środa, 3 sierpnia 2016

Z plecakiem przez świat

Z plecakiem przez świat


Autor: Magnifier


Człowiek od zawsze był ciekawy świata, chciał wiedzieć, co kryją niepoznane dotąd lądy, jak zachowują się mieszkańcy innych kontynentów. Ludzie pragnęli wypełniać białe plamy na mapie naszej planety, prześcigali się w dalekich wyprawach; kto będzie pierwszy, kto więcej pozna, a kto na wieki pozostanie sławnym odkrywcą.


Historia podróży sięga starożytności, kiedy to odbywały się wyprawy do miejsc świętych, a także te o charakterze poznawczym. Pierwsze nie miały zbyt wiele wspólnego ani z współczesnymi, ani z tymi, które zaczęły być coraz popularniejsze kilka wieków później. Odkrywcze wyprawy przyniosły sławę załogom wielkich statków takich jak Santa Maria, na której Krzysztof Kolumb dotarł na San Salvador, odkrywając nieświadomie Amerykę w roku 1492. Cieszył się tylko z bogactwa, które może spłynąć na Hiszpanię właśnie dzięki niemu. Kolumb nie poprzestał na jednej wyprawie; ponownie obrał ten sam kierunek. O ile nie było zbyt wielu ochotników do udziału w pierwszej, to gdy już zyskał sławę, mógł wybrać odpowiadającą mu załogę. Na statku znaleźli się poszukiwacze przygód, a nawet misjonarze.

Kolejnym powodem, dla którego nasi przodkowie zaczęli podróżować, był poprzedzony odkryciem nowych lądów kolonializm, który rozwijał się na przełomie XV i XVI wieku. Warto wspomnieć także o wyprawach wojennych niosących za sobą śmierć wielu ludzi, spustoszenie podbijanych obszarów, niewolę mieszkańców i wiele innych negatywnych skutków. Jest to jednak najmniej chlubna część podróżowania w całej jego historii. Podróże przeważnie dotyczyły wyższych sfer, ludzi wykształconych, którzy przemieszczali się w obrębie krajów Europy w celach edukacyjnych, np. poszukiwania najlepszego uniwersytetu, później pracy, miejsca, w którym mogliby kontynuować swoją naukową czy zawodową karierę. Podróże niższych sfer w owym czasie były raczej lokalne, związane z drobnym handlem.

Z definicji: „podróż” to zmiana miejsca pobytu na odległe, dlatego słowo to kryje w sobie tak wiele. Jeszcze kilka lat temu wyraz „podróżnik” przywodził na myśl obraz człowieka nieco szalonego, specyficznie ubranego, najczęściej płci męskiej. Odważnego i całkowicie pochłoniętego swoim hobby. Takiego, który bez względu na niebezpieczeństwa, jakie mu grożą, podejmuje ryzyko i organizuje kolejne wyprawy.

Jednym z prekursorów polskiego podróżowania był zmarły w 1998 roku Tony Halik, a właściwie Mieczysław Sędzimir Antoni Halik. Swoją pierwszą samodzielną podróż odbył w wieku czternastu lat; zakończyła się ona odstawieniem młodego Halika do domu pod eskortą Straży Granicznej. Podczas II wojny światowej służył on w Wojsku Polskim, zestrzelony (po raz drugi) szczęśliwie wylądował na francuskiej farmie, gdzie pomocy udzieliła mu jego przyszła żona – Pierrette Andrée Courtin, z którą wyemigrował do Argentyny. W ten sposób rozpoczął swoją wieloletnią przygodę z podróżą. Pierwsze wyprawy w głąb dżungli obudziły w nim fascynację plemionami Indian. Dzięki współpracy z mediami mógł realizować swoje marzenia i dzielić się z innymi swoimi odkryciami. Uczestniczył w obrzędach, rytuałach rdzennej ludności. Mieszkańcy Amazonii nadali mu miano „Białego Indianina”, co dla Halika było ogromnym wyróżnieniem i napawało go dumą. Nie podróżował jednak tylko w okolice zamieszkiwane przez Indian. Jego największą podróżą była ta z Ziemi Ognistej aż na Alaskę, o której możemy przeczytać w książce 180 000 kilometrów przygody. Z Polską związał się na nowo dzięki swej drugiej żonie, którą poznał w Meksyku, Elżbiecie Dzikowskiej. Ze wspólnych podróży przywieźli ponad trzysta filmów, które emitowane były w Telewizji Polskiej i gromadziły przed odbiornikami wielu widzów w różnym wieku. Oprócz wypraw podróżniczych odbyli też archeologiczną do Peru. Odniosła ona wielki sukces – dostarczyła dowodów na to, że peruwiańska Vilcabamba jest legendarną stolicą Inków. Przygodom Halika towarzyszyło wielkie ryzyko, wiele razy otarł się o śmierć, choćby podczas wojny czy w trakcie wycieczek w głąb dżungli, gdzie groziły mu ukąszenia jadowitych węży, pająków czy skorpionów. Nigdy jednak się nie poddawał. Przyjaciele wspominają, że był uśmiechniętym, pogodnym, otwartym na innych człowiekiem.

Kolejnym, bardziej znanym i popularnym przykładem podróżnika jest Wojciech Cejrowski znany z dalekich wypraw, charakterystycznych kolorowych koszul i bosych stóp. Nazywa on siebie „poszukiwaczem ginących plemion Amazonii”. Chyba każdy z nas chciałby kiedyś mieć na swoim koncie tyle podróży, ile ten pięćdziesięcioletni mężczyzna, chyba każdy chciałby tak swobodnie czuć się w innych krajach i tak uparcie poszukiwać czegoś nowego, mimo że dotarł już do prawie każdego zakątka świata. Cejrowski jest jednak bardziej komercyjną postacią, która dzięki sponsorom i stacjom telewizyjnym nie musi dbać o fundusze na realizację swoich planów. Obecnie jego podróże nierzadko są organizowane na zamówienie, co odbiera im charakter przygody, pozbawia spontaniczności. Przygotowane podczas tych wypraw nagrania zawierają wiele ciekawostek, ale czy autor bez presji płacącej mu stacji telewizyjnej chciałby się nimi podzielić?

Szaleństwo podróżowania ogarnia coraz więcej osób. I nie chodzi tylko o wyżej wspomniane tygodniowe urlopy w ciepłych krajach. Młodzi ludzie, bo to oni coraz częściej decydują się na wyjazdy, zaczynają od krótkich i oczywiście niezbyt drogich podróży do krajów Europy. Żyjemy w świecie, gdzie po kilku godzinach możemy znaleźć się na drugim końcu kontynentu, a nawet przenieść na inny. Jest to możliwe dzięki tanim liniom lotniczym, które oferują loty już za kilkanaście złotych, np. do Oslo czy do Sztokholmu. Błędy na stronach internetowych przewoźników, które zdarzają się dość często, pozwalają nawet na przelot do Stanów Zjednoczonych za bardzo niskie kwoty: polska blogerka znana jako The Adamant Wanderer wykupiła bilet za 170zł. Powrót kosztuje już znacznie więcej, ale całkowity koszt i tak jest do przyjęcia. Krótkie wyjazdy zaszczepiają w człowieku ciekawość świata, pozwalają na nawiązywanie nowych znajomości, które mogą być podtrzymywane przez kolejne lata, co potwierdzić może moje własne doświadczenie. Wracając w pewien letni dzień, już prawie dwa lata temu, z mglistego Krakowa w moje rodzinne okolice w busie poznałam chłopaka. Był w drodze do Oświęcimia, bo mimo że studiował w Polsce od dwóch lat lata, nigdy wcześniej nie zdobył się na zwiedzenie Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Ciemnoskóry paryżanin zajął miejsce obok mnie, po kilku minutach zaczęliśmy rozmawiać o muzyce. Nasza znajomość trwa nadal mimo dzielących nas ponad 1500 kilometrów. Mam nadzieję, że wkrótce i mnie trafi się okazyjny lot do Paryża za kilkanaście złotych i wreszcie będziemy mogli powiedzieć, że znamy się także w świecie rzeczywistym, nie tylko online.

W sieci, na najpopularniejszym z portali społecznościowych, przeczytałam, że mój znajomy wybiera się do Indii. Od razu poczułam zazdrość, która po głębszym wczytaniu się w szczegóły zamieniła się w przerażenie i podziw, gdyż dowiedziałam się, że podróż ta odbędzie się dość nietypowym, jak mi się wydawało, sposobem – autostopem. Patryk zdecydował się na przemierzenie trasy dawnego Jedwabnego Szlaku i przedostanie się do Indii przez góry Karakorum. Nie jest to jego pierwsza podróż autostopem, lecz poprzednie odbywały się na krótszej trasie. W 2013 roku udał się w ten sposób na festiwal Przystanek Woodstock, a później do Warszawy, by odebrać wizy potrzebne do podróży do Indii. Nie robi tego, by stać się popularnym wśród znajomych; spełnia w ten sposób swoje marzenie. Na swojej drodze spotyka ludzi o wielkich sercach, którzy wspierają go finansowo w realizacji zamierzonego celu. Zdarzają się i tacy, od których od razu chce uciec, wie jednak, że ich spotkanie może być jedyną szansą, by przebyć kilka, a nawet kilkadziesiąt kilometrów. Jego podróż wiąże się z poznawaniem ludzi w krajach, w których przebywa. I nie są to kelnerki w drogich restauracjach czy recepcjonista w pięciogwiazdkowym hotelu, ale prości ludzie, którzy widząc zmęczonego, ale uśmiechniętego chłopaka z wielkim plecakiem, zapraszają go do swojego samochodu, umożliwiając kontynuowanie podróży. Po wizycie w Iranie Patryk podkreślał, że wartością tego kraju są właśnie otwarci na przybyszów ludzie. Podobnie było w innych krajach. O jego podróży możemy dowiadywać się na bieżąco z bloga, który stara się regularnie prowadzić, co nie jest jednak takie łatwe. Miejscem jego snu jest najczęściej park lub skrawek zieleni, na którym nocą rozbija namiot; pozostałą część dnia stara się wykorzystać na zmierzanie ku celowi podróży. Patryk zrealizował swój zamiar, dotarł do Indii i właśnie poznaje kulisy lokalnej kultury.

W świecie Internetu pojawia się wielu podróżników-amatorów korzystających z przywilejów naszych czasów: tanich lotów, darmowych noclegów u couchsurferów (osoba użyczająca nieodpłatnych noclegów innym i sama korzystająca z takich ofert), pomocy bardziej doświadczonych wirtualnych znajomych. Jest to na pewno łatwiejszy i bezpieczniejszy sposób. Pozwala on także na poznanie nowych kultur i elementów, które się na nie składają. Skarbnicą wiedzy są ludzie, z którymi przychodzi przebywać podróżującym. Wspomniana już wcześniej Ula z The Adamant Wanderer dzięki swojej pasji poznała wiele osób, z którymi nadal utrzymuje kontakt, a jeśli tylko przy okazji nowej podróży ma szansę ich odwiedzić, bez wahania to robi. Z przewodników nigdy nie dowiemy się tylu rzeczy, ile od drugiego człowieka. Dlatego wielu blogerów, planując podróż, prosi swoich czytelników o porady, gdzie w danym mieście zjeść coś wyjątkowego, gdzie udać się do muzeum, na koncert, która dzielnica jest ciekawa, której lepiej się wystrzegać. W ten sposób tworzy się wirtualny przewodnik, w którym znajdziemy więcej miejsc, szczegółów i zdjęć niż w tym klasycznym, kupionym w księgarni. Bardzo cenne są też uwagi dotyczące sfery kulinarnej, bo chyba każdy z nas, będąc poza swoim rodzinnym regionem, chce zjeść coś z kuchni lokalnej. By trafić na coś naprawdę dobrego, także warto zasięgnąć wiedzy osób, które przed nami odwiedziły to konkretne miejsce i mogą polecić nam małą kawiarenkę na uboczu, w której serwowane jest najlepsze tiramisu w całym mieście.

XXI wiek pozwala nam na podróże w każdej chwili, te planowane miesiącami oraz te spontaniczne. Najczęściej jednak ograniczamy się do wakacyjnych wyjazdów poza granice naszego kraju. Wybieramy wygodę: podróż samolotem, hotele o najwyższych standardach usytuowane w centrum popularnego w danym roku miasta. Przywozimy setki zdjęć, chwalimy się nimi przed znajomymi; wzrasta wtedy nasza pozycja w towarzystwie, największym sukcesem zaś jest odpowiednia liczba wszystkim znanych polubień na niebieskim portalu. Obecnie podróż utożsamia się głównie z wakacyjnym wyjazdem czy feriami spędzonymi w górskiej miejscowości. Dla mnie jest to zaprzeczenie idei podróżowania, wyeliminowanie z niej przygody, i raczej powinno się zmienić nazwę tego zjawiska na „wyjazd rekreacyjny”.

Wiele osób spełnia marzenia poprzez osiągnięcie celu swej podróży. Każdy chce wynieść z niej inne korzyści. Jedni chcą po prostu jakiś czas odpocząć, inni poznać kulturę czy kuchnię danego regionu. Może być to także podróż w jedną stronę, w poszukiwaniu swego miejsca na ziemi, lepszego środowiska, które będzie bardziej odpowiadało naszemu temperamentowi. Większość jednak decyduje się na podróże w celu poznania danego obszaru i wzbogacenia swego doświadczenia. Mamy wiele wzorów do naśladowania, poradniki mówiące, co ze sobą zabrać, jakich gestów unikać w danej kulturze oraz jak radzić sobie w trudnych sytuacjach bez znajomości lokalnego języka. Może więc każdy z nas powinien pozwolić ponieść się emocjom, spakować plecak i wyruszyć, by spełniać marzenia? Obrać cel, który zawsze tkwił gdzieś głęboko w naszej podświadomości, i po prostu go osiągnąć. Nie zważając na innych, pracę, obowiązki. Wziąć taki urlop od życia i zwyczajnie pobyć ze sobą, poczuć smak prawdziwej wolności, wyłączyć się z komercyjnej rzeczywistości, w której tak ważne jest, by „mieć”. Byłoby to na pewno trudne, ale nie niemożliwe. Bądźmy odważniejsi, bo dzięki temu możemy poznać bardzo wiele.

——

Paulina Kosowska


Artykuł ukazał się na łamach dwumiesięcznika Magnifier.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz