czwartek, 28 listopada 2019

Życiowe lekcje, których nauczyłam się w Gwatemali

Życiowe lekcje, których nauczyłam się w Gwatemali


Autor: Katarzyna Chudzik


Trochę się już tych podróży nazbierało w moim życiu, a każda nauczyła mnie co najmniej kilku ciekawych lekcji. Tym razem chciałabym opisać kilka lekcji życiowych, jakich nauczyłam się w podróży do Gwatemali.


Lekcja 1: Najlepsze decyzje to te, podejmowane spontanicznie.


Do tej pory myślałam, że każdą podróż trzeba starannie zaplanować, bo inaczej może stać się coś złego. Tymczasem, decyzję o wyjeździe podjęłyśmy z koleżanką w ciągu godziny. Udało nam się znaleźć lot już za 3 dni, co kosztowało jedynie $275.00. Okazało się, że wcale nie trzeba planować takich wypraw z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, żeby dostać tanie bilety.

Kiedy w końcu wylądowałyśmy w naszej „ziemi obiecanej” czyli Gwatemala City, wybrałyśmy dowolną taksówkę, która zawiozła nas do przepięknej miejscowości Antigua oddalonej od stolicy o jakieś 30 km - koszt przejazdu wyniósł $20. W związku z tym, że nie zarezerwowałyśmy sobie wcześniej żadnego noclegu, wybrałyśmy się na poszukiwanie takowego, a przy okazji zwiedziłyśmy miasto. A było co oglądać, bo Antigua, jest małym kolonialnym miasteczkiem przecudnej urody, gdzie małe domki i wąskie, brukowane uliczki sprawiają, że odnosi się wrażenie jakby czas staną w miejscu - gdzieś w XVI wieku.

W końcu znalazłyśmy uroczy hostel o równie pięknej nazwie - HOLISTICO. Wewnątrz było piękne, słoneczne patio, a pokoje były czyste i schludne. Miejsce to oddalone było od centrum zaledwie o 5 minut drogi na piechotę i kosztowało jedyne $8 za noc ze śniadaniem!

Lekcja 2: Gwatemalczycy są raczej ubogim narodem – nie mają wielu rzeczy, które my uważamy za standard. Jednak posiadają luksus, którego my możemy im tylko pozazdrościć – MAJĄ CZAS!!!

Pierwszy dzień w Antigle spędziłyśmy spacerując powoli i spokojnie po malowniczych uliczkach miasteczka. Ze zdziwieniem spostrzegłyśmy, że obejście całego miasta zajęło nam zaledwie godzinę. Po drodze mijałyśmy miejscowych artystów malujących przepiękne pejzaże i sprzedających ręcznie robioną biżuterię i tekstylia. Zaglądałyśmy do każdego sklepiku i na każdy stragan w poszukiwaniu pamiątek. Tam, zamiast markowych, podobnych do siebie i drogich rzeczy dostępnych w centrach handlowych wielkich miast, zobaczyłam mnóstwo przepięknych i kolorowych ubrań, butów, torebek i biżuterii, z których każda rzecz była małym, niepowtarzalnym, ręcznie robionym dziełem sztuki, a do tego niedrogim!

Należy również podkreślić, że sprzedawcy tych pamiątek mimo dużego ruchu mieli czas porozmawiać ze wszystkimi zainteresowanymi i klientami – nikt tam się nie śpieszył, ani nikogo nie poganiał. Mimo biedy - wszyscy uśmiechają się do siebie, szanują się na wzajem i mają czas na rozmowę z drugim człowiekiem. Artyści ci nie zarabiają wiele, ale są szczęśliwi, bo mają czas tworzyć, to co kochają. Czy nas stać na taki luksus?

Ja, natomiast, zdałam sobie sprawę, że taka rzecz jak zakupy, którą do tej pory traktowałam jako zło konieczne czy coś, co było dla mnie stratą czasu i okropnie nudziło mnie, tutaj nabrało nagle inspirujących barw...


Lekcja 3: Nie ma lepszego przewodnika niż zdrowy rozsądek.

Po szybkim zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu zaczęłyśmy wybierać miejsca i atrakcje, które chciałybyśmy zobaczyć. W związku z tym, że miałyśmy już okazję pochodzić po mieście w poszukiwaniu hostelu, wiedziałyśmy, że w okolicy jest wiele agencji, które organizują transport do różnych ciekawych miejsc, takich jak: Tikal czyli ruiny Majów, największy targ w Gwatemali – Chichicastenango, jezioro Atitlan, plantacja kawy i inne. Po drodze zebrałyśmy dużo ulotek i mogłyśmy sobie wybrać czas i ceny jakie najbardziej nam odpowiadały, a do tego jeszcze się potargować. Gdybyśmy trzymały się rad podanych w przewodniku i chciały zaplanować to wcześniej np. przez internet, przepłaciłybyśmy kilkukrotnie.

Osobiście czytałam wywiad z autorem jednego z popularnych przewodników, w którym przyznał: "Jeśli ludzie myślą, że testowałem osobiście każdy hotel opisany na przykład w "Lonely Planet Thailand Guide", to muszą być idiotami!" - powiedział Jim Cummings, autor ponad 30 przewodników i atlasów podróżniczych i innych - "Nie dałbym rady nigdy napisać przewodnika, gdybym musiał sam testować i spać w każdym hotelu".

Z doświadczeń tych płynie taki wniosek, że najlepsze informacje, to te - uzyskane na miejscu od mieszkańców lub innych turystów, którzy korzystali już z tego, z czego my akurat chcemy korzystać.


Lekcja 4: Najlepsza kuchnia to kuchnia lokalna, gdzie przychodzi i jada najwięcej miejscowych

Jak każdy „szanujący się” przewodnik pisze, w krajach trzeciego świata, do których Gwatemala zdecydowanie należy, NIE WOLNO: pić wody czy jeść owoców umytych w tej wodzie, ani kupować jedzenia z ulicy. Na szczęście, ja nie czytałam żadnego przewodnika... W rezultacie, jadłam owoce codziennie – kupione na targu, pokrojone przez indiańską sprzedawczynię, której czystość rąk i noża pozostawiała wiele do życzenia. Za to smak świeżego mango, ananasa i innych owoców nie da się porównać z żadnym innym na świecie. Po owocowym lunchu, wieczorem udawałam się w okolice kościoła... na obiad. Tam swoje stragany z garnuszkami i grillami rozstawiały indiańskie gospodynie, których guacamole, grillowane mięso z ryżem i fasolką albo ciepła zupa po całym dniu zwiedzania, smakowały tak jak najlepszy posiłek zrobiony przez własną babcię z największą troską i miłością... Tak właśnie odżywiałam się przez większość mojego pobytu w Gwatemali – dzięki temu czułam się znakomicie, miałam dużo sił, a przy okazji więcej pieniędzy na zwiedzanie, gdyż jedzenie z ulicy i targu było 5 lub 6 razy tańsze niż w średniej klasy restauracjach.


Lekcja 5: Nawet najlepszy plan jest NICZYM wobec sił natury!

Pewnego pięknego dnia zaplanowałyśmy w końcu wyjazd na ruiny Majów czyli Tikal. Aby dostać się w to miejsce trzeba jechać całą noc (10 godzin), aby pozwiedzać ruiny w ciągu dnia, i wracać w ciągu następnej nocy. Podekscytowane tą podróżą spakowałyśmy się i wymeldowałyśmy z hostelu. Jednak w ciągu dnia zaczęło robić się coraz zimniej a deszcz zacinał coraz mocniej – do naszego miasteczka zbliżał się sztorm tropikalny... My jednak o tym nie wiedziałyśmy - byłyśmy przekonane, że to zwykła burza i przez cały dzień chodziłyśmy po uliczkach Antiguy w płaszczach przeciwdeszczowych i w klapkach. Dopiero późnym popołudniem, kiedy woda płynąca ulicami sięgała już naszych kolan zaniepokoiłyśmy się nieco. W końcu na jednych z zaryglowanych drzwi jakiejś restauracji zobaczyłyśmy napis: „CLOSED FOR THE TROPICAL STORM”!

Rzecz jasna, nasza wycieczka na ruiny Majów została odwołana. Na szczęście w naszym hostelu wciąż były dla nas miejsca... Odetchnęłyśmy z ulgą, a że w związku ze sztormem pozbawieni byliśmy prądu, wraz z innymi mieszkańcami hostelu spędziliśmy wyśmienity wieczór przy świecach i dobrym winie...

Następnego wieczoru znowu nie udało nam się wyjechać do Tikal, ponieważ mimo lepszej pogody drogi nadal były nieprzejezdne. Jednak trzecia próba powiodła się. Z samego rana dotarłyśmy do Tikal i miałyśmy piękna pogodę przez cały dzień, co pozwoliło nam w pełni podziwiać starożytne miasteczko i jego przepiękne piramidy położone w samym środku tropikalnego lasu.

Po wszystkich perypetiach, powodziach i sztormach byłyśmy przekonane, że już nic gorszego nie może się wydarzyć. I zaraz po powrocie z Tikal zaplanowałyśmy sobie wejście na pobliski wulkan PACAYA. Nie zdążyłyśmy! Właśnie w tym dniu wulkan się uaktywnił i zaczął regularnie wybuchać, w rezultacie czego kilka osób zginęło, a kilka innych odniosło obrażenia.

Sam wybuch wulkanu, na szczęście, nie dotknął nas bezpośrednio, jednak pokrzyżował nam wszystkie inne plany. Okazało się, że zostałyśmy „skazane” na przedłużone wakacje, gdyż z powodu pyłu wulkanicznego wszystkie loty zostały wstrzymane do odwołania! Mnie osobiście taka perspektywa nawet ucieszyła, tym bardziej, że nadal miałyśmy możliwość pozostania w naszym przytulnym hostelu, a dzienny koszt pobytu w Gwatemali z noclegiem i jedzeniem był znacznie niższy niż w NY, więc nie musiałam martwić się o koszty.

Postanowiłyśmy zatem skorzystać z podarowanego przez los dodatkowego czasu i wyruszyłyśmy w dalszą drogę, aby zobaczyć piękne plaże San Salvadoru i stamtąd złapać samolot powrotny do NY. Na miejscu okazało się, że piękne plaże „zniknęły”, gdyż zostały zupełnie zalane przez ostatni sztorm, który wyrzucił na brzeg wiele odpadków i nieczystości... Ale niezrażone niczym postanowiłyśmy skorzystać z innych atrakcji – okoliczne bary i knajpki każdego wieczoru zapewniały muzykę na żywo, wolny wstęp i promocyjne ceny z powodu sztormu, który niewątpliwie wpłynął na zmniejszenie obrotów miejscowych handlarzy. Jednym słowem nie ma tego złego,...

Podsumowując, muszę przyznać, że była to jedna z najciekawszych wypraw w moim życiu. Mimo klęsk żywiołowych i innych niespodziewanych przygód, lub raczej dzięki nim, udało nam się zobaczyć o wiele więcej miejsc i poznać wielu ciekawych ludzi, a co najciekawsze - nauczyć się czegoś o sobie samym.

Zapraszam do odwiedzenia tego niezwykłego kraju.


www.independica.blogspot.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rozwój turystyki w rodzinnej Jastrzębiej Górze

Rozwój turystyki w rodzinnej Jastrzębiej Górze


Autor: Remigiusz


Kilka moich spostrzeżeń na temat rozwoju turystyki w mojej rodzinnej miejscowości, Jastrzębiej Górze nad polskim Morzem Bałtyckim. Mam nadzieję, że zaciekawi Was ten rozwój usług turystycznych.


Trudno ukryć, że Jastrzębia Góra, osada usytuowana nad morzem utrzymuje się przede wszystkim z turystyki. Zwiedzających przyciąga przede wszystkim rzadka w naszym kraju linia brzegowa , najbardziej wysunięty na północ punkt lądowy oraz idealne dobre umiejscowienie względem innych uznanych kurortów wakacyjnych. Gdzie nie spojrzeć, można zauważyć miejsca oferujące pokoje – przeważnie duże letniska, hotele, pensjonaty wille. Poza czasem letnim niezbyt dużo rzeczy się tutaj dzieje, chyba że trafiają się silne wiatry – podówczas można z wysokich klifów podziwiać piękno niszczycielskiego sztormu.

Jakiś czas temu spacerowałem po mojej rodzinnej Jastrzębiej Górze i zastanowiła mnie pewna rzecz. Wzdłuż ulic przed wieloma domami znajdowały się slogany z hasłami: wolne kwatery , noclegi Jatrzębia Góra itp. Jeszcze w niedawno niezbyt często można było natknąć się na takie rzeczy, aczkolwiek obecnie oferty wynajmu w prywatnym domu pojawiają się jak grzyby po deszczu . Dziwne, ponieważ gdzie nie spojrzeć pełno jest domów wczasowych, pensjonatów i hoteli. Mimo to zawsze znajdzie się grupa przedsiębiorczych ludzi, którzy postanowią założyć swój własny biznes , nie wymagający horrendalnych zasobów gotówki . Wydawać by się mogło, że w walce z gigantami nie będą mieli większych szans i ich biznes upadnie tak szybko, jak został założony.

W rzeczywistości takie małe domy wypoczynkowe z dużym sukcesem rywalizują z prestiżowymi hotelami i ośrodkami oraz cieszą się rosnącym zainteresowaniem wśród turystów . Oferują atrakcyjne ceny wynajmu kwater oraz w wielu przypadkach świadczą usługi transportowe i dowożą swych klientów w wybrane miejsca. Są one świetną propozycją spędzenia rodzinnych wczasów , z dala od wrzawy – nie napotkamy tutaj głośnej wycieczki i roju turystów, jak w hotelu. Tutaj panuje atmosfera spokoju, nikt się nie spieszy , w nocy nikt nie zaburzy odpoczynku hucznymi imprezami . Otrzymujemy tu szeroki wybór pokoi – od jednoosobowych, przez dwuosobowe z dobrym wyposażeniem (wraz z aneksem kuchennym i telewizją kablową oraz dostępem do wi-fi) po rodzinne kilkuosobowe pokoje .
Aczkolwiek trzeba mieć wzgląd na to, że taka forma działalności jest jedynie dodatkową drogą zarobku, gdyż gros wczasowiczów przyjeżdża nad Bałtyk jedynie w słonecznych miesiącach, a zatem od maja do końca września.


Więcej informacji na temat Jastrzębiej Góry na mojej stronie jastrzebia-gora.napomorzu.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Skuteczna motywacja do efektywnego działania

Skuteczna motywacja do efektywnego działania


Autor: Jaspis


Motywacja pracowników, współpracowników, oraz kontrahentów to jeden z zasadniczych czynników podnoszących efektywność ich działań, a co za tym idzie, zyski firmy. Warto zastanowić się zatem, jak motywować, by osiągać założone cele.


Od dłuższego już czasu niezwykłą popularnością cieszą się imprezy firmowe, które z małych, okolicznościowych biesiad, zaczynają powoli przekształcać się w spore przedsięwzięcia jakie reprezentuje impreza integracyjna. Nie są to jedynie cykliczne działania realizowane w mieście, gdzie ulokowana jest siedziba firmy, ale także doskonale zaplanowane i realizowane według określonego scenariusza wyjazdy integracyjne.

Podstawowym założeniem takiego wyjazdu jest takie pokierowanie działaniami pracowników na polu prywatnym, by przyniosło to wymierne korzyści na płaszczyźnie zawodowej. Zadania stawiające uczestników w obliczu konieczności współzawodnictwa, a zarazem właściwej kooperacji w grupie, nie tylko odsłaniają osobowość oraz potencjał poszczególnych osób, ale także wpływają w pozytywny sposób na relacje pomiędzy współpracownikami.

Doskonałą formą przekonania do jak najwyższego wkładu pracy własnej mogą być również wyjazdy motywacyjne, które będą formą nagrody za najlepsze wyniki. Cenna i zwykle niedostępna dla przeciętnie zarabiającej osoby wycieczka w odległy zakątek świata, obfitująca w atrakcje turystyczne oraz elementy luksusu, będzie na tyle zachęcającą perspektywą, by warto było dawać z siebie jak najwięcej w celu zbliżenia się do niej.

Coraz częstszym zjawiskiem jest aktualnie także organizacja konferencji w malowniczo położonych ośrodkach, co staje się okazją nie tylko do przyswojenia określonej w planach wiedzy merytorycznej, ale także ciekawego zagospodarowania czasu bezpośrednio po sympozjum. W związku z tym, że organizowanie imprez o takim zasięgu może nastręczać pewnych trudności, zwłaszcza, jeżeli mają być one z założenia niezwykle ciekawe, warto zlecić takie zadanie profesjonalnej firmie eventowej.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rejsu nie da się opisać, rejs trzeba przeżyć.

Rejsu nie da się opisać, rejs trzeba przeżyć.


Autor: Kamil Udręka


Wielu z nas wychowało się na powieściach i awanturniczych historiach o żeglarzach i piratach. Pozostał w nas ten czar mórz i wspomnienie groźnego kapitana Rudobrodego oraz dzielnych korsarzy. Obecnie żegluga przybrała inną formę, statki są nowoczesne, a stare żaglowce prawie już nie pływają.


Popularną w dzisiejszych czasach formą żeglugi są potężne frachtowce, wielkie statki turystyczne opływające w luksusy zawierające kasyna, kręgielnie i baseny. Taki statek przypomina bardziej pływający hotel niż szkuner.

Jest jednak grupa pasjonatów oraz sportowców która ma żeglarstwo mocno wrośnięte pod skórę. Organizują oni rejsy morskie z prawdziwego zdarzenia. Gdzie na pokładzie okrętu możemy zasmakować uroków życia marynarza. Rzecz jasna taki szkuner nie jest pozbawiony podstawowych wygód. Znajduje się na nim kilka pryszniców, dobrze wyposażona kuchnia i wygodne kajuty. W odróżnieniu jednak od wycieczkowych monstrów tutaj wszystko jest jak dawniej. Wiatr popycha statek na przód i wiecznie trzeba dbać o korygowanie ustawień olinowania, ustawianie grotu i żagli. Najbardziej emocjonujące jest oczywiście wykonywanie zwrotu, kiedy to bom przesuwa się nad pokładem a cały statek przechyla się na drugą stronę przysparzając niedoświadczonym pasażerom emocji. Jest to dobry sposób na odpoczynek, rejsy morskie pozwalają na skosztowanie morskiej przygody nawet szczurowi lądowemu.

Żeglarstwo ma też drugą twarz, którą najlepiej poznali i zgłębiają dalej samotni żeglarze. Wielu z tych, którzy okrążyli glob samotnie na żaglówce opowiada o dziwnych doświadczeniach, o długim wewnętrznym dialogu, a nawet o przypadkach wyjścia z ciała podczas długich godzin wobec bezkresnego oceanu.

Kiedy jesteśmy sami na morzu możemy posłuchać siebie i zrozumieć wieczny puls świata. To dobra okazja by zadać sobie pytania które czyhają gdzieś na skraju duszy. Samotny rejs przez ocean to nie tylko próba sprawdzenia siebie, to także zadawanie pytań o egzystencję i wymaganie odpowiedzi. Jak to powiedział kpt Dariusz Bogucki - "Żywioł morza znacznie upraszcza różne sprawy."

Prawdziwa morska przygoda czeka za rogiem i nic nie stoi na przeszkodzie by wyruszyć na morze nawet za dwa tygodnie. Trudno wyobrazić sobie coś wspanialszego niż rejs po ciepłych wodach morza śródziemnego czy Adriatyku i cumowanie w dziewiczych zatokach, gdzie próżno szukać śladu hałaśliwych turystów i zgiełku komercji.

Pomyślnych wiatrów.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

ESKA TV patronem MAYDAY 2010

ESKA TV patronem MAYDAY 2010


Autor: Małgorzata Górska


Już 10 Listopada w katowickim Spodku po raz jedenasty zagości festiwal muzyczny MAYDAY. Od godziny 17.00 do 9.00 rano tysiące fanów muzyki elektronicznej będą mogły pobawić się przy hitach swoich ulubionych dj-ów.


W tym roku na scenach festiwalu pojawi się ponad 35 artystów, prezentujących różne brzmienia: od minimal techno przez house aż po psychodelic trance. Miłośnicy elektronicznych klimatów będą mieli do wyboru aż 3 sceny: MAINFLOOR, na której prezentowana będzie muzyka m.in. legendy Underground Resistance - Jeffa Millsa, znakomitego przedstawiciela uplifting trance Markusa Schulza z Florydy lub założyciela ,,Low Spirit” – dj-a Westbam. Kolejna scena: SHOWROOM oferować będzie popisy takich legend jak choćby Dave’a Clarka – mistrza techno z Amsterdamu, czy Lena Faki. Ostatnia, nowootwarta scena BALLROOM przedstawi dj-ów z wyjątkową charyzmą: Oliviera Koletzki’ego, przedstawiciela deep house, minimal, tech house, techno oraz przeżywającego swoją drugą młodość Marka Baily’ego.

W tym roku, podobnie jak w latach poprzednich, parkiet Spodka zapełni kilkanaście tysięcy ludzi spragnionych niepowtarzalnej zabawy, niezapomnianych przeżyć i wspomnień. Na wszystkich, którzy nie zdążyli jeszcze kupić biletów, przed obiektem czekają specjalne kasy biletowe, otwarte od poniedziałku do piątku od 11.00 do 18.00. W dniu imprezy – od godziny 15.00 do rana.

Nasza stacja nie byłaby sobą, gdyby nie włączyła się w ten wspaniały festiwal – przyznaje dyrektor programowy ESKA TV, Igor Nurczyński. Wiemy, że pośród naszych widzów jest mnóstwo entuzjastów muzyki elektronicznej, dlatego z wielką przyjemnością objęliśmy patronat nad całą imprezą.

Na antenie ESKA TV zobaczyć będzie można zapowiedzi, relacje oraz wywiady z pokładu festiwalu MAYDAY. Wszystkich, który z jakichś powodów nie będą mogli pojawić się tam osobiście, zapraszamy przed ekrany telewizorów.- dodaje Nurczyński.


Więcej szczegółów na: http://info.mayday.pl oraz www.eska.tv

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.