sobota, 30 maja 2015

Norwegia

Norwegia


Autor: Piotr Łeszyk


2921 km, 28 dni jazdy, 2 przyjaciół i 2 rowery, 1 cel. Relacja z rowerowej wyprawy z Oslo na Nordkapp...


Już na początku 2006 roku wybraliśmy Nordkapp za cel naszych wakacji. Nie chcieliśmy jednak dołączać do rzeszy turystów, którzy docierają tam samochodem, autobusem, czy promem. Wybraliśmy więc nieco trudniejszy i bardziej wymagający sposób podróżowania. Przez kilka miesięcy przeglądaliśmy przewodniki i mapy, szukaliśmy inforamacji w internecie, stopniowo uzupełnialiśmy sprzęt i oczywiście (na ile pozwalał nam czas) jeździliśmy na rowerach. Zaplanowana przez nas trasa wiodła z Oslo przez Lillehammer, Roros, Trondheim, Namsos, Bodo, Archipelag Lofotów, Altę na Nordkapp.

17 sierpnia rano w samym centrum Oslo wysiedliśmy z busa, który dowiózł nas z Poznania. Szybko załadowaliśmy cały ekwipunek na rowery i ruszyliśmy na krótki objazd norweskiej stolicy. Mając po raz pierwszy do czynienia z tak ciężkimi sakwami (po 40 kg na każdym rowerze) namacalnie przekonaliśmy się co oznacza zwrot „rower jeździł jak chciał”. Nie mając zbytniej kontroli nad naszymi „czołgami”, zdołaliśmy zobaczyć budynek parlamentu, ratusz, twierdzę Akershus, a także obrazy Edvarda Muncha w Galerii Narodowej. Najbardziej podobał nam się „Krzyk” – trochę nam przypominał postać Rysia z Klanu. Pomimo, że Oslo wywarło na nas bardzo korzystne wrażenie, chcieliśmy jak najszybciej ruszyć w trasę!

Pierwszym celem naszego wyjazdu było dotarcie do Lillehammer. Zanim to nam się udało, zaliczyliśmy pierwszą awarię – w Karola rowerze pękła dętka – pierwsza i ostatnia w czasie całego wyjazdu. Trzeciego dnia rano minęliśmy niewielkie Lillehammer, w którym oprócz słynnej nazwy i skoczni nie ma nic przyciągającego. Znacznie więcej „rozrywki” dostarczył nam podjazd w Góry Rondane. Był to kilkunastokilometrowy odcinek o 9-cio procentowym kącie nachylenia. Po kilku godzinach mozolnego pedałowania wjechaliśmy na wysokość ponad 1200 m n.p.m. Żaden inny podjazd nie dał nam się aż tak we znaki, a każda następna „górka”, choćby stroma i wysoka, była niczym, w porównaniu z tym. Nasz trud nie poszedł jednak na marne – Góry Rondane mają wspaniały krajobraz, nieporównywalny z żadnymi polskimi górami. Równie ciekawie i emocjonująco było podczas zjazdu do doliny, kiedy w strugach ulewnego deszczu, z dużym obciążeniem i po „zakręciastej” drodze mknęliśmy naszymi bolidami w dół. Wrażenia niezapomniane.

Następnym ciekawym punktem na naszej trasie było Roros – górnicza osada, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Największe wrażenie robią dwustuletni kościół i drewniane domki stojące wzdłuż opustoszałych ulic na zboczu góry. Atmosfera była niesamowita, a ulice zupełnie puste, więc aż głupio było nam głośno rozmawiać.

Do Trondheim było już z górki. Oczywiście nie cały czas, bo to przecież Norwegia, a tu hasłem przewodnim jest PODJAZD. Ale Roros położone jest w górach, a Trondheim nad morzem, więc tendencja była „spadkowa”. Trondheim, założone w 997 roku, jest obecnie trzecim co do wielkości miastem Norwegii. Główną atrakcją miasta jest tysiącletnia katedra Nidaros, największa średniowieczna budowla w całej Skandynawii. Zgodnie z legendą, pod świątynią znajduje się grób św. Olafa, dlatego do katedry od setek lat przybywali pielgrzymi z całego kraju. Po krótkim objeździe miasta ruszyliśmy w jedynym słusznym kierunku – na północ. Od Trondheim nasza trasa wiodła wzdłuż fjordów, które z małymi przerwami towarzyszyły nam do samego Przylądka Północnego.

W Steinkjer, kilkadziesiąt kilometrów za Trondheim, zjechaliśmy z głównej trasy, by 600-kilometrowy odcinek do Bodo przejechać bocznymi, o wiele bardziej widokowymi szosami. Wtedy też zaczęły się problemy z Karola tylnym kołem, w którym w ciągu dwóch dni złamało się 6 szprych. Obręcz była na tyle zósemkowana, że o dalszej jeździe nie było mowy, a do najbliższego warsztatu mieliśmy około 80 km. W całej tej przygodzie (bo takie zmagania to nic innego jak dodatkowa przygoda) mieliśmy sporo szczęścia i spotkaliśmy się z dużą życzliwością ze strony Norwegów. Nie dość, że mogliśmy rozbić namiot na czyimś podwórku, to następnego ranka znaleźli się chętni, którzy podwieźli nas pod samo Bronnoysund (tam właśnie był warsztat). Po szybkiej transplantacji szprych i reanimacji koła ruszyliśmy w dalszą trasę. W sumie po ośmiu dniach jazdy wzdłuż wybrzeża, zaliczeniu ponad 10 przepraw promowych i zrobieniu masy zdjęć fantastycznych widoków, dojechaliśmy do Bodo, skąd promem przedostaliśmy się do Moskenes na Lofotach.
W miejscowości o wdzięcznej nazwie: „A”, na samym końcu drogi wiodącej przez Lofoty, znaleźliśmy najlepszą miejscówkę na nocleg w całej Norwegii. Stojąc na skałach, wysoko nad poziomem morza mieliśmy z jednej strony wspaniały widok na wysokie szczyty, wyrastające prosto z morza, z drugiej – na Morze Norweskie i wysunięte bardziej na południe wyspy archipelagu. Rano czekała nas długa sesja fotograficzna, a zapierające dech w piersiach widoki nie pozwoliły odjechać zbyt szybko.

Lofoty są okrzyknięte najpiękniejszą częścią całej Norwegii. Na nas największe wrażenie zrobiły okolice Moskenes. Później fjordy przybrały kształty przypominające to, co widzieliśmy już wcześniej. W niektórych zatokach są też cudowne plaże z białym piaskiem, jednak temperatura i wiatr nie zachęcały do kąpieli. Pierwszy dzień na wyspach spędziliśmy bardzo pracowicie – wśród strzelistych gór i nadmorskich miasteczek niemal wyjętych z obrazka, przejechaliśmy ponad 140 km. Udało się tylko dzięki temu, że koło południa naszły chmury i już nie musieliśmy tak często zatrzymywać się „na zdjęcie”.

Wieczorem tego dnia przyszedł nam do głowy ambitny pomysł – za około 330 km mieliśmy odwiedzić znajomych (wizja prysznica, dobrego obiadu i ciepłego pokoju). Postanowiliśmy, że spróbujemy dojechać tam w dwa dni. Pierwszego przejechaliśmy 155 km i nie wiedzieliśmy, czy następnego dnia weźmiemy ciepły prysznic w tradycyjnej norweskiej hytcie (hytta to taki drewniany domek letniskowy) czy też znowu będzie musiała wystarczyć menażka, gąbka i 0,7 litra zimnej wody... Po dobrze przespanej nocy wyruszyliśmy wcześnie rano i po ok. 30 km opuściliśmy Lofoty. W sumie po prawie 10 godzinach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Przejechaliśmy tego dnia 180,37 km i byliśmy z siebie niesłychanie dumni. Cztery kolejne dni minęły nam na odpoczynku i zbieraniu sił przed dalszą podróżą (jedzenie, spanie, jedzenie, jedzenie...).

Aż do samej Alty nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, jedynie pogoda pogarszała się z dnia na dzień. W samej Alcie warto odwiedzić muzeum, w którym podziwiać można naskalne rysunki sprzed kilku tysięcy lat. Zaraz za miastem zaczyna się rozległy płaskowyż (płasko jest jak już się podjedzie ponad 300 metrów...), z którego drzewa i krzewy zostały skutecznie wyparte przez trawy i mokradła. Nieodłącznym elementem tego krajobrazu są też swobodnie biegające renifery, a padający deszcz dość dobrze wkomponował się w całość. Z płaskowyżu zjechaliśmy do Porsangerfjordu (trudne słowo), wzdłuż którego wiedzie droga na sam Przylądek Północny. Od tego momentu dodatkowym utrudnieniem był bardzo silny wiatr, wiejący jak to zwykle bywa - prosto w twarz.

Wbrew pozorom najdalej wysunięty na północ punkt Europy wcale nie znajduje się na kontynencie, lecz na wyspie - Mageroyi. Aby się tam dostać, trzeba przejechać podziemnym (a w zasadzie podmorskim) tunelem o długości ponad 7 km. Jadąc rowerem trzeba się dość ciepło ubrać, bo droga schodzi do 212 m p.p.m. i na samym dole jest raczej chłodnawo (no, tylko w czasie zjazdu; gdy się już zacznie podjeżdżać, nagle robi się ciepło...). Podobnie jak w przypadku wszystkich innych tuneli, mostów i niektórych przepraw promowych – rowerzyści nie muszą płacić za przejazd. Największym miastem na wyspie jest Honningsvag. My dotarliśmy tam popołudniu i po zrobieniu zapasów na kilka następnych dni rozbiliśmy namiot niemal przy samej drodze. Do Nordkappu zostało 30 km!!
Pierwsze budzenie zaplanowaliśmy na 7 rano. Słysząc jak mocno wiało i padało uznaliśmy to za głupi pomysł. Ostatecznie ruszyliśmy o 11. Ten krótki, ostatni odcinek trasy był chyba najgorszym rowerowym doświadczeniem w naszym życiu. I absolutnie nie chodziło tu o konieczność podjazdu na wysokość 307 metrów – po przejechanniu 2,5 tysiąca kilometrów takie górki nie robią na człowieku większego wrażenia. Problem był inny – wiatr był tak przeraźliwie silny, że rowerami rzucało po całej drodze. Obawialiśmy się nawet czy nie zniesie nas pod nadjeżdżający samochód. Po ponad 3,5 godzinach walki naszym oczom ukazał się ostatni podjazd, a na jego szczycie – budynek Nordkapphalle. Kiedy podjechaliśmy pod bramki wjazdowe (kasy biletowe), spotkała nas bardzo miła niespodzianka. Bileter (jakkolwiek go nazwać) najpierw zapytał skąd jedziemy, a potem zakrył ręką cennik i powiedział, że mamy się tym nie przejmować. 14 września 2006 roku, po 24 dniach jazdy i 2530 przejechanych kilometrach, byliśmy na Nordkappie! Ciężko opisać co czuliśmy stając pod olbrzymim globusem, patrząc w stronę bieguna. Na pewno wzruszenie i ogromną radość. Ale świadomość, że wszystko się udało, że SIĘ UDAŁO napływała stopniowo. I było nam z tym szalenie dobrze. Czuliśmy się jak Wilhelm Zdobywca na polach pod Hastings, jak Krzysztof Wielicki na jednym z ośmiotysięczników, jak Neo po pokonaniu Agenta Smith`a...jak oni wszyscy razem wzięci.

Nikogo o nic nie pytając, przez 3 dni mieszkaliśmy w namiocie rozbitym dosłownie obok wejścia do Nordkapphalle. W godzinach otwarcia hali przenosiliśmy się do środka, żeby pobyć w ciepłym pomieszczeniu. Korzystając z dobrej pogody i świetnej widoczności – robiliśmy zdjęcia wszystkiemu dookoła, prawie jak rodowici Japończycy. Niestety w dniu, w którym chcieliśmy wybrać się na cypel Knivskjelodden (kolejne trudne słowo) – faktycznie najbardziej wysunięty punkt Europy, naszły gęste mgły i silne deszcze, więc z wycieczki nic nie wyszło. W takich też warunkach wracaliśmy do Honningsvag, skąd promem linii Hurtigruten popłynęliśmy do Tromso. Po kilku dniach wylecieliśmy stąd do Oslo, a dalej - do Polski. Oficjalnie rzecz ujmując – wyprawa dobiegła końca.


Wyjazd w liczbach:
2921 km przejechaliśmy w czasie całego wyjazdu
2530 km – długość naszej trasy z Oslo na Nordkapp
180,37 km – maksymalny dystans dzienny
104,32 km – średni dystans dzienny wyprawy
58,3 km/h – maksymalna prędkość
40 kg bagażu wiózł każdy z nas na początku wyprawy
32 kg prowiantu zabraliśmy z Polski
18,12 km/h – średnia prędkość całej wyprawy
8,5 kg – ważył nasz namiot. Do tego była ponad 2 kg folia murarska, bo namiot przeciekał :)
6 szprych złamało się w czasie drogi (wszystkie w tylnym kole Karola)
1 raz przebiliśmy dętkę (Karol, w swoim nieszczęsnym tylnym kole)
0,7 litra wody w menażce wystarcza, żeby dokładnie się umyć „od stóp do głów” (z pomocą gąbki)

Tekst: Michał Unolt, Karol Zielonka

Tekst pochodzi ze strony www.akademiec.pl. Sprawdź nas!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wyszukiwarki połączeń lotniczych

Wyszukiwarki połączeń lotniczych


Autor: Grzegorz Karcz


Wyszukiwarka połączeń lotniczych koncepcyjnie nie różni się w zasadzie od tradycyjnych wyszukiwarek stosowanych w Internecie, np.: wyszukiwarek stron internetowych czy porównywarek cenowych. Jednak są pewne zasadnicze różnice...


Zadaniem wyszukiwarek jest przeszukanie zbioru setek milionów informacji oraz pomoc użytkownikom Internetu w wyselekcjonowaniu i wybraniu tej najodpowiedniejszej, najlepiej spełniającej kryteria wyszukiwania.

W przypadku wyszukiwarki połączeń lotniczych - zamiennie określanej także jako wyszukiwarka lotów lub wyszukiwarka biletów lotniczych - chodzi o wyszukanie i przedstawienie użytkownikowi Internetu maksymalnie największej liczby możliwych połączeniach lotniczych na danej trasie w danym terminie.

Dodatkowo otrzymujemy informacje o cenie danego połączenia (biletu lotniczego) oraz szczegóły lotu (np.: numer lotu, jakie linie lotnicze obsługują dany lot, czy jest to połączenie bezpośrednie czy z przesiadką). Całość wyników wyszukiwania posortowana jest najczęściej narastająco, od najniższej do najwyższej ceny za bilet. Mamy także możliwość bezpośredniej rezerwacji bądź zakupu biletu lotniczego na wybranym połączeniu, jeżeli któraś z ofert okaże się dla nas interesująca.

Niewątpliwą korzyścią stosowania wyszukiwarek połączeń lotniczych jest fakt, że w bardzo prosty i szybki sposób, bez większego nakładu sił, uzyskujemy informację na temat większości połączeń lotniczych na danej trasie w danym czasie. Zwiększamy wówczas szansę na znalezienie biletu lotniczego w najkorzystniejszej cenie oraz najbardziej optymalnego rozkładu naszego lotu, co jest bardzo ważne, szczególnie w podróży wymagającej przesiadek.

Samodzielne i żmudne przeszukiwanie setek stron różnych przewoźników czy biur podróży wydaje się w tym momencie mniej efektywne, co nie znaczy, że w ten sposób nie można znaleźć okazji. Prawdopodobieństwo tego jest jednak dużo niższe niż w przypadku skorzystania z pomocy wyszukiwarki połączeń lotniczych. Tym bardziej, że korzystanie z wyszukiwarek lotów jest bezpłatne. Same wyszukiwarki są także systematycznie usprawniane przez samych producentów, tak aby dostarczały jak największą liczbę połączeń wielu linii lotniczych na świecie.

W ostatnim czasie użytkownicy Internetu w coraz większym stopniu doceniają zalety korzystania z wyszukiwarek biletów lotniczych, które stają się coraz popularniejsze w polskiej sieci. Tendencja ta nie dziwi, gdyż w stosowaniu tego typu wyszukiwarek dopatrzeć się można praktycznie samych zalet.
Źródło: Grzegorz Karcz, Fruwać.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Tanie linie lotnicze czyli mała rewolucja w podróżowaniu

Tanie linie lotnicze czyli mała rewolucja w podróżowaniu


Autor: Grzegorz Karcz


Tanie linie lotnicze to przewoźnicy lotniczy świadczący usługi przewozu lotniczego po cenach niższych od cen oferowanych przez tradycyjne linie lotnicze. Dlaczego tak się dzieje oraz skąd taka różnica w cenie biletu lotniczego?


Tanie linie lotnicze to przewoźnicy lotniczy świadczący usługi przewozu lotniczego po cenach niższych od cen oferowanych przez tradycyjne linie lotnicze. Dlaczego tak się dzieje oraz skąd taka różnica w cenie biletu lotniczego?

Otóż, jak to zwykle bywa, w parze z przychodami (ceną) danej usługi czy produktu, idą koszty wytworzenia tej usługi czy produktu. Chcąc obniżyć cenę musimy, albo obniżyć swoją marżę (zysk), albo poszukać oszczędności w naszych kosztach. Najczęściej wybierany jest ten drugi wariant, czyli cięcie kosztów własnych.

Tak też jest w przypadku cen biletów lotniczych u tanich przewoźników lotniczych. Uzyskanie efektu tanich biletów lotniczych jest możliwe dzięki obniżeniu kosztów obsługi lotu. Odbywa się to najczęściej poprzez rezygnację z niektórych usług oferowanych standardowo u tradycyjnego przewoźnika, takich jak bezpłatne posiłki i napoje na pokładzie samolotu, dostęp do gazet i czasopism, zmniejszenie komfortu podróży poprzez zagęszczenie liczby pasażerów w samolocie, wprowadzenie większych ograniczeń i obostrzeń co do ilości i obsługi bagażu podróżnego i inne.

Tanie linie lotnicze nie szukają jednak możliwości obniżki kosztów przelotów tylko po stronie pasażera. Tanie bilety lotnicze są możliwe do uzyskania także dzięki ograniczeniu do minimum personelu lotniczego obsługującego lot, począwszy od procesu rezerwacji biletów lotniczych, a skończywszy na ilości personelu pokładowego oraz liczbie posiadanej floty samolotów.

Rezerwacja biletów lotniczych przez Internet i telefon, jako pionierski projekt, została wdrożona po raz pierwszy na masową skalę właśnie przez tanich przewoźników lotniczych. Taki krok pozwolił na zmniejszenie kosztów dystrybucji i sprzedaży biletów lotniczych, poprzez ominięcie generujących wysokie koszty pośredników, np. biur podróży czy agencji turystycznych. Tym samym wprowadzono możliwość zakupu biletu lotniczego przez pasażerów, bezpośrednio u samego przewoźnika. Jak łatwo się domyśleć, takie rozwiązanie, jest korzystne dla pasażerów nie tylko ze względów finansowych, ale także ze względu na komfort rezerwacji biletu lotniczego, praktycznie bez wychodzenia z domu.

Dodatkowym, bardzo istotnym elementem całej tej układanki, jest fakt, że ceny biletów lotniczych u tanich przewoźników nie są stałe i mogą się zmieniać kilkukrotnie w krótkim okresie czasu. Taka strategia cenowa, mająca na celu, oprócz wywołania efektu silnego zachęcenia klienta do zakupu biletu, danie przewoźnikom możliwości efektywniejszego zarządzania miejscami na pokładzie samolotu. Mówimy tutaj o kontroli tzw. wskaźnika „load factor”, czyli wahaniom cen mającym na celu sprzedaż jak największej liczby wolnych miejsc na pokładzie samolotu.

Najczęściej jednak jest tak, że cena biletu lotniczego w tanich liniach lotniczych jest tym niższa im dłużej do wylotu i im wcześniej dokonamy zakupu biletu. Jednak nie zawsze tak jest, dlatego też warto na bieżąco korzystać z wyszukiwarek tanich biletów lotniczych, które na bieżąco aktualizują i prezentują aktualne ceny.
Stosowana przez tanich przewoźników lotniczych strategia optymalizacji kosztów swojej działalności, pozwala na obniżkę cen biletów lotniczych nawet o 40%-60%, w porównaniu do cen biletów przewoźników tradycyjnych. Wprawdzie efekt ten idzie często w parze z działalnością firmy na granicy opłacalności, ale w ostatecznym bilansie można stwierdzić, że wiele tanich linii lotniczych notuje ciągły rozwój i generuje zyski.

Największą jednak zaletą wejścia na rynek tanich linii lotniczych jest fakt, że wpłynęło to na znaczne obniżenie cen biletów lotniczych na całym rynku lotniczych przewozów pasażerskich. Wzrost konkurencyjności spowodował, że tradycyjne linie lotnicze zaczęły „przychylniej” spoglądać na swoich pasażerów, także obniżając ceny swoich usług, jednocześnie podnosząc ich jakość oraz oferując atrakcyjne promocje.

W konsekwencji zapewne wpłynie to na pozytywny rozwój lotniczego ruchu pasażerskiego w Polsce, a polscy turyści będą mieli, w coraz to szerszym zakresie, możliwość poznawania odległych zakątków Ziemi.
Źródło: Grzegorz Karcz, www.fruwać.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Bagaż w samolocie - wskazówki dla podróżnych

Bagaż w samolocie - wskazówki dla podróżnych


Autor: Grzegorz Karcz


Udając się w podróż samolotem powinniśmy wiedzieć, że jesteśmy zmuszeniu do przestrzegania pewnych zasad związanych ze sprawami bagażowymi.


Udając się w podróż samolotem powinniśmy wiedzieć, że jesteśmy zmuszeniu do przestrzegania pewnych zasad związanych ze sprawami bagażowymi.

W podróży samolotem mamy możliwość zabrania ze sobą bagażu głównego (tzw. rejestrowanego), który podczas naszej odprawy zostanie odpowiednio zarejestrowany, zważony i oznaczony, po czym trafi do luku bagażowego. Taki bagaż powinien być prawidłowo zapakowany i zamknięty, a jego zawartość odpowiednio zabezpieczona przed stłuczeniem, zniszczeniem pod naciskiem innych bagaży. Musimy też przestrzegać limitów bagażowych, które nakładają na nas poszczególni przewoźnicy, o których piszemy w dalszej części naszego przewodnika. Odpowiedzialność za bagaż rejestrowany ponosi przewoźnik.

Poza bagażem głównym możemy zabrać ze sobą także bagaż podręczny, który będziemy mogli (po spełnieniu pewnych warunków) zabrać ze sobą na pokład samolotu. Odpowiedzialność za bagaż podręczny, trzymany przy sobie podczas podróży, ponosi osoba podróżująca.
Poszczególne linie lotnicze ściśle określają limity bagażowe, które obowiązują na trasach przez nie obsługiwanych. Limity te mogą dotyczyć nie tylko wagi bagażu, ale także rodzaju przewożonych przedmiotów.

Bagaż główny

Z reguły, waga bagażu głównego, przewożonego w luku bagażowym, nie powinna przekraczać 20 kg. Opłata za bagaż nieprzekraczający obowiązującego limitu jest wliczona w cenę biletu lotniczego. W przypadku przekroczenia limitu bagażu, będziemy musieli dopłacić za każdy dodatkowy kilogram.

Dopuszczalna ilość bagażu rejestrowanego jest uzależniona także od kontynentu, na który odbywa się nasza podróż i oprócz tego, że może być wyrażona w systemie kilogramowym, albo sztukowym.

W Europie, Azji, Afryce, Bliskim Wschodzie, Ameryce Południowej i Australii wraz z Oceanią obowiązuje system wagowy, który zezwala na darmowe zabranie jednej sztuki bagażu, którego maksymalna waga zależy od klasy serwisowej zakupionego biletu lotniczego. Podróżując do Ameryki Północnej obowiązuje system sztukowy, zezwalający na bezpłatne zabranie dwóch sztuk bagażu, przy czym ich waga i wymiary również uzależnione są od klasy serwisowej zakupionego biletu.

Bagaż podręczny

Waga bagażu podręcznego nie powinna być większa niż 5-9 kg.
Dopuszczalna ilość bagażu podręcznego jest także uzależniona od klasy rezerwacyjnej zakupionego biletu oraz linii lotniczych obsługujących dany lot.

Na pokład samolotu możemy poza tym zabrać ze sobą przedmioty osobistego użytku, takie jak: torebka, płaszcz, parasol, aparat fotograficzny, kamera, lornetka itp. Przysługuje nam także bezpłatny przewóz składanego spacerowego wózka dla dziecka i składanego fotela inwalidzkiego.

UWAGA! Powyższe dane są jedynie ogólnymi zasadami przewozu, bowiem każda linia lotnicza sama indywidualnie określa dopuszczalną ilość bagażu na danej trasie.

Należy pamiętać, że zarówno w bagażu głównym, jak i podręcznym, zabronione jest przewożenie:
- broni palnej i amunicji,
- walizek z zainstalowanymi urządzeniami alarmowymi,
- materiałów wybuchowych, ogni sztucznych, rac,
- pojemników ciśnieniowych zawierających gazy drażniące, gazy do samoobrony, butle turystyczne,
- pojemników z cieczami łatwopalnymi jak np. gaz do zapalniczek, farby, lakiery, środki czyszczące i rozpuszczalniki,
- artykułów łatwopalnych, np. zapałki substancje, które przy kontakcie z wodą emitują łatwopalne gazy,
- substancji utleniających, jak np. wybielacze, nadtlenki,
- substancji trujących (toksycznych) i zakaźnych, jak np. rtęć, hodowle kultur bakterii i wirusów,
- materiałów i przedmiotów radioaktywnych,
- substancji żrących, jak np. kwasy, zasady, akumulatory z ciekłym elektrolitem,
- materiałów silnie magnetycznych,
- sprzętu i narzędzi napędzanych silnikami benzynowymi, zawierającymi niewielkie ilości paliwa (np. w celach próbnych).
Źródło: Grzegorz Karcz, www.fruwać.pl Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dlaczego warto odwiedzić Walencję w Hiszpanii

Dlaczego warto odwiedzić Walencję w Hiszpanii


Autor: Krzysztof Florek


Walencja i jej okolice to z pewnością piękne miejsce na ziemi oraz wymarzona lokalizacja na wakacje nad morzem. Jest wiele powodów, dla których naprawdę warto je odwiedzić. Poniżej przedstawiamy kilka z nich.


Walencja i jej okolice to z pewnością piękne miejsce na ziemi oraz wymarzona lokalizacja na wakacje nad morzem. Jest wiele powodów, dla których naprawdę warto je odwiedzić. Poniżej przedstawiamy kilka z nich.

LAS FALLAS
Jest to 15 dniowa fiesta odbywająca się w samej Walencji, która rozpoczyna się 15 marca. W tym czasie miasto jest pełne życia z imprezami odbywającymi się praktycznie całą dobę, ze sztucznymi ogniami, koncertami, bazarami ulicznymi i procesjami. Jedna z takich procesji zwana ‘Ofrenda’, trwa dwa dni podczas których maszerują w niej ludzie z kwiatami, które składane są następnie przy figurze Maryi Dziewicy na zewnątrz miejskiej Katedry. Zapach milionów kwiatów rozchodzi się po ulicach całego miasta.

Podczas fiesty codziennie organizowane są pokazy sztucznych ogni nazywane ‘Mascleta’. Ma to miejsce na placu przy ratuszu. Mimo że pokazy trwają tylko 10 minut, eksplozje są tak intensywne, że nieraz czuć lekkie drgania ziemi. Lokalna ludność doradza oglądanie pokazów z otwartymi ustami, nie tylko ze względu na widowisko, ale również aby uchronić się przed popękaniem bębenków w uszach!

Prawdopodobnie najbardziej znanym aspektem fiesty Fallas jest ponad 500 rzeźb z masy papierowej nazywanych ‘Ninots’, które są tworzone w ciągu 12 miesięcy poprzedzających święto. Te często komiczne kreacje mogą mieć wysokość nawet do 20 metrów. Uliczne imprezy odbywają się właśnie dookoła tych rzeźb na wielu tutejszych placach. W nocy 19 marca wszystkie te dzieła sztuki są palone w orgii ognia zwanej ‘La Crema’! W ciągu 10 minut cały rok kreatywnej pracy zmienia się w kupkę popiołu, co paradoksalnie staje się jeszcze jednym powodem do zabawy!

Początki Fallas są upatrywane w rytualnym przywitaniu wiosny przez stolarzy z Walencji. Ścinki desek były wtedy rozrzucane po ulicach i podpalane w dniu świętego Józefa, patrona stolarzy. Wszystko wskazuje na to, że podobnie jak w przypadku innych dorocznych rytuałów tak samo i tutaj małe święto zmieniło się w rozpoznawalną międzynarodowo imprezę. Podczas Fallas liczba ludności w Walencji podwaja się i wynosi ok. 3 milionów.

MAUROWIE I CHRZEŚCIJANIE – ALCOY, WALENCJA
Zawsze w kwietniu odtwarzana jest słynna (i częściowo mityczna) bitwa między Maurami i Chrześcijanami w Alcoy. Podobnie jak w przypadku słynnej fiesty Fallas, tak i tutaj przygotowania trwają cały rok. Armie Maurów i Chrześcijan, znane jako Filaes, pracują ciężko przez cały rok, aby przygotować się na kwietniową imprezę.

Uczestnicy bitwy są przebrani w oryginalne kostiumy, które są oceniane podczas fiesty. Najlepsze kostiumy zostają zachowane w Muzeum Maurów i Chrześcijan. Kulminacyjnym punktem bitwy jest wypalenie z setek pistoletów ślepymi kulami, co czyni tę fiestę jedną z najgłośniejszych w Hiszpanii. Na koniec bitwy wzniesiona zostaje z dumą flaga świętego Grzegorza na znak triumfu. Jest to fiesta, na którą powinni się wybrać miłośnicy ceremonii, historii i... hałasu!

LA TOMATINA
Raz w roku spokojne, przemysłowe miasteczko Bunol w rejonie hiszpańskiej Walencji zamienia się w stolicę walk, gdzie odbywa się szalona bitwa na pomidory. Wydarzenie ma miejsce w ostatnią środę sierpnia, a nazywa się La Tomatina.

Wiele teorii mówi o początkach tego festiwalu. Jedna z nich głosi, że w 1945 roku po raz pierwszy rozpoczęto walkę w ramach protestu przeciwko generałowi Franco. Kolejna, że początkiem festiwalu była sprzeczka kilku przyjaciół, która zamieniła się w walkę na jedzenie, przeniosła się na sąsiednie stoliki, potem ulice, rozprzestrzeniła się po okolicy i sąsiednich miastach, a następnie przerodziła się w coroczną imprezę. Jeszcze inna teoria mówi, że początkiem imprezy była polityczna walka między studentami, którzy podczas pobytu w domku letniskowym w Bunol rzucali się właśnie pomidorami. Obecnie festiwal jest traktowany jako wydarzenie narodowe bez podtekstów politycznych.

Co roku do Bunol zjeżdża około 30 tysięcy turystów, którzy spotykają się na wąskich uliczkach wokół Placu Ludowego, by w okolicach południa, na sygnał z ratusza rozpocząć walkę, w której amunicję stanowią pomidory. Walka trwa 60 minut. W tym czasie do miasteczka dowożone są ciężarówkami dorodne pomidory, które natychmiast trafiają w ręce walczących. W walce nie oszczędza się nikogo, na równi atakowani są turyści, widzowie, fotoreporterzy, a także budynki. Fasady budynków są zabezpieczane folią, ale nie zawsze zabezpiecza ona budynki przed pomidorową mazią.

Jedź na tę fiestę, zabaw się! Ale nie zakładaj swoich najdroższych ciuchów!

MERCADO
Wielki, kryty bazar spożywczy w Walencji jest znany jako jeden z najlepszych w Europie i znaleźć na nim można zawsze olbrzymi wybór świeżych ryb, mięsa, owoców i warzyw. Jeśli tylko jest to jadalne, choćby było wyjątkowo niesmaczne, na bazarze w Walencji na pewno to znajdziesz. Nie jest to może miejsce dla wrażliwców, ale jeśli rozważasz przeprowadzkę do Hiszpanii to z pewnością jest to coś czym nauczysz się cieszyć.

KATEDRA
Zbudowana między XII a XV wiekiem poddana została sporym przeróbkom w wieku XVIII. Tutejsza katedra charakteryzuje się różnorodnością stylów architektonicznych i znana jest z tego, że przechowywany jest w niej Święty Graal- przynajmniej tak się mówi...

BARIO CARMEN
Najstarsza część miasta, składa się ciemnych i wąskich alejek pełnych sklepów, domów, pałaców i barów. Jest to historyczne centrum Walencji. Prawdopodobnie najbardziej tłoczna i pełna niepowtarzalnej atmosfery dzielnica. Idealne miejsce na wieczorny spacer i przyglądanie się ludziom!

ESTACION DEL NORTE
Ten dworzec kolejowy w centrum Walencji to prawdziwy modernistyczny rarytas. Zachęcamy do spaceru dookoła budowli i podziwiania niesamowitych detali z kryształu, drewna i marmuru.

TORRES DE SERRANO
Dwie piękne gotyckie wieże przy dawnej bramie wjazdowej do miasta. Sam mur obronny otaczający miasto został zdemontowany w XIX wieku.

MUZEA
Przeróżnego rodzaju muzea można znaleźć rozsiane po całej Walencji. Szczególnie godne polecenia są Muzeum Paleontologiczne, Narodowe Muzeum Ceramiki, Muzeum Fallero i Muzeum Nauki. Można również odwiedzić Muzeum Ryżu!

MIASTO SZTUKI I NAUKI
Ogromny projekt mający na celu rozbudowanie miasta na tereny wschodnie, które były porzucone i zaniedbane. Jest to projekt porównywany z londyńskimi dokami i składa się z L’Hemiferic, Muzeum Nauki, parku Oceanograficznego i Pałacu Sztuki. Powierzchnia tego miasta w mieście to ok. 36 hektarów. Miasto Sztuki i Nauki reprezentuje to co najlepsze w Walencji, m.in. niesamowitą, futurystyczną architekturę. Aby w pełni docenić atrakcje tego miejsca należy spędzić tutaj minimum pół dnia.

IVAM
Jedno z najlepszych modernistycznych muzeów w Europie prezentujące wystawy stałe i gościnne. Ostatniego lata obowiązywały tutaj darmowe godziny zwiedzania oraz występy jazzowe, dlatego muzeum stało się wtedy popularnym miejscem spotkań z przyjaciółmi.

OGRODY TURIA
Przykład na to jak coś dobrego powstaje z czegoś złego. Powódź z 1957 roku spowodowała wiele ofiar i skłoniła do wprowadzenia w życie ambitnego planu uregulowania koryta rzeki Turia dookoła miasta. Zbyteczne koryto przebiegające przez centrum miasta zostało przeobrażone we wspaniały ogród i tereny rekreacyjne pełne infrastruktury sportowej i wypoczynkowej. Idealne miejsce do spacerów i przemierzania miasta z dala od tłumów i ruchu ulicznego.

LA FERIA
Jedno z największych w Europie centrów wystawowych składające się z nowoczesnych budynków, w których odbywają się wszelkiego rodzaju wystawy i targi przez cały rok.

PLAŻE
Można je znaleźć dookoła miasta na północy, południu, wschodzie, ale nie zachodzie! Plaże na północy i południu zostały odznaczone prestiżową Błękitną Flagą za swoją czystość i jakość. Tutejsze plaże są bardzo zróżnicowane, zachęcamy do opalania i kąpania się na cichych lokalnych plażach na obrzeżach kosmopolitycznej promenady Malvarosa zaledwie kilka minut od centrum miasta. Porty na północy i południu są natomiast idealnym miejscem do aktywnego wypoczynku. Można stąd wybrać się na wycieczkę na Baleary.

PIŁKA NOŻNA
Walencja posiada jeden z najlepszych w Europie zespołów – co może potwierdzić ze smutkiem każdy fan Arsenalu. Atmosfera na meczach jest zawsze pełna energii dobrego humoru. Jest to prawdziwy dowód na to, że piłka nożna może być sportem, który z przyjemnością i bezpiecznie może oglądać cała rodzina.

GOLF
Wiele doskonałych pól golfowych można znaleźć dookoła Walencji w odległości zaledwie kilku minut od miasta. Najsłynniejsze jest bez wątpienia El Saler – oceniane jako jedno z 50 najlepszych pól golfowych na świecie. Kluby El Bosque i El Scorpion są również doskonale znane ze swoich pól oraz całej towarzyszącej infrastruktury. Kilka kolejnych pól golfowych jest planowanych w najbliższych latach.

SPORTY MOTOROWE
Circuito de Cheste to niedawno ukończony tor wyścigowy na którym trenuje zespół F1 Williams. Tor znajduje się kilka minut za miastem niedaleko drogi na Madryt. Ceny są tutaj przystępne, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę doskonałe warunki i pozycje do oglądania zawodów. Na torze odbywają się imprezy takie jak World Superbike i Motor GP.

PARK NATURALNY SIERRA CALDERONA
Tylko 40km na północny-zachód od Walencji w kierunku na Llirię położony jest nowy Park Naturalny Sierra Calderona. Znajduje się tutaj 120km kwadratowych dziewiczych gór i iglastych lasów śródziemnomorskich. Najwyższy szczyt wznosi się na wysokość prawie 1100m i oferuje wspaniały widok na morze. Mamy tutaj do czynienia z bardzo bogatą fauną, w której skład wchodzą między innymi: dziki, lisy, łasice, wiewiórki i borsuki. Park jest otwarty dla turystów, którzy jednak powinni poruszać się wyznaczonymi ścieżkami.



WakacyjnyWynajem.pl - tanie noclegi Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.