niedziela, 31 maja 2015

Przewodnik po Portugalii

Przewodnik po Portugalii


Autor: Mirosław Nikolin


Portugalia to najbardziej wysunięty na zachód kraj Europy. Powierzchnia wynosi 92,4 tys. km², z czego 88 tys. km² to część kontynentalna. Pozostały obszar obejmuje wyspy – Azory i Madera – położone na Oceanie Atlantyckim.


Kraj ten graniczy tylko z Hiszpanią. Przeważającą część Portugalii oblewają wody otwartego oceanu, tylko południowy brzeg częściowo graniczy z Zatoką Kadyksu. Większość powierzchni zajmują góry i wyżyny, niziny tworzą wąskie pasy wzdłuż rzek, a w północnej części ograniczają się tylko do wybrzeża. Stolicą kraju jest Lizbona.
W kraju żyje ponad 10,5 mln osób, z czego 98% jest narodowości portugalskiej. Większość mieszkańców należy do Kościoła rzymskokatolickiego, a pozostali to członkowie wspólnot anglikańskich i protestanckich.
Osoby planujące wczasy w Portugalii muszą pamiętać o różnicy czasowej i przestawić (cofnąć) zegarki o jedną godzinę. Językiem urzędowym jest portugalski a obowiązującą walutą - euro. 1 euro (€) to 100 centów.

Portugalia jest krajem bardzo zróżnicowanym kulturowo. Prawie 10 milionów mieszkańców Portugalii posługuje się własnym językiem, szczyci się własnymi tradycjami kulturowymi oraz wielowiekową historią niezależnego bytu państwowego, którą charakteryzowała głęboka nieufność wobec sąsiedniej Hiszpanii.
Położone na północy wiejskie krainy Minho i Traz os Montes uchodzą za najbardziej tradycyjne, wręcz zacofane. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci wielu mieszkańców tych zaniedbanych gospodarczo regionów było zmuszonych do emigracji zarobkowej. Zagraniczna waluta przywożona przez indywidualnych robotników w znacznym stopniu przyczyniła się do poprawy bilansu płatniczego kraju. Zupełnie odmienne jest południe kraju. Algarve, o pięknych, piaszczystych plażach i wspaniałym, ciepłym klimacie śródziemnomorskim przez cały rok jest turystyczną mekką dla przybyszów z północnej Europy.

Portugalia to kraj ze słonecznymi, piaszczystymi plażami, luksusowymi hotelami oraz znakomitym winem porto, wyrabianym od ponad 400 lat w dolinie Douro. Każdego roku wakacje w Portugalii spędza prawie 10 mln turystów, większość z nich wypoczywa w malowniczym regionie nadmorskim, inni wyruszają w głąb Portugalii, gdzie spotkać można niezwykłe krajobrazy i wspaniałe zabytki historii i kultury. Wielką przygodę stanowią wyprawy do słabiej rozwiniętych regionów kraju i noclegi w pousadas, czyli państwowych hotelach mieszczących się często w starych, owianych legendą zamczyskach, jak np. w Obidos, Palmela, Elias, Evoramonte czy Monsaraz. Miłośnicy przyrody mają okazję zachwycać się widokami w parku narodowym Peneda-Geres i w Serra da Estrela. Natomiast wędkarze znajdą świetne warunki do połowów na 860-kilometroewym pasie wybrzeża oraz nad licznymi rzekami i potokami. Także namiętni gracze w golfa znajdą tu wiele możliwości gry na dobrze utrzymanych polach golfowych, zwłaszcza w Estriol i Penina.

Portugalia to kraj ryb i owoców morza. Narodowym przysmakiem jest bacalhau, czyli solony dorsz. Coraz większą popularnością cieszą się też pstrąg oraz minóg, odławiane w rzekach Minho. Na wybrzeżu znajdują się liczne restauracje specjalizujące się w przyrządzaniu świeżo złowionych ryb. Są one przygotowywane są na tysiące sposobów - grilowane ze strączkami czerwonej papryki lub panierowane i smażone. W głębi kraju jada się więcej mięsa i jest ono lepszej jakości. Portugalczycy szczycą się takimi potrawami jak: pieczeń z koźlęcia czy prosięcia. Mieszkańcy poszczególnych regionów przyrządzają mięso na własny sposób. W regionie Traz os Montes podstawą wyżywienia jest wieprzowina, zarówno świeża, jak i w formie wędlin a tutejsze dania przyrządza się z dodatkiem orzechów i suszonej fasoli. Bardzo popularna jest zupa caldo verde, której głównym składnikiem jest drobno pokrojona kapusta włoska. Portugalczycy kochają również sery, mają ich około 60 rodzajów. Ponadto opanowali znakomicie sztukę tworzenia niesamowitych łakoci, jak np. malutkich ciasteczek, naleśników, tortów, budyni.

W razie wypadku i nagłego zachorowania przysługuje turystom bezpłatna pomoc lekarska. Osoby opłacające składki na NFZ, planujące wycieczki do Portugalii, mają prawo korzystać z opieki medycznej w ramach ubezpieczenia. Osoba ubezpieczona w jednym z krajów członkowskich UE korzysta z opieki zdrowotnej w innym kraju członkowskim na takich samych zasadach na jakich korzystają obywatele tego innego kraju, objęci powszechnym systemem ubezpieczenia zdrowotnego. Należy mieć ze sobą dokument potwierdzający fakt ubezpieczenia (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego – EKUZ). Wydaje ją bezpłatnie każdy regionalny oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Zakres ubezpieczenia obejmuje tylko podstawowe usługi medyczne, zatem warto wykupić dodatkowe ubezpieczenie.

Ambasady

Ambasada RP w Lizbonie
Avenida das Descobertas 2, 1400-092 Lisboa, Portugal
tel. (0351 21) 3012-350, 21 3014-200, 21 30414-10, fax 21 3010-202
www.emb-polonia.pt
e-mail: embpol@mail.telepac.pt;
www.CentralTravel.pl - oferty all inclusive Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Bezpieczny w podróży

Bezpieczny w podróży


Autor: Sebastian Kanikuła


Coraz powszechniejsze są wakacje ze szczyptą ryzyka. Nurkowanie w jaskiniach, zjazd na desce po wydmach czy polowanie na safari. Nawet jeśli nie jesteśmy wielbicielami takich zabaw a naszym marzeniem jest podróż tanimi liniami lotniczymi na grecką, przyhotelową plażę, warto przed wyjazdem pomyśleć o dobrym ubezpieczeniu. Tak na wszelki wypadek.


Jeśli ze zwichniętą pod prysznicem pięciogwiazdkowego hotelu, podczas zorganizowanych wakacji, odwiedzimy greckiego lekarza, niemal ze stuprocentową pewnością można przyjąć, że koszt tej wizyty pokryje nam ubezpieczenie podróżne wykupione wraz z ofertą naszego operatora. Jednak mniej powszechny wypadek, do którego można zaliczyć zarówno kradzież bagażu, jak i złamaną nogę na dzikiej plaży może być już dla nas o wiele większym problem niż można sobie wyobrazić.

Czytaj dwa razy
Rafał Mrozowski z działu sprzedaży i marketingu firmy ubezpieczeniowej Mondial Assistance, specjalizującej się w ubezpieczeniach podróżnych zaznacza, że przed każdym wyjazdem należy poważnie przeanalizować naszą polisę. Równie ważne jak szacowanie ryzyka jest na przykład sprawdzenie sprawdzenie wielkości sum gwarancyjnych. Może mieć to kluczowe znaczenie, gdy będziemy chcieli skorzystać z ubezpieczenia.

- Jeśli wybieramy się na wyjazd do Niemiec, wcale nie potrzebujemy tak wysokich sum gwarancyjnych, jak jadąc do Stanów Zjednoczonych. Jeśli mając w polisie 20 000 euro przeznaczone na koszty leczenia i assistance skręcimy w Niemczech kostkę, to nie musimy się o nic martwić. Ale już w USA, gdzie usługi medyczne są znaczenie droższe, na transport do szpitala, wszystkie niezbędne badania oraz założenie odpowiedniej opaski usztywniającej może nam tej sumy nie starczyć – zwraca uwagę Mrozowski.

Dziś towarzystwa ubezpieczeniowe mają w swojej ofercie szeroki wachlarz ubezpieczeń dotyczących podróży krajowych i zagranicznych. Zasadniczo dzielą się one na ubezpieczenia dotyczące osoby zawierającej umowę z towarzystwem oraz ubezpieczenia OC (odpowiedzialności cywilnej). Te pierwsze obejmują koszty leczenia, NNW, pomoc prawną i utratę lub zniszczenie bagażu. W przypadku ubezpieczenia OC towarzystwo wypłaca odszkodowanie osobie, której niechcący wyrządziliśmy krzywdę lub zniszczyliśmy jej mienie. Część ofert uzupełnionych zostało o ratownictwo (koszty akcji ratowniczych), a także ubezpieczenie sprzętu turystycznego, np. nart. W dodatku wiele z tych polis jest ustandaryzowana. Można się zatem dziwić dlaczego, mimo że koszt zakupu polisy w ramach ubezpieczenia podróży jest niewielki, a może nam to oszczędzić wielu strat i kłopotów, wciąż tak duży słyszy się o przypadkach gdy ktoś był bliski bankructwa po wizycie z bolącym zębem u zagranicznego dentysty. Nie wspominając o naprawdę poważnych przypadkach.

- Z doświadczeń zawodowych mogę przywołać przypadek, gdzie starsza Pani w czasie odwiedzin u rodziny mieszkającej w USA, potknęła się na schodach upadając tak niefortunnie, że złamała nogę i doznała urazów głowy. Jej limit na świadczenia kosztów medycznych i assistance stopniał w kilka dni, tym samym ubezpieczyciel przestał płacić za jej hospitalizację. Stan jej był na tyle poważny, że dłuższy czas musiała zostać w szpitalu. W efekcie po trzech tygodniach hospitalizacji rachunek za leczenie, jaki musiała pokryć z własnej kieszeni oscylował w okolicach 400 000 tyś. dolarów.

Myśl zanim podpiszesz
Jednak przed podpisaniem polisy należy się zastanowić, co ubezpieczamy i jakie są nasze aktualne potrzeby. Dopiero jeśli ustalimy jakich ryzyk chcemy się wystrzegać lub jakie nam grożą niebezpieczeństwa, dowiemy się jaki zakres ubezpieczenia jest nam potrzebny możemy wybrać taką firmę, która posiada odpowiednią dla nas kategorię ubezpieczenia (komunikacyjne, życiowe, turystyczne).
W tym miejscu zawsze warto przypomnieć podstawową zasadę – czytamy to co podpisujemy. Umowę ubezpieczenia także. Oczywiście jej podstawowa treść jest ciężka do przełknięcia bo Ogólne Warunki Ubezpieczenie pisane są językiem prawniczym i skomplikowanym (choć niektórzy ubezpieczyciele odchodzą od tych praktyk) ale należy sprawdzić chociażby definicje zdarzeń ubezpieczeniowych i wykluczenia. Te pozycje są szczególnie ważne dla tych, którzy chcą wyjechać, żeby uprawiać sporty takie, jak narciarstwo zjazdowe, nurkowanie, wspinaczka itp. Może się bowiem okazać, że wykupiliśmy ubezpieczenie w wariancie w którym wykluczone są sporty wysokiego ryzyka, do których na nasze nieszczęście zaliczono np. narciarstwo zjazdowe.

Co, gdzie i kiedy
Każdy operator turystyczny ma obowiązek zapewnić nam ubezpieczenie turystyczne. Jednakże często są to polisy o bardzo wąskim zakresie ochrony ubezpieczeniowej i bardzo małych limitach kwotowych na pokrycie np. kosztów leczenia, czy kosztów naprawienia szkód wyrządzonych przez nas na osobie trzeciej lub jej mieniu (OC). Jeżeli wraz z wycieczką wykupiliśmy polisę, a wybieramy się na nurkowanie, to należy sprawdzić, czy ten sport i konsekwencje jego uprawiania pozwalają nam na skorzystanie z pomocy w razie problemów.
W większości przypadków bowiem, przy standardowym ubezpieczeniu zostaniemy przez ubezpieczyciela wykluczeni. Jadąc w celach stricte wypoczynkowych, nie musimy inwestować w szczególnie rozbudowane ubezpieczenie. Jednak limity odpowiedzialności ubezpieczyciela należy sprawdzać zawsze. Wyjeżdżający, którzy preferują dojazd własny w trakcie wycieczki powinni zadbać o ubezpieczenie np. auta. Można dziś kupić polisy wyjazdowe, które mogą być zawarte na dwa lub więcej dni. Ewentualna awaria, czy wypadek może doprowadzić, że nie dotrzemy do celu na czas. Jeśli korzystamy z samolotu albo pociągu nie musimy szukać szczególnie wyrafinowanego produktu. Z punktu widzenia ubezpieczyciela nie ma to bowiem znaczenia dla poziomu ryzyka.

Ciekawym rozwiązaniem jest ubezpieczenie kosztów rezygnacji z wycieczki, czy kosztów rezygnacji z hotelu. Jeśli z niezależnych od nas względów będziemy zmuszeni odwołać wyjazd to tour operator ma prawo( z którego niemal zawsze korzysta) naliczyć nam karę umowną( nawet 90 % ceny imprezy). Mając to ubezpieczenie możemy domagać się odszkodowania za stratę, jaką ponieśliśmy przy transakcji kupna imprezy turystycznej albo rezerwacji hotelu.
Sebastian Kanikuła http://www.tanie-loty.com.pl/ Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kryzys z korzyścią dla pasażera

Kryzys z korzyścią dla pasażera


Autor: Sebastian Kanikuła


Analitycy szacują, że światowa branża lotnicza w ciągu dwóch lat z powodu kryzysu finansowego straci ponad 10 mld dolarów. Przy czym najnowsze prognozy i tak są optymistyczne za sprawą chwilowego spadku cen ropy. Mimo że sytuacja w branży jest najgorsza od 50 lat, my klienci nie powinniśmy narzekać. Kryzys działa na naszą korzyść.


Faktem jest, że zapotrzebowanie na usługi linii lotniczych na całym świecie sukcesywnie spada. Powód jest prosty – mamy coraz mniej pieniędzy. Zarówno klienci indywidualni jak i firmy. To przedsiębiorstwa przynosiły liniom lotniczym większą część dochodu. W erze oszczędności menedżerowie zmuszeni do podróży służbowych bądź wybierają tańsze przedziały pasażerskie, bądź rezygnują z podróży, zamieniając ją na znacznie tańszą wideokonferencję. Taka sytuacja zmusza przewoźników do likwidowania połączeń. W Europie zaoferują oni klientom o 83 tys. mniej lotów, a w USA o 265 tys. Podobnie jest z lotniskami. Aż 45 lotnisk w Europie jeszcze w tym roku straci wszystkie planowe połączenia a na całym świecie zamkniętych zostanie ponad 200 portów lotniczych.

Szybciej, taniej i wygodniej
Wskutek kryzysu finansowego od początku tego roku upadło już 25 przewoźników, a największe linie tną koszty gdzie tylko mogą. Przy czym cięcie kosztów odbywa się przede wszystkim poprzez automatyzację procesów i pozwolenie podróżnemu na wykonanie pewnych czynności samemu - bez udziału obsługi linii lotniczej. Oprócz dość powszechnej już odprawy internetowej w przypadku gdy zabiera się tylko bagaż podręczny (niedawno Ryanair zapowiedział, że od 1 października tego roku będzie możliwa jedynie odprawa online), już można odprawiać się na lotnisku samoobsługowo – w tzw. kioskach do samodzielnej odprawy. W Polsce takie automaty funkcjonują już na Okęciu.

Kryzys spowodował także, że powiedzenie „klient nasz pan” w końcu znalazło odzwierciedlenie w rzeczywistości. Skoro liczy się każdy klient, trzeba zdobyć go wszystkimi możliwymi sposobami. Owszem z jednej strony słychać, że przewoźnicy rezygnują z podawania posiłków w samolotach by oszczędzić kilka dolarów. Są jednak i tacy, którzy działają odwrotnie - podadzą na pokładzie wykwintny obiad, umożliwią korzystanie z telefonu komórkowego i internetu, a nawet zaoferują za niewielką dopłatą miejsce w klasie biznes. A skoro biznesmeni przesiadają się do klasy ekonomicznej, niektórzy wyszli z założenia, że należy podnieść jej standard. Tak zrobiły m.in. dubajskie linie Emirates. Pasażerowie kupujący nawet najtańszy bilet mają zagwarantowany własny monitor telewizyjny, a także większy niż w Lufthansie, Swissie i Air France czy KLM odstęp między fotelami oraz specjalnie wydrukowane menu z kilkoma zestawami potraw do wyboru.

Trudno się temu dziwić takiemu podejściu, bo każdy ekonomista pracujący dla linii lotniczych przyzna, że najbardziej kosztowną rzeczą dla przewoźnika jest wozić powietrze. Dlatego też i wybór promocyjnych cen biletów jest prawdopodobnie, tak samo jak kryzys, największy od 50 lat. Regularne linie boją się bowiem, że stracą klientów na rzecz tanich linii lotniczych. A ich obawy są uzasadnione.

Z danych udostępnianych przez serwisy internetowe zajmujące się sprzedażą biletów lotniczych wynika, że sprzedaż biletów tanich przewoźników lotniczych wzrosła prawie o 50 proc. W porównaniu z początkiem ubiegłego roku udział sprzedaży biletów lotniczych tanich przewoźników lotniczych wzrósł z 17 proc. do 31 proc. Cena jest dziś bowiem najważniejszym kryterium wyboru lotu. Klienci na rzecz tańszego biletu, są w stanie zrezygnować z pewnych udogodnień jak posiłek czy wybór miejsca w samolocie, które oferują tradycyjni przewoźnicy w cenie lotu. Ale tanie linie lotnicze w walce o spadające zyski, zaczynają już powoli windować poziom usług. Lepszy posiłek czy wybór miejsca w samolocie za niewielką dopłatą zaczyna być standardem. Dzięki czemu wygrywają na tym. Podczas gdy duże linie lotnicze liczą straty, tani przewoźnicy jak Ryanair czy EasyJet licza zyski.

Gorsze wyniki, lepsza przyszłość
Kryzys dla klientów linii lotniczych, może być hossą. Ceny biletów spadają, poprawia się komfort podróżowania a na lotniskach, dzięki nowoczesnym rozwiązaniom jak kioski do samodzielnej odprawy czy nowoczesne skanery, znoszące konieczność rewidowania podróżnych, mamy mniejszy tłok. Branża lotnicza narzeka, bo nie radzące sobie z płynnością finansową firmy upadają. Bankructwo ogłaszają jednak ci, których biznes nie był na tyle elastyczny by poradzić sobie z wymogami rynku funkcjonującego w kryzysie. Ekonomiści są zgodni co do tego, że porządnych, poukładanych i stale dostosowujących się do zmieniających warunków firm kryzys nie ruszy. Rynek dokona zatem naturalnej selekcji i chociaż jest to bolesne, to w końcu nie każdy jest dobrym przedsiębiorcą.

Kryzys gospodarczy dla tych przewoźników, którzy chcą wyjść z niego mocniejsi, jest impulsem do podnoszenia efektywności i większej dbałości o pasażera. Chcą być na wygranej pozycji, kiedy sytuacja na rynku ulegnie poprawie. Wszystko zatem wskazuje na to, że jeśli te tanie linie lotnicze które ten wyścig wygrają, my klienci – obiekt ich pożądania, wygramy razem z nimi.
Sebastian Kanikuła www.tanie-loty.com.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Przewodnik po Seszelach

Przewodnik po Seszelach


Autor: Mirosław Nikolin


Seszele to archipelag wysp położonych na Oceanie Indyjskim, ok. 1600 km od wybrzeży Afryki, na północny wschód od Madagaskaru. W skład archipelagu wchodzi 115 wysp pochodzenia wulkanicznego i koralowego, dwie główne to Mahe i Praslin. Tylko 33 wyspy są zamieszkane. Około 90% ludności archipelagu mieszka na wyspie Mahe, na której również znajduje się stolica państwa – Victoria oraz najwyższy szczyt kraju - Morne Seychellois (905 m n.p.m.). Pobliskie państwa i terytoria zamorskie to Mauritius i Reunion na południe oraz Malediwy na północny wschód.


Ludność Seszeli to głównie Kreole – potomkowie kolonistów francuskich, pozostałe grupy etniczne to Hindusi, Malgasze (rdzenna ludność Madagaskaru) i inni. Religia: katolicy 82%, anglikanie 6%, hindusi 2%, muzułmanie 1%, adwentyści 1%, inni 5%. Językiem oficjalnym jest angielski, a w użyciu kreolski, francuski. Obowiązującą walutą jest rupia seszelska. Osoby planujące wycieczki na Seszele muszą pamiętać o różnicy czasowej. Czas jest przesunięty o 4 godz. do przodu w stosunku do czasu obowiązującego w Polsce.

Mieszkańcy Seszeli są wyjątkowo przyjaźni i uroczy. Wynika to z niezwykłej mieszanki kultur, narodowości i ludzi. Na każdym kroku dostrzega się ogromne kontrasty między ubóstwem mieszkańców, a luksusem hoteli. Nie istnieją tu jednak bariery dzielące wyspę na tę dla lepszych, czyli turystów i “gorszych” – miejscowych.
Opalanie się topless jest tolerowane, jednak nie na wszystkich plażach. Nudyzm nie jest mile widziany.
Na rodzimą literaturę i kulturę składają się ludowe opowieści, baśnie i legendy. Sztukę miejscową reprezentuje zdobnictwo i rzemiosło. Seszele bywają nazywane “Zaginionym Edenem” lub “Wyspami Miłości”.

Turystyka na Seszelach rozkwitła, gdy w 1971 roku na Mahe oddano do użytku międzynarodowe lotnisko i wybudowano kilkanaście hoteli.
Turyści chętnie spędzają wczasy na Seszelach ze względu na piękne plaże, kołyszące się palmy, turkusowe morze, dobrze rozwinięte zaplecze gastronomiczne, sportowo - rekreacyjne i noclegowe. Seszele znane są dzięki swojemu wyjątkowemu urokowi i pieczołowicie chronionej florze i faunie. To, co wielu podróżnych ceni najbardziej, to całkiem dzikie i prawie puste zatoczki, w których można się schronić przed ludźmi i błogo wypoczywać. Popularną formą rozrywki jest trekking po tropikalnych terenach wysp. Dobrze jest jednak zabrać ze sobą miejscowego przewodnika, który pokaże najciekawsze zakątki wysp. Ponadto ogromny atol koralowy i bogactwo podwodnego świata stwarzają idealne warunki do nurkowania. Na Seszele najlepiej przyjechać między marcem a majem oraz wrześniem a listopadem. Od listopada do kwietnia jest pora deszczowa z opadami sięgającymi zenitu w grudniu i styczniu. Średnie miesięczne temperatury przez cały rok wahają się między 24 a 30 stopni.

Na wakacje na Seszelach polecimy oczywiście samolotem. Polska nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego z Seszelami. Dolecieć na archipelag można wieloma liniami międzynarodowymi z miast europejskich i afrykańskich.

Na Seszelach nie ma polskiej ambasady. Najbliższa placówka dyplomatyczna znajduje się w Nairobi (Kenia).

Ambasada RP w Nairobi
Red Hill Road 58
PO Box 30086, 00100 Nairobi
tel. +254 20 712-00-19/20/21 (centrala)
fax +254 20 712-01-06
www.nairobi.polemb.net
email: ambnairo@kenyaweb.com
Super Last Minute - www.CentralTravel.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Po nitce do kłębka…WEŁNY

Po nitce do kłębka…WEŁNY


Autor: Piotr Łeszyk


Cudze chwalimy, swego nie znamy, sami nie wiemy co posiadamy!


Cudze chwalimy, swego nie znamy, sami nie wiemy co posiadamy! Warto jak mantrę powtarzać tą maksymę, zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Podczas gdy bogaci (albo po prostu bardziej oszczędniJ) Wielkopolanie będą byczyć się na Bahamach czy Seszelach, ci o mniej zasobnych kiebzach, ale spragnieni wrażeń estetycznych, mogą zastanowić się nad weekendowym pobytem…właśnie, gdzie? A no może w WEŁNIE!

Już sama nazwa brzmi zachęcająco a tu czeka nas jeszcze sporo niespodzianek. Ale na początek słów kilka o lokalizacji WEŁNY. Miejscowość ta znajduje się na terenie województwa wielkopolskiego, w powiecie obornickim a żeby było łatwiej dotrzeć, dodam jeszcze, że w gminie Rogoźno. W sławetnym Rogoźnie lubił swawolić król Przemysł II. Tam też organizował biesiady na miarę uczt Lukullusa i w tej miejscowości władca został zamordowany. Za sprawą monarchy Rogoźno weszło na stałe do historii Polski. Inaczej ma się sprawa z Wełną, która choć przepiękna jest przemilczana i to, o zgrozo! we wszystkich wielkopolskich przewodnikach. Wełna jest usytuowana w odległości ok. 32 km od Poznania przy trasie nr 11 Poznań-Piła.

Znajduje się w niej jeden z najcenniejszych zabytków architektury sakralnej w Wielkopolsce, a może nawet warto pokusić się o stwierdzenie, że w całej Polsce. Kościół Podwyższenia Świętego Krzyża to absolutny ewenement i prawdziwa perła architektoniczno-malarska. Obiekt ten powstał z fundacji Wojciecha Rydzyńskiego, dziedzica dóbr wełneńskich, cześnika kaliskiego a wreszcie kasztelana lędzkiego oraz jego żony, Anny z Proskich. Wzniesiono go w roku 1727. Wykonanie dekoracji kościoła zlecono poznańskiemu franciszkaninowi – Adamowi Swachowi – niezwykle utalentowanemu artyście, po którym słuch zaginął już w następnej epoce. Czas najwyższy, aby przypomnieć o mistrzu-mnichu. Dzieje kościółka są dość burzliwe, ponieważ już w roku 1846 majątek wełneński został przejęty przez Niemców. Ewangelickim właścicielom nie zależało na jego odbudowaniu, poszli nawet krok dalej, zakazali wszelkich remontów. Kościół podupadał i podupadał. Odnotowano, że podczas wizyty biskupiej w roku 1862 obiekt znajdował się w stanie fatalnym. Prace remontowe podjęto najprawdopodobniej dopiero pod koniec XIX wieku. Sytuacja wełneńskiego sanktuarium uległa poprawie w drugiej dekadzie XX wieku. W latach 40. i 50. wykonano kolejne prace konserwatorskie, ale to dopiero niedawno, w latach 2002-2008, wykonano pełną konserwację polichromii (malowideł na suchym tynku).

Mimo że Kościół Podwyższenia Św. Krzyża w Wełnie został objęty patronatem Unii Europejskiej a ideę renowacji obiektu popiera Ks. Abp Henryk Muszyński, Metropolita Gnieźnieński, niewiele osób wie o jego istnieniu. Poza parafianami i grupą konserwatorów nikt nie interesuje się losem jednego z najcenniejszych zabytków budownictwa drewnianego w Polsce. To trochę niepokojące, ponieważ wełneńskie sanktuarium to pierwsza liga zabytków. Wnętrze kościoła wypełnia jednolita dekoracja architektoniczno-malarska, obejmująca polichromię ścian, stropów oraz ołtarzy i konfesjonałów. Dekoracja sprawia wrażenie bardzo spójnej kompozycji iluzjonistycznej. Dominują sceny związane z kultem Krzyża Świętego. Na ścianach można odnaleźć przedstawienia Widzenia Św. Bernarda, Widzenia Św. Eustachego i Stygmatyzacji Św. Franciszka. Ponieważ motywem przewodnim koncepcji Adama Swacha jest krzyż, w kościółku nie mogło zabraknąć i Konstantyna Wielkiego pod postacią którego widnieje słynna łacińska paremia „In hoc signum vinces”, czyli „Pod tym (W tym) znakiem/u zwyciężysz”. Uwagę przykuwa spójność kompozycji franciszkanina przejawiająca się w symetrycznym usytuowaniu Ewangelistów, Apostołów i męczenników. I co arcyciekawe, poszczególnych świętych można rozpoznać po atrybutach. Niejednokrotnie nie jest to łatwe zadanie, dopiero rzetelna wiedza religioznawczo-historyczna pozwala na identyfikację poszczególnych świętych. Dla przykładu, atrybutem Świętego Eustachego jest byk lub wół z brązu, bo to właśnie w rozżarzonym byku/wole został upieczony późniejszy męczennik, wpierw rzucono go lwom na pożarcie, ale gdy okazało się, że drapieżniki nie wyrządziły mu żadnej krzywdy, przedsięwzięto drastyczniejsze metody. Z kolei Święty Wawrzyniec jest przedstawiany z kratą/rusztem, na którym poniósł męczeńską śmierć. Głęboko ukryta metaforyka obrazu jest naprawdę intrygująca. Ja sama będąc nie dalej jak tydzień temu w Wełnie nie mogłam wyjść z podziwu dla artystycznego kunsztu Adama Swacha.

W kościele Podwyższenia Świętego Krzyża nie brakuje też przedstawień Maryi (z inskrypcją Santa Maria Mater Dei – Święta Maria Matka Boga) oraz Chrystusa jako Zbawiciela Świata (topos Salvator Mundi).

Co interesujące, to właśnie w Wełnie, w roku 1780 Józef Wybicki, autor tekstu Mazurka Dąbrowskiego, zawarł związek małżeński z Esterą Wierusz-Kowalską.

Wełneński kościół jest absolutnym majstersztykiem. Zachwycamy się monumentalnymi bazylikami i pełnymi przepychu sanktuariami maryjnymi a tymczasem, praktycznie pod ręką, mamy prawdziwy diament. Czas żeby oszlifować go do końca.

Aktualnie w Wełnie są kontynuowane prace konserwatorskie. Tylko renowacja sztuki pozwala ocalić ją od zapomnienia, dlatego tak ważne jest, aby wspierać zachowanie polskich dóbr kultury. Ile jest w Polsce takich zapomnianych Wełn? Ile światowej klasy malowideł ściennych czy rzeźb nie udało się ocalić? I dlaczego nie można ich poddać konserwacji? Przede wszystkim problemem są fundusze, a w zasadzie ich brak bądź niewłaściwe dysponowanie przez administrację państwową. Apeluję do wszystkich, abyśmy wspierali działania mające na celu wzbogacenie dziedzictwa narodowego. Nieodkrytych wsi, takich jak Wełna, jest bardzo wiele na mapie Polski, a tymczasem nasza miejscowość ma do zaoferowania nie tylko przepiękny kościół, który po zakończeniu prac konserwatorskich z powodzeniem mógłby stać się miejscem kameralnych koncertów organowych. Nieopodal Wełny, w Jaraczu, znajduje się również niebanalne muzeum, mianowicie Muzeum Młynarstwa. Dla zwykłych a i niezwykłych zjadaczy chleba jak znalazł! Do tego należy dodać, że Wełna jest naprawdę urokliwa. Jeżeli tylko ktoś marzy o spokojnym wypoczynku, spacerach po lesie, wytchnieniu od wielkomiejskiego zgiełku i hałasu a przy tym nie chce rezygnować z doznań estetycznych to powinien wybrać się do gminy Rogoźno.

Marketing to przede wszystkich duże nakłady finansowe, ale i ogromne zyski. Nie każda miejscowość może się lansować poprzez plakaty reklamowe, spoty czy środki masowego przekazu. Przyczyna jest dość prozaiczna. Jak zawsze, chodzi o pieniądze. Małej gminie dużo trudniej zaistnieć niż np. gminie wielkomiejskiej. A bez medialnego szumu wiele obiektów, choć cennych, nie istnieje w naszej świadomości. Mam nadzieję, że władze lokalne uświadomią sobie jaką perłę architektoniczno-malarską posiadają i nie zachowają się jak biblijne wieprze, lecz wręcz przeciwnie, spróbują rozreklamować Wełnę i zachęcić do jej odwiedzania. Od czego zacząć? Proponuję foldery informacyjne, artykuł w lokalnej prasie, wzmiankę w przewodnikach po Wielkopolsce. Jedno jest pewne: nazwa Wełna zapada w pamięć i to warto wykorzystać!

Autor: Monika Grażyna Jania

Tekst pochodzi ze strony www.akademiec.pl. Sprawdź nas!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.