarnego przyciągające turystów z całego świata.
Obowiązujący język to język bułgarski, a waluta to 1 lew (BGN), dzieli się na 100 stotinek. Stolicą kraju jest Sofia (Sofija).


Kultura Bułgarii przesycona jest artystyczną działalnością. Na szczególną uwagę zasługuje interesująca muzyka folkowa, znana na świecie od połowy lat 80. i uważana za kulturalną wizytówkę Bułgarii. Najbardziej popularny jest kobiecy śpiew i zespoły weselne. Tradycyjnie muzycy to zazwyczaj Cyganie, gdyż ich występy są ekspresyjne i zawierają dużą dawkę spontaniczności.
Osoby spędzające wczasy w Bułgarii muszą pamiętać, że Bułgarzy odwrotnie interpretują kiwnięcia głową na „tak” i „nie”. Gesty te są często przyczyną wielu nieporozumień między turystami a miejscowymi.

Najlepszą porą na wakacje w Bułgarii jest maj – wrzesień. Lata są bardzo gorące i suche, więc dobrym wyborem może być wiosna i wczesna jesień. Jednak największe rzesze turystów ściąga nad Morze Czarne na przełomie lipca i sierpnia. Wówczas panują 30-stopniowe upały i bezchmurne niebo. Jednakże w sezonie ceny w Bułgarii są znacznie wyższe.
Najwygodniej dotrzeć do Bułgarii na pokładzie samolotu. Samoloty PLL LOT latają codziennie z Warszawy do Sofii a latem dodatkowo uruchamiane są połączenia czarterowe do Burgas i Warny (raz w tygodniu).

Kuchnia bułgarska jest typową kuchnią bałkańską. Widać to po popularnych sałatkach z pomidorów, papryki, cebuli i owczego sera, tureckich kebabach i kebaczetach (kotlety z baraniny przypominające hamburgery). W Bułgarii je się stosunkowo dużo mięsa, owoców i warzyw. Popularne są dania mięsne przypominające gulasz z dodatkiem dużej ilości cebuli lub warzyw. W tych nadmorskich rejonach kraju jada się oczywiście sporo ryb (głównie jesiotra i makrelę). Ponieważ Bułgaria jest krajem o ciepłym klimacie stąd latem jada się bardzo dużo owoców (głównie brzoskwiń) i warzyw (przede wszystkim pomidorów), służących przede wszystkim do przygotowania sałatek i surówek. Najpopularniejszą z sałatek jest bez wątpienia sałatka szopska, którą można zamówić w większości restauracji w Bułgarii.

Bułgaria posiada wiele, niezwykłych zabytków, 12 bardzo dobrze zadbanych parków narodowych, świetnie zagospodarowane i czyste plaże. Na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego panują świetne warunki do uprawiania sportów wodnych, jak żeglarstwo, windsurfing, parachuting i wiele innych. Co warto zobaczyć?
Kurort turystyczny - Złote Piaski – posiada długą, piękną plaży i unikalny, zielony park. Znajdują się tu kompleksy balneologiczne, w których można zażywać kąpieli w basenach termalnych.
Kranevo - to ładna, mała miejscowość wypoczynkowa z piaszczystą plażą oddalona o 8 km od Złotych Piasków.
Słoneczny Brzeg – miejscowość położona nad malowniczą, półokrągłą zatoką, osłoniętą od północy pasmem Gór Bałkańskich. Swoją nazwę zawdzięcza słoneczno-złotym piaskom. W okolicy Słonecznego Brzegu znajduje się kilka historycznych miejsc wartych uwagi, m.in. przepiękna rzymska Świątynia Jupitera za Obzorem lub malownicze ruiny greckiej twierdzy Poleokastro. Można także wybrać się do rezerwatu leśnego „Łangoza”.
Rilski Monaster - najsłynniejszy i największy w Bułgarii klasztor prawosławny, położony u stóp masywu Riła. Klasztor zbudowany wśród lasów, na wysokości około 1100 m n.p.m. Klasztor wpisany jest na światową listę dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Cerkiew Bojanska - wybudowana u podnóży łańcucha Witosza, w dzielnicy Bojana. Zdobiona wspaniałymi malowidłami średniowiecznymi świątynia jest dobrze zachowanym pomnikiem architektury z okresu feudalizmu.
Grobowiec Kazanłyszki - odkryty w 1944 r., jest jednym z dziewięciu zabytków bułgarskiej historii i kultury, włączonych do listy pomników historycznych i architektonicznych.
Skalne monastery w doline rzeki Rusenski Łom - kompleksy klasztorów. Jest tam ponad 250 kościołów.
Neseber - jedno z najstarszych miast w Europie.
Park narodowy „Pirin”.


Zapraszamy na urlop w Bułgarii z biurem podróży www.CentralTravel.pl – Wszystkie oferty pod jednym adresem Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

sobota, 30 maja 2015

Gambia

Gambia


Autor: Piotr Łeszyk


Witajcie w Gambii, uśmiechniętym skrawku Afryki


Republika Gambii to najmniejszy, nie licząc enklaw, kraj Afryki. Od zachodu graniczący z Oceanem Atlantyckim, z trzech pozostałych stron otoczony jest dużo potężniejszym Senegalem. Nazwa państwa wzięła się od rzeki Gambii, która ciągnie się od wschodniej granicy aż do stolicy- Banjulu.

Polska żegnała mnie zamiecią śnieżną, z powodu której o mały włos nie wyleciałbym do Londynu - miejsca odlotu do Czarnej Afryki. W stolicy Wielkiej Brytanii spotkałem się z moją towarzyszką podróży - Mirką, która przyleciała dzień wcześniej z Norwegii. Pomimo, że podróż do Gambii była typowymi wakacjami w hotelu, miałem cichą nadzieję, że uda mi się zobaczyć coś więcej niż hotelowy basen i okoliczne uliczki pełne ludzi żerujących na turystach z Europy.

W czwartek po południu znaleźliśmy się w Gambii. Po wyjściu z samolotu uderzyła w nas fala gorącego powietrza, a na naszych twarzach od razu pojawił się szeroki „banan”.Do hotelu dotarliśmy już po zmroku, zjedliśmy kolację i spotkaliśmy się ze znajomymi - Pablo i Jimmim, omawiając szczegóły naszej wyprawy w głąb Gambii. Zaraz potem poszliśmy spać, nie mogąc się doczekać tego, co przyniesie nam następny dzień.

Wstałem rano o 7, może 8, kto by to zresztą liczył, nie ważne… Ważne, że wszyscy hotelowi goście jeszcze spali… Poszedłem na plażę, na której roiło się od lokalnych mieszkańców. Niektórzy biegali, inni robili pompki, a jeszcze inni grali w piłkę. Tam dzień zaczyna się o wschodzie słońca… Przeszedłem może ze 100 metrów i już jakiś chłopak zaczepił mnie i zaprosił do wspólnego treningu. Po krótkiej rozmowie umówiliśmy się na następny dzień, a ja chciałem iść dalej, by poznać więcej ludzi. Zacząłem biec by po kilku minutach dołączył do mnie Hamza, jak się okazało, później mój dobry kolega. Muszę też dodać, że ta ich z pozoru czysta koleżeńskość nie jest taka bezinteresowna - zawsze Twoi dobrzy „przyjaciele” proszą byś po powrocie do Europy wysłał im co nie co, no ale to już inna sprawa. Wtedy byłem w Afryce, chciałem poznać Gambię, ludzi i ich zwyczaje. Nawiązaliśmy z Hamzą bliższy kontakt, pogadaliśmy trochę i następnego dnia umówiliśmy się na piłkę. :)

Kolejnego dnia również wstałem z samego rana, czym prędzej pobiegłem na plażę by pograć z nowymi znajomymi w piłkę. Zaczęliśmy niepozornie, było nas tylko trzech, więc podawaliśmy futbolówkę między sobą. Nie minęło 5 minut i zaczęli schodzić się inni. Jakby na to nie spojrzeć wzbudzałem dość dużą sensację grając razem z nimi. W końcu rozpoczęliśmy mecz z prawdziwego zdarzenia. Jedna rzecz mnie tylko zastanawiała – czemu tylko ja grałem na bosaka??? No nic, nie zrażałem się tym zbytnio i dawałem z siebie wszystko. Moja drużyna wygrała, a chłopacy mi nawet powiedzieli, że jeśli zostałbym w Gambii to na pewno bym został zawodowym piłkarzem. Ucieszył mnie ten komplement choć szczerze powiedziawszy musiałbym mocno poprawić swoją kondycję. Po prawie godzinnej grze na piasku wypluwałem swoje płuca, a oni wyglądali jakby wrócili z lekkiej przebieżki ;) No ale oni chyba już tak po prostu mają we krwi.

W niedzielę rano zaczynaliśmy naszą prawdziwą przygodę z Gambią. Wsiedliśmy do zielonego jeepa Pablo i ruszyliśmy przed siebie. Pierwszym przystankiem był terminal promowy w Banjulu. By dostać się na drugi brzeg rzeki musieliśmy czekać w kolejce 2h (choć gdyby Pablo nie pogadał ze strażnikiem przy pomocy banknotu stali byśmy tam pewnie do teraz ;)). Po przybyciu do Barra skierowaliśmy się do Albred’y – miejscowości, z której można było dostać się na wyspę James’a. Ten mały skrawek ziemi położony na środku rzeki Gambii pełnił rolę więzienia – przystanku dla niewolników, którzy czekali tam na statki transportujące ich do Ameryki. Szacuje się, że w ciągu czterech wieków przewinęło się przez nie około 20 mln ludzi. Z tego też powodu lokalni ludzie mówią, że mogą wybaczyć, ale nigdy nie zapomną tego co tam się stało. Po krótkiej przygodzie z samochodem, pojechaliśmy do Farafenii po czym przeprawiliśmy się, z powrotem, na południowy brzeg rzeki. Chwilę później byliśmy już w hotelu. Głód nas męczył niemiłosiernie więc po szybkim prysznicu skierowaliśmy się do najbliższej knajpki. A tu prawdziwie afrykańskie klimaty, tynk trzyma się ledwo co ścian, w telewizorze gra senegalska muzyka, a kelnerka z ogromnym uśmiechem na twarzy przynosi nam ”karty menu”. Jedzenie jednak mile nas zaskakuje, dzięki czemu kolejny już dzień kończy się miłym akcentem.

Droga powrotna to dziury, dziury, a potem jeszcze trochę dziur… Pomimo, że określano ją mianem „Trans Gambia Road”, nie można jej było nazwać drogą przelotową – przynajmniej w moim słowniku jest napisane, że pokonanie 150 km w 5-6h to trochę za mało by uzyskać takie miano. No ale co tam, parliśmy przed siebie. Po drodze zatrzymaliśmy się w Kiang West National Park, by podziwiać tamtejszą zwierzynę. Niestety ze względu na niebywały upał udało nam się tylko zobaczyć pawiany. Wracając już do hotelu nasi afrykańscy koledzy zdecydowali się jeszcze na zakup drewna na opał, gdyż na wsi było ono dwa razy tańsze niż w stolicy. Dzięki temu manewrowi, już nie tylko pył z drogi dostawał nam się do buzi, uszu, nosa…, ale też drobinki suchego drewna, które były porywane przez wiatr i ciskane w nas :). Wszystko to oczywiście było komentowane z humorem i z uśmiechem na twarzy.

Nadszedł wtorek a z nim wizyta w domu Hamzy. Spotkaliśmy się około 10:00 na plaży, tak jak to było ustalone. Na miejsce dotarliśmy po ok. 1,5 godziny. Normalnie droga by zajęła pewnie 40 minut, ale ze względu na wielu znajomych nieco się wydłużyła. Na początku wstąpiliśmy do Zahariego, w którego domu była tylko matka i choć nie rozumiała angielskiego, to przy pomocy Hamzy chwilę porozmawialiśmy. Była bardzo szczęśliwa, że jej syn znalazł sobie Białego kolegę ;). Po opuszczeniu ich ”posiadłości” wstąpiliśmy do warsztatu krawieckiego, w którym pracował brat Hamzy. Tam również wymieniliśmy kilka zdań, a ponadto wszyscy z zaciekawieniem wpatrywali się w telewizor, w którym leciał chyba jakiś koncert. Po jeszcze jednej wizycie w warsztacie krawieckim (w którym pracował Hamza) dotarliśmy do miejsca przeznaczenia. Tutaj usadzili mnie na wygodnym fotelu i włączyli teledyski Bob’a Marley’a i Coco Tea ;) Potem oczywiście przyszedł jeden kolega, drugi i trzeci. Wszyscy mieli dużo do powiedzenia więc szybko zdobywałem kolejną wiedzę o Gambii, Gambijczykach i ich zwyczajach. Nadszedł czas obiadu, byłem strasznie głodny więc tym bardziej cieszyłem się z tego powodu. Początkowo posiłek podano mi na osobnej tacy, w małym pokoiku, gdzie dla nikogo innego nie znalazłoby się już miejsce. Zdziwiłem się tym bardzo i spytałem Hamzy, czemu mam jeść sam. On powiedział, że siostra tak kazała. Dla mnie to jednak było strasznie dziwne i powiedziałem mu, że jednak wolałbym zjeść ze wszystkimi. Po krótkiej chwili moje jedzenie wylądowało w dużej metalowej misce – takiej jak dla psa, a ja przeniosłam się z pokoiku na ziemię przed domostwem ;). Było nas ośmioro, może dziewięcioro, wszyscy siedzieli dookoła miski i zajadali się ryżem, gotowaną rybą i warzywami. Oczywiście nikt się nie krępował i wcinał rękoma, choć teoretycznie łyżki były podane ;). Po obiadku pożegnałem się z wszystkimi i wraz z Hamzą i Zaharim poszliśmy w kierunku mojego hotelu.

Następnego dnia mieliśmy zaplanowany wypad do Banjulu. Pomimo, że był on o jakieś 30 minut drogi z naszego hotelu nie było łatwo się tam dostać. Oczywiście mogliśmy pojechać turystyczną taksówką, za którą byśmy zapłacili Bóg wie ile, ale po pierwsze mieliśmy już ograniczoną ilość pieniędzy, a po drugie chcieliśmy zobaczyć jak wygląda prawdziwy transport w Gambii :). Spod hotelu ruszyliśmy na główną ulicę by tam złapać jakąś lokalną taksówkę (żółtą). Taksówki dla turystów były zielone i przynajmniej dwa razy droższe. Udało nam się utargować dobrą cenę za przejazd i ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego. Tam czekaliśmy kilka minut i zjawił się busik pełen ludzi. Co prawda nie było już w nim miejsc siedzących, ale dla dwóch zagubionych Europejczyków trochę miejsca na podłodze się znalazło. Na szczęście po chwili ktoś wysiadł i mogliśmy się wygodnie rozsiąść. Koszt przejazdu był śmiesznie niski co bardzo nas ucieszyło - więcej pieniędzy na zakupy w Albert’s Market. W stolicy toczyło się zupełnie inne życie niż przy hotelowych kurortach. Ludzie zazwyczaj nie zwracali na nas tak dużej uwagi i nie chcieli na siłę zostać naszymi „przyjaciółmi”. Początkowo pokręciliśmy się po zatłoczonych uliczkach i wypiliśmy po coca-coli by ochłonąć trochę i nabrać energii na podbój największego targu w Gambii. Podobnie jak w marokańskich Sukach i tu można było się zgubić bez problemu. Jednak, że czasu mieliśmy dużo, w cale się tym nie przejmowaliśmy. Na wstępie znaleźliśmy się w części z produktami spożywczymi. Można tu było kupić wszystko, od warzyw i owoców, poprzez różnego rodzaju mięsa, a skończywszy na świeżych rybach wyciągniętych kilka godzin wcześniej z wody. Trzeba też dodać, że muchy oblegające wszystkie wyżej wymienione produkty człowiek dostawał gratis :). Następnie przeszliśmy do części, która interesowała nas dużo bardziej. Wszędzie pełno drewnianych ozdób, masek, a nawet obrazów i batik (batiki to płócienne obrazy, wyrabiane ręcznie, bardzo popularne w Gambii). Po udanych zakupach poszliśmy na orzeźwiający koktajl ze świeżych owoców. Ostatnim już przystankiem było Narodowe Muzeum Gambii. Dość małe, jednak można było dowiedzieć się kilku interesujących rzeczy, między innymi znaczenia gambijskiej flagi: pierwszy pas (czerwony) oznacza słońce, drugi cienki pasek (biały) pokój, trzeci (niebieski) rzekę Gambię, kolejny biały znów pokój i ostatni (zielony) uprawę ziemi, przyrodę.

Na przygodzie w Banjulu nasza podróż się kończyła. Wiedzieliśmy, że odkrywanie prawdziwej Gambii dobiegło końca, mimo że mieliśmy wylatywaliśmy dopiero następnego dnia. Teraz mogę powiedzieć, że 7 dni to zdecydowanie za mało by dobrze poznać ten kraj. Ponadto by dobrze poznać ludzi należy wyjść z hotelu, podróżować z plecakiem, a nie jak większość przybywających tam turystów schować się za murami wspaniałych hoteli i nie wystawiać poza nie nosa.

Tekst: Karol Zielonka


Tekst pochodzi ze strony www.akademiec.pl. Sprawdź nas!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.