czwartek, 17 grudnia 2020

Może nad… słowackie morze?

Identyczne atrakcje znajdziemy tuż za naszą południową granicą. Gdzie? Na Słowacji!

Po pierwsze: góry. To jedno z największych bogactw naturalnych naszych sąsiadów, górujące nad krajobrazem i na stałe wpisujące się w ich kulturę. Dla amatorów mocnych wrażeń Słowacja udostępnia też dwanaście jaskiń, z których pięć wpisanych jest na listę przyrodniczego dziedzictwa UNESCO. Zachwycające utwory krasowe zlokalizowane są głównie w północnej i zachodniej części Słowacji, można więc większość z nich zwiedzić w przeciągu dnia lub dwóch. I co najważniejsze - tatrzańskie szczyty leżą w bezpośrednim sąsiedztwie zbiorników wodnych.

            Po drugie: wody termalne. Ciepłe źródła to prawie skarb narodowy Słowaków. Pochodzą głównie z morza, które wypełniało Kotlinę Liptowską 40 mln lat temu, a ich złoża ukryte są ponad 2500 m pod ziemią. Aby z nich skorzystać, do wyboru mamy kilka ośrodków, w których zażyć możemy zarówno prozdrowotnych kąpieli (mineralna woda termalna działa leczniczo na aparat oddechowy i ruchowy), jak i świetnie się bawić. Największy z nich – Tatralandia Holiday Resort, określany najbardziej udanym projektem ruchu turystycznego na Słowacji, położony jest w Liptovie, zaledwie 2 km od Liptowskiego Mikulasza, czyli dosyć blisko naszej południowej granicy. Swoim gościom oferuje 9 całorocznych basenów z leczniczą wodą termalną, z czego 5 odkrytych z niepowtarzalnym widokiem na Zachodnie i Niskie Tatry. W zależności od potrzeb, można skupić się na odpoczynku i relaksie w basenach Thermal Paradise lub postawić na świetną zabawę, której dostarczy z pewnością Dziecięcy Basen Piratów lub odkryta Amazonia.

            Po trzecie: aktywny wypoczynek. Słowacja stwarza ogromne możliwości dla fanów każdego rodzaju sportu. Wspomniane wcześniej górskie wędrówki piesze, zamieniane zimą na białe szaleństwa na stoku, pola golfowe czy oferowane dosyć często ,,wakacje w siodle” to tylko kilka z wielu możliwości, jakie oferują nas sąsiedzi. Dla tych, którzy sport traktują przede wszystkim jako okazję do dobrej zabawy, większe kąpieliska (m.in. właśnie Tatralandia) przygotowują specjalną infrastrukturę, zawierającą boiska do piłki plażowej, ścianki wspinaczkowe, baseny sportowe oraz liczne atrakcje dla dzieci, np. trampoliny, czy linowe tory przeszkód.

            Po czwarte: baza noclegowa, która na Słowacji jest bardzo rozwinięta. Skorzystać możemy z hoteli o różnym standardzie, gospodarstw agroturystycznych, czy kwater prywatnych. Jeśli jednak wybierzemy się do ośrodków termalnych, w najlepszych z nich liczyć możemy także na zakwaterowanie w stylowych domkach lub apartamentach. Ponieważ największych ośrodków często nie da się zwiedzić w jeden dzień, takie rozwiązanie okazuje się niezwykle wygodne. Tematyczne osady, wyposażone nie tylko w niezbędną infrastrukturę gastronomiczno – sanitarną, ale też liczne atrakcje, dostarczają rozrywki także po całym dniu wodnych szaleństw.

            Okazuje się więc, że jeśli chcemy przeżyć niezapomniane wakacje, nie musimy wcale organizować wyjazdu do śródziemnomorskich kurortów, ani nawet nad nasze, bardzo często chłodne, morze. Szczególnie mieszkańcy południowej części Polski docenią bliskość słowackich ośrodków, które proponują niezliczone możliwości wypoczynku zarówno aktywnego, jak i nieco bardziej leniwego. To również idealne rozwiązanie dla niezdecydowanych, którzy co roku stają przed dylematem: wakacje w górach czy nad morzem? Zgromadzona w jednym miejscu kwintesencja lata to kolejny dowód na to, że Środkowa Europa bez kompleksów konkurować może z najbardziej popularnymi światowymi centrami rozrywki letniej.   

www.tatralandia.sk

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rowerem między Łodzią a Warszawą. Lato nad Rawką.

 Sezon letnich wyjazdów urlopowych. W tym roku nieco ograniczony najazd turystów na afrykańskie i bliskowschodnie wybrzeża Morza Śródziemnego, z powodu niepokojów społecznych w krajach muzułmańskich. Mimo tego, "biurka podróży" uginają się od ofert w inne, równie atrakcyjne, regiony Europy i świata. Patriotyzm unijny nakazywałby wspomóc turystyczne kasy Greków, Portugalczyków i Hiszpanów, naznaczone widmem bankructwa.

Najdalej, po 2 tygodniach wrócimy i co z resztą urlopu? Z letnimi i jesiennymi weekendami? Na rower i w Polskę! Można całkiem niedaleko: między Łodzią a Warszawą. Polskie koleje jeszcze nie zbankrutowały, przejazd z rowerem na niewielką odległość, nie nastręcza dużego ryzyka.

Budowa autostrady A2 zniszczyła jedną z najatrakcyjniejszych tras rowerowych w Polsce: z Łowicza, przez Arkadię, Nieborów, Puszczę Bolimowską, nad rzekę Rawkę i Zalew Bolimowski, przez Miedniewice, Sokule, do Żyrardowa. Wędkarze i kajakarze znają Rawkę, niewielką rzeczkę, płynącą środkiem Zachodniego Mazowsza. Ktoś w telewizji promował niedawno Drwęcę jako jedyną w Polsce rzekę, ustanowioną rezerwatem przyrody na całej długości. Rawka objęta została taką samą ochroną 22 lata później: od 1983 roku.

W istocie, nie ma na Zachodnim Mazowszu drugiej takiej rzeki: czystej, dzikiej, miejscami przystępnej do kąpieli i spławnej dla kajakarstwa z przeszkodami. Bystry prąd i zacienienie rosnącymi na brzegach drzewami, sprawiają, iż rzadko kiedy temperatura wody osiąga 20*C. Toteż w upalny, letni dzień próżno szukać skuteczniejszej ochłody, nad rozkoszną kąpiel w zimnej Rawce.

Istnieją 2 duże spiętrzenia wód rzeki. Jednym jest Zalew Tatar w Rawie Mazowieckiej, z wytyczonymi basenami dla kąpieli, drugim – Zalew Bolimowski, gdzie zakaz kąpieli jest powszechnie lekceważony. Dość płytki, zbiornik ten, zasilany wprawdzie wodą z Rawki, znajduje się poza korytem rzeki i jej wartkim nurtem, dzięki czemu ogrzewa się równomiernie na całej powierzchni, dając kąpiącemu przyjemny komfort termiczny. Niewykarczowane, muliste dno nie sprawia natomiast komfortu estetycznego. Pod tym względem, znacznie przyjemniejsza jest kąpiel w nurcie Rawki.

Wyjątkową urodą odznacza się środkowy odcinek rzeki, z brzegami porośniętymi lasami, fantazyjnymi meandrami przepływającej terenem Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Wiosną, znajdują tu ujście 3 malownicze strugi leśne. Właściwie, tylko największą z nich: Korabiewką przez cały rok płynie woda. Latem jej odrobina tworzy podmokłe łąki w dolinie Rawki, po północnej stronie Bud Grabskich. Pozostałe dwie tylko wiosną dopływają do rzeki. Wszystka niemal woda Rokity zatrzymana zostaje przez bobrowe rozlewiska, w pobliżu mostu Kopersztajna w Budach Grabskich. Całkowicie wysychająca latem Grabinka, utworzyła zadziwiająco głębokie koryto, na całym niemal leśnym przełomie, do ujścia pomiędzy Grabiami, a Joachimowem.

Oto kilka, spośród wielu miejscowości, położonych nad rzeką.

DOLECK (gm. Nowy Kawęczyn). Stara wieś, malowniczo rozłożona po obu stronach Rawki. W nieistniejącym dworze ziemiańskim mieszkali tu kiedyś właściciele dużego majątku, rozciągającego się aż do Puszczy Mariańskiej.

SULISZEW (gm. Nowy Kawęczyn). W zabudowie wsi, będącej niegdyś częścią majątku doleckiego, a zajmującej zachodnie terasy Doliny Rawki, dostrzegalny jest wyraźny wpływ osadników z zachodu (Wielkopolski? Niemiec?). Świetnym miejscem do pływania jest głęboki "zbiornik zrzutowy" przy funkcjonującym młynie.

KAMION (gm. Puszcza Mariańska). Duża wieś, położona przy szosie nr 70, z pałacem, zaprojektowanym przez Juliusza Kłosa i wzniesionym w 1918 dla B. Wojciechowskiego. Po II wojnie, w pałacu, otoczonym zdziczałym parkiem, mieściła się szkoła podstawowa. W zabudowaniach majątku zachowała się dawna gorzelnia. Niewielki zbiornik retencyjny wykorzystywany jest przez młodzież do skoków z mostu i pływania. Dzieci i starsi pluskają się w płytkiej wodzie po stronie zrzutowej zastawki.

SAMICE (gm. Skierniewice). Historyczna wieś, w której zachowało się kilka drewnianych domów z przełomu wieków XIX i XX, resztki młyna oraz murowany budynek w stylu dworkowym, z wejściem osłoniętym trójkątnym szczytem, podpartym dwiema parami toskańskich kolumn. Osadnictwo tych terenów sięga neolitu, o czym świadczy odkrycie w pobliżu wsi cmentarzyska ciałopalnego sprzed 2200 lat. 26/27 czerwca 1410 roku, w okolicy Samic obozowały chorągwie małopolskie, udające się wraz z Jagiełłą pod Grunwald, na rozprawę z Krzyżakami. Jan Długosz tak o tym zapisał w swojej kronice: "...król polski Władysław... w sobotę przybył do arcybiskupiej kopalni rudy żelaznej i do wielkiego stawu rybnego zwanego Sejmice... Tam piorun zabił kilka koni i jednego człowieka, a drugiego pozostawił pół żywego. Misę w namiocie rycerza Dobiesława z Oleśnicy, pełną gotowanych ryb, zniszczył doszczętnie w obecności wielkiej liczby spożywających posiłek przy stole..."

RUDA (gm. Skierniewice). Stara wieś w ciągu zabudowań lewostronnej skarpy doliny Rawki, płynącej tu dwoma korytami. Przy moście szosy Skierniewice – Bartniki, nad zachodnią odnogą stoi stary młyn, czynny do niedawna. Ponad wschodnim korytem, za drewnianymi zabudowaniami leśniczówki, góruje wzniesienie wczesnośredniowiecznego grodziska stożkowatego, obecnie porośnięte bujną roślinnością. Nazwa wsi pochodzi od występujacych tu niegdyś rud żelaza, zwanych darniowymi, wytapianych i przerabianych w miejscowej kuźnicy od XIII do XVII w.

BUDY GRABSKIE (gm. Skierniewice). Wieś wzmiankowana w 1445 r., zaś w 1789 lokowana jako Budy Bolemowskie, których mieszkańcy trudnili się wyrębem lasu, wypalaniem węgla drzewnego, bartnictwem i zbieraniem runa leśnego. Budnicy zwolnieni byli od świadczenia danin na rzecz arcybiskupów gnieźnieńskich, właścicieli gruntów. Zakazane mieli polowania na zwierzynę łowną, za wyjątkiem wilków. Kiedy mocno przerzedzili okoliczną puszczę, zajęli się rolnictwem.

W budynku przedwojennego dworu mieści się terenowa siedziba Dyrekcji Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Rozległa miejscowość, otoczona Puszczą Bolimowską, zdominowana jest zabudową letniskową. W jednym z takich domów, położonym nad jarem Rokity, znajduje się galeria drewnianych rzeźb, imieniem nieżyjącego artysty Jana Graczyka, udostępniona do zwiedzania bez opłaty.

Aktywny wypoczynek w Budach Grabskich umożliwiają 3 ośrodki hipiczne oraz camping "Sosenka", organizator spływów kajakowych Rawką.

GRABIE (gm. Puszcza Mariańska). Uroczy przysiółek z leśniczówką, położony w sercu Puszczy Bolimowskiej, ponad najpiękniejszymi fragmentami meandrującej Rawki i jej starorzeczem. Znajdował się tu niewielki, stożkowaty gród wczesnośredniowieczny. Okoliczne miejsce nazwane zostało później szwedzkim szańcem. Prawdopodobnie biwakował tutaj jakiś czas kompukt pana starosty ujskiego, Zygmunta Grudzińskiego herbu Grzymała, który śmiałymi partyzanckimi podjazdami gnębił wojska szwedzkie. Za owe zasługi, brat właściciela Szymanowa i Miedniewic, obdarowany został przez Jana Kazimierza starostwem niegrodowym bolemowskim.

JOACHIMÓW – MOGIŁY (gm. Bolimów). Dynamicznie rozbudowująca się miejscowość letniskowa, w której najwięcej mieszkańców pochodzi z Warszawy. Coraz więcej daczy wdziera się w granice Puszczy Bolimowskiej, podupada natomiast niechciany, duży ośrodek wypoczynkowy Polskiego Radia. Na południowym skraju wsi stoi mogiła czternastu towarzyszów zbrojnych, braci powstańców oddziału Władysława Piotra Stroynowskiego, którzy polegli 7-II-1863 w bitwie z Rosjanami. Przeciwko 150 powstańcom Rosjanie wyprowadzili 600 żołnierzy gwardii z Warszawy, batalion strzelców z Łowicza i kilka sotni Kozaków z Łowicza, Skierniewic i Wiskitek. W bitwie tej zginęło ponad stu Rosjan i wielu było rannych.

2 km na północny – wschód, znajduje się cmentarz żołnierzy Wehrmachtu, na którym pierwotnie pochowani byli niemieccy żołnierze, padli podczas I wojny światowej. Front nad Rawką stał od listopada 1914 do sierpnia 1915 roku, a liczne, wyraźne do dziś, ślady okopów, lejów działobitni, ziemianek, świadczą o rozmiarach rozgrywającej się bitwy. Niemcy trzykrotnie użyli tu chloru jako gazu bojowego (wypuszczanego z butli przy zachodnim wietrze). 31-I-1915 zginęło 9 tys. żołnierzy rosyjskich, 31 maja – 11 tys. strzelców syberyjskich. Podczas trzeciego ataku, odwrócił się kierunek wiatru, co spowodowało śmierć 1200 żołnierzy niemieckich.

Można sądzić, że Joachimów obciążony został gazowym fatum, bowiem w sielsko – wypoczynkową okolicę, bezpośrednio nad zalew wkracza autostrada, z rykiem i smrodem ciężarówek.

 

Do wymienionych miejsc, najdogodniej dojechać rowerem z przystanku kolejowego Skierniewice Rawka, umiejscowionego na linii Łódź - Warszawa. Gwarantowana, wspaniała wycieczka.

Pozdrawiam. Zbigniew M. Kozłowski

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dzień do dnia niepodobny, czyli noc polarna za kołem podbiegunowym

W tym czasie na jednej półkuli słońce wcale nie wschodzi, a na drugiej nawet na moment się nie chowa za horyzont. Im dalej będziemy się przemieszczać w stronę biegunów, tym więcej w roku będzie takich dni i nocy, na samych biegunach  sytuacja taka trwa  około 180 dób.

Noc polarna nie jest zwykle tak ciemna, jak normalna noc, ponieważ  Słońce nie jest zbyt nisko pod horyzontem i  promienie trafiają do wyższych warstw atmosfery, gdzie się odbijają i wracają na Ziemię. W efekcie powstaje zmierzch, który przez astrologów podzielony jest na trzy przedziały: zmierzch cywilny, zmierzch nawigacyjny i zmierzch astronomiczny. W okresie przechodzenia od zmierzchu cywilnego do nawigacyjnego, wg tradycyjnej definicji możliwe jest czytanie gazety pod bezchmurnym niebem. W okresie zmierzchu astronomicznego światło dzienne całkowicie zanika.

Dla ludzi mieszkających za kołem podbiegunowym noc polarna to wcale nie jest czas, kiedy  można się wyspać za wszystkie czasy. Trzeba normalnie funkcjonować bez słońca przez kila dni lub nawet miesięcy, co nie jest łatwe. Wiele osób wpada w depresję lub topi smutek w alkoholu.

Jedynie zwierzęta, na przykład niedźwiedzie polarne, od czasu do czasu potrafią wchodzić w stan uśpienia (szczególnie samice w ciąży), na okres od kilku tygodni do siedmiu miesięcy, co znacznie ułatwia im przetrwanie trudnego mroźnego okresu.

Podczas nocy polarnej to Księżyc staje się głównym źródłem światła. Przez 30 dni od nowiu do nowiu,  porusza się on niemal po tych samych partiach nieba, co Słońce podczas obiegu rocznego. W trakcie zimy polarnej Księżyc w okresie pełni pozostaje nieprzerwanie ponad horyzontem, sprawiając że światło odbija się i rozprasza od bieli śniegu dając o wiele więcej  światła niż gwiazdy na nieboskłonie.

Zjawisko nocy polarnej występuje jednocześnie ze zjawiskiem dnia polarnego. Gdy na biegunie południowym trwa  dzień polarny, to na biegunie północnym trwa noc polarna. Od 22 czerwca do 22 grudnia na biegunie południowym trwa noc polarna, a na biegunie północnym trwa dzień polarny. Przez kolejne pół roku jest analogicznie odwrotnie.

Nieprzerwany dzień polarny trwa przez około 2 tygodnie dłużej niż nieprzerwana noc polarna. Dzieje się tak dlatego, że promienie słoneczne przy przechodzeniu przez atmosferę ziemską załamują się i powodują, że dostrzec można promienie będące w rzeczywistości jeszcze nieznacznie poniżej horyzontu.

Dzień polarny

Dzień polarny występuje w strefach polarnych, na obszarach za kołami podbiegunowymi. Polega on na niezachodzeniu Słońca poniżej linii widnokręgu przez co najmniej 24 godziny.

Warunki świetlne w rejonach polarnych są całkiem inne od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni żyjąc na niskich szerokościach geograficznych. Im dalej na północ od koła podbiegunowego, tym dłuższy jest czas, podczas którego słońce latem pozostaje nieprzerwanie nad horyzontem. Na terenach położonych blisko koła podbiegunowego długość dnia polarnego wynosi od 24 godzin do 6 miesięcy na samych biegunach.

Gdzie się wybrać w poszukiwaniu nocy i dnia polarnego ?

Norwegia. Tromsø to stolica regionu Troms oraz największe miasto północnej Norwegii. Leży 350 km za kołem podbiegunowym ale mimo tego specyficznego położenia geograficznego, za sprawą  silnego wpływu Prądu Zatokowego, klimat nie jest tu surowy. Noc polarna trwa w Tromsø od 27 listopada do 19 stycznia, natomiast dzień polarny od 19 maja do 27 lipca.

Finlandia. Kaamos - tak noc polarną określają Finowie. Jest to dla nich okres  pośpiechu i załatwiania wszystkich zaległych spraw w biegu, bo ludziom spieszno do domów. Co weekend ludzie spotykają się i organizują Pikkujoulu, czyli szalone pijaństwo.

Rosja. Petersburg usytuowany jest daleko na północy, blisko koła podbiegunowego. Latem dzień trwa tu niemal całą dobę a w mieście panuje atmosfera beztroskiej zabawy, odbywają się liczne festiwale i festyny ludowe.  Białe noce trwają  od 25 maja do 16 lipca, ale najlepiej jest przyjechać tu pomiędzy  11 czerwca a 2 lipca. W okresie tym przez całą dobę niebo jest jasnoróżowe, a na ulice Petersburga wylega mnóstwo turystów. Szczególną atrakcją nocy są zwodzone mosty. W Petersburgu jest ponad 300 mostów, z czego 20 jest zwodzonych i tworzy dla turystów  niezapomniane spektakle. Fenomen natury jakim są białe noce stanowi wizytówkę Petersburga. Za kołem podbiegunowym białe noce poprzedzają dzień polarny.

Jak przetrwać ten nietypowy okres ?

Ponieważ w czasie nocy polarnych niebo przeważnie jest bezchmurne, ludzie dużo czasu spędzają na obserwowaniu gwiazd i księżyca, szczęśliwcy mają możliwość podziwiania zorzy polarnej - jednego z najpiękniejszych  widowisk na świecie, których jedynym twórcą jest natura.

Bardzo popularna jest aktywność sportowa. Władze polarnych regionów organizują rozgrywki i turnieje saneczkowe, dostępne są oświetlone nieomal przez całą dobę stoki narciarskie, lodowiska, hale sportowe i baseny.

Rozwinął się  snowkiting -  zimowa odmiana  kitesurfingu uprawiana na otwartych przestrzeniach zamarzniętych jezior. Sport ten łączy pociągowy  latawiec ze snowboardem i pozwala osiągnąć niebotyczne prędkości i niebanalne triki.

W ostatnią niedzielę stycznia w całej Dalekiej Północy odbywa się wielkie święto Powitania Słońca - obyczaj ten kraje takie jak Finlandia, Rosja, Norwegia i Szwecja przejęły od rdzennych mieszkańców tych ziem - ludów Saami.

Wielkie wybuchy – zorze polarne

Zorze polarne nazywane są tęczami nocy. Na niebie widać wtedy jaskrawe zielone ramiona, powiewające kotary lub unoszący się barwny dym z odrobiną różowej obwódki. Każdy rozbłysk zorzy polarnej jest niepowtarzalny i bajkowy. Malownicze zorze polarne mogą obserwować głównie mieszkańcy Skandynawii, północnej Rosji oraz Alaski i Kanady. Najlepszymi miesiącami do obserwacji są październik, luty i marzec, w godzinach od osiemnastej do pierwszej w nocy, gdy jest ciemno.  Bywa, że w przeciągu tygodnia ma miejsce kilka fantastycznych pokazów, a innym razem pada gęsty śnieg lub zorza polarna  się nie pojawia – dlatego trzeba być cierpliwym.

Sprawcą tych obrazów jest Słońce -  w trakcie wybuchów i rozbłysków w przestrzeń kosmiczną wyrzucane są ze Słońca ogromne ilości cząstek elementarnych. Gdy zbliżają się do Ziemi, zderzają się z górną warstwą atmosfery i tworzą wokół bieguna północnego okrąg w postaci zorzy polarnych. Widowisko kształtuje się około 100 kilometrów nad powierzchnią Ziemi.

Gdzie można  zobaczyć zorzę polarną ?

Za Kołem Podbiegunowym,  w pasie  Norwegii Północnej na Lofotach  po Przylądek Północny-  tu z  każdego miejsca w tej okolicy można dostrzec ten niezwykły spektakl. Największe szanse na powstanie zorzy są podczas suchych dni, gdy  niebo jest czyste i nie ma pełni księżyca, bo światło zewnętrzne osłabia efekt zorzy.

Wyrzutów masy będzie niebawem coraz więcej, gdyż Słońce zbliża się do apogeum 24 cyklu, które ma mieć miejsce w 2013 roku. Dlatego spektakle będą coraz częstsze a na domiar tego jest wysoce prawdopodobne, że za dwa lata tańczące na nocnym niebie kolorowe pejzaże podziwiać będzie można na polskim niebie ( jak to już miało miejsce w 2003 roku), a nasz kraj wzbogaci się o kolejna atrakcję!

W oczekiwaniu na aurorę

Największym chyba magnesem przyciągającym pasjonatów aurory jest konieczność wyczekiwania na nią- wybierając się w podróż nigdy nie mamy bowiem pewności, czy ją dostrzeżemy.

Aby umilić sobie czekanie i nie zmarznąć, entuzjaści zorzy polarnej organizują  sobie atrakcje; warta przemyślenia jest  wycieczka trekkingowa, safari skuterem śnieżnym, rejs na pokładzie statku, czy chociażby lepienie bałwanów.

Jeśli zorza się nie pojawia, można wyruszyć za nią w pogoń. W trakcie nocy polarnej można wybrać się samochodem po okolicy w poszukiwaniu czystego nieba. Jednak tropienie zorzy przypomina czasami zabawę w kotka i myszkę  oraz wymaga wewnętrznej walki pomiędzy chęcią zobaczenia zorzy a przekraczaniem granic własnej cierpliwości.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pałac Kultury i Nauki wizytówką Warszawy

Żadne nowoczesne apartamenty w Warszawie nie przewyższyły dotąd rozmiarem tego fenomenu, który jest tzw. „darem narodu radzieckiego dla narodu polskiego”. Nie każdy wie, że jego inicjatorem był sam Józef Stalin, natomiast autorem projektu był Lew Rudniew. Pałac ma 230,5 m wysokości (42 piętra) i kubaturę 817 000 m2 oraz mieści około 3 000 pomieszczeń. Usytuowane są tam siedziby firm i instytucji oraz Polskiej Akademii Nauk, a także kino, poczta, muzea, biblioteki oraz teatry. Każdego roku, w pałacowych aulach konferencyjnych odbywa się kilkadziesiąt kongresów i szkoleń.

Sala Kongresowa i Koncertowa ulokowana w Pałacu to bez wątpienia jedne z najistotniejszych sal koncertowych w kraju. Sala kongresowa może pomieścić aż 2 880 osób, a Sala Koncertowa 550 osób i jest współcześnie jedną z najlepiej wyposażonych w najnowocześniejszą technologię w kraju. Występowali w niej znani i doceniani artyści tacy jak: Woody Allen, Rolling Stones, Marlena Dietrich, Procol Harum, Bruce Springsteen, Cesaria i wielu światowego formatu artystów. Od lat odbywają się tu przyciągające duże grono miłośników koncerty jazzowe. Niesamowitym atutem dla turystów i mieszkańców jest taras widokowy „trzydziestka”, umiejscowiony na 30. piętrze Pałacu Kultury i Nauki, z którego można podziwiać bajeczną panoramę Warszawy. Ważne jest jeszcze to, że na szczycie Pałacu znajduje się drugi co do wielkości w Europie zegar, który jest zarazem najwyżej umiejscowionym zegarem wieżowym na świecie. Będąc w Warszawie, warto zatem zwiedzić wnętrze tego przepięknego i zabytkowego Pałacu, co możliwe jest również dla grup zorganizowanych.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Korona świata, czyli siedem szczytów kontynentów

 

Każda grupa planująca wyprawę np. na Mount Everest  wnosi Nepalowi opłaty za zgodę na wejście na szlak w wysokości co najmniej 70 tys. dolarów, do tego doliczyć należy oczywiście sprzęt i transport. Tak wiec, poza przygotowaniem własnego ciała, skupić się trzeba również na aspektach przyziemnych. Zmagania zmierzające do postawienia stopy na najwyższych punktach na mapie świata obecnie ułatwia specjalistyczny sprzęt, nowoczesne technologie, możliwość przemieszczania się samolotami. Dlatego dopiero pod koniec XX wielu stała się możliwa realizacja nader śmiałego wyczynu. Dnia 30 kwietnia 1985 roku Richard Bass, amerykański biznesman i miłośnik gór, po swoich wielu wyprawach zdefiniował i skompletował całą Koronę Ziemi. Po wyprawie napisał książkę opisującą to niebywałe przedsięwzięcie.


Koronę Ziemi stanowią najwyższe szczyty kontynentów

Mount Everest -  Nepal/Tybet – Azja (8850 m n.p.m.)

Aconcagua -  Argentyna - Ameryka Południowa (6968 m n.p.m.)

Mt.McKinley - USA (Alaska) - Ameryka Północna (6194 m n.p.m.)

Kilimandżaro -  Tanzania - Afryka (5895 m n.p.m.)

Elbrus - Rosja  - Europa (5633 m n.p.m.)

Vinson - Antarktyka - Antarktyka z Antarktydą (4897 m n.p.m.)

Góra Kościuszki -  Australia - (2228 m n.p.m.)


Znany włoski alpinista Reinhold Messner poddał w wątpliwość wybór Australii jako kontynentu godnego wspinaczki i dokonał zmiany na liście szczytów Bassa, zastępując szczyt Australii szczytem całej Oceanii :  Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) Następnie sam Messner  sprostał temu wyzwaniu i w 1986 roku skompletował wejścia na wszystkie szczyty.

Kolejne kontrowersje budzi obecność Elbrusa jako najwyższego szczytu w Europie. Według  geografów to Mont Blanc powinien reprezentować nasz kontynent, bo Kaukaz  ma więcej wspólnego z azjatyckimi pasmami górskimi niż z europejskimi. Międzynarodowa Unia Geograficzna oraz encyklopedie geograficzne zaliczają Elbrus do Azji. Niemniej żadna lista Korony Ziemi bez Elbrusa nie zdobyła akceptacji  miłośników wspinaczki.


Polacy na szczytach Ziemi

Pierwszym, który reprezentował nasz kraj wśród zdobywców Korony był alpinista, geodeta i  pracownik naukowy Leszek Cichy – dokonał tego w 1999 roku jako 57 w historii. Również dziesięciu innych Polaków dokonało tego wyczynu, w tym dziennikarka Martyna Wojciechowska,  druga Polka (po Annie Czerwińskiej), która sięgnęła po Koronę Ziemi. Martyna jako trzecia i najmłodsza Polka w historii zdobyła w 2006 roku najwyższą górę świata - Mount Everest.


Szczyt szczytowi nierówny

Tak jak różnią się między sobą kraje, tak też różni się zdobywanie szczytów stanowiących  Koronę. Odmienne  są stopnie trudności, charakter wspinaczki oraz warunki klimatyczne panujące na danym obszarze. W czasie wyprawy raz pokonać trzeba w miarę łatwe i niewysokie góry, jak Kilimandżaro i Góra Kościuszki, innym razem zdobywa się strzeliste skały Puncak Jaya albo skute lodem zbocza McKinley i Masywu Vinsona, aż po wymagające precyzyjnego przygotowania  Mount Everest.

Kilimandżaro - dosyć szybko doceniono walory turystyczne góry i już w 1898 roku wytyczono pierwszy szlak turystyczny prowadzący na szczyt. Góra ta jest uznawana za łatwą do zdobycia nawet bez fachowego przygotowania, czego nie należy brać zbyt dosłownie.

Góra Kościuszki jest najłatwiejsza do zdobycia, prawie na sam szczyt prowadzi droga, a przez ostatni odcinek  siedmiokilometrowa ścieżka. Dlatego wielu alpinistów nie wlicza jej do Korony Ziemi.

Puncak Jaya  w Indonezji (najwyższy szczyt Australii i Oceanii) pozostaje jednym z najbardziej dzikich i odizolowanych zakątków Ziemi.  Szczyt uważany jest za najtrudniejszy do zdobycia ze wszystkich gór należących do Korony, głównie ze względu na bardzo trudną  drogę dojścia pod ścianę oraz konieczność uzyskania od lokalnych władz wielu różnych zezwoleń. Wymagane są tu podstawowe umiejętności wspinaczkowe oraz umiejętność posługiwania się specjalistycznym sprzętem. Umiejętności te można nabyć na kilkudniowym szkoleniu, więc jeśli tylko dysponujemy kwotą 9 500 Euro, to możemy szykować się do wyprawy.

McKinley - na szczycie notuje się bardzo niskie temperatury i wiatry dochodzące do 160 km/h. Po raz pierwszy szczyt został zdobyty w1913 roku.

Mount Everest   to najwyższy szczyt Azji oraz całej Ziemi, tworzący potężny masyw podcięty z trzech stron lodowcami. Przez miejscową ludność wzniesienie uważane jest za siedzibę bogów i chyba każdy, kto kocha wysokie góry marzy by się z nim zmierzyć. Nie ma drugiej takiej góry, która wzbudza tak wielkie zainteresowanie i emocje. Pierwsze próby wejścia na szczyt  sięgają roku 1904, kiedy to sir Francis Younghusband otrzymał od Dalajlamy zgodę na  brytyjską wyprawę w Himalaje, nie zakończyła się ona jednak sukcesem, jak i wiele późniejszych z resztą. Szczyt został zdobyty dopiero pół wieku później,  w 1953 roku.


Jak zdobywa się dach świata ?

Na Mount Everest można wejść  latem bądź zimą oraz drogami o różnym stopniu trudności, ambitnie np. Kuluarem Nortona lub podejściem łagodniejszym, od strony tybetańskiej. Uczestnicy wypraw często dokonują zmiany swoich planów kierując się prognozą pogody i dysponowanym czasem, który są w stanie poświęcić na oczekiwanie na dogodny do podejścia dzień. A bywa, że na właściwy moment czeka się w bazie  nawet  kilka tygodni!  Niektórzy oczekujący na dzień ataku szczytowego niestety rezygnują, bo mają dość zimna, jedzenia z puszki albo kończy im się ważność wizy. W obecnych czasach popularność Korony Ziemi kusi również niedoświadczonych. Przy możliwości korzystania z dodatkowego tlenu, dołączenie do elitarnego grona, choć wiąże się ze słonymi opłatami dla tragarzy i przewodników (Szerpów) jest realne do osiągnięcia. Dużo jest więc na szlaku wypraw komercyjnych, które ustalają  miedzy sobą harmonogramy wejść, by nie spowodować zatoru przed progiem skalnym, którego pokonanie otwiera drogę na szczyt.

Od strony tybetańskiej szczyt zdobywa się trójetapowo: z bazy najpierw dochodzi się do obozu pierwszego  położonego na Przełęczy Północnej na wysokości 7000 m n.p.m. Droga prowadzi moreną boczną lodowca, a następnie lodowym plateau - na ostatnim odcinku pnie się stromo w górę pomiędzy szczelinami.

Obóz drugi położony jest na wysokości 7900 m n.p.m. Ten odcinek drogi, narażony jest na huraganowy wiatr, potrafiący zdmuchnąć alpinistę ze skał.

Obóz trzeci znajduje się na wysokości 8350 m n.p.m.  – to z niego atakuje się szczyt. Na tej wysokości powietrze jest tak rzadkie, że zawiera 3 razy mniej tlenu, niż na nizinach, a każdy krok wymaga ogromnej mobilizacji. Skalny próg, tak zwany Second Step,  zawieszony na wysokości 8600 m n.p.m. robi wrażenie –  wiszą tam dziesiątki lin poręczowych ułatwiających wspinaczkę. Mimo to każdy krok sprawia wysiłek, serce bije jak dzwon, brakuje tlenu. Dlatego pokonanie ostatnich 500 metrów, dzielących trzecią bazę od szczytu, wytrwałym zajmuje około 8 godzin, a dla wielu bywa niewykonalne. Końcowe metry wyprawy, mimo zmęczenia, są najłatwiejsze do pokonania, bo z oddali migocą kolorowe chorągiewki przedstawicieli różnych krajów – cel podróży.

Wyprawa na poważne szczyty Korony Ziemi to nie jest banalna wycieczka z przewodnikiem, tu trzeba zebrać odpowiednie fundusze, przygotować się sprawnościowo, dobrać ekipę tak, by przy wzajemnym wsparciu dotrzeć na szczyt. Nie jest to atrakcja dla każdego, ale ci nieliczni z nas stojąc na dachach świata na pewno przeżywają niesamowite emocje, a jednocześnie chcą więcej. Dla wytrwałych pozostaje jeszcze podróże po Koronce Ziemi !

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.