środa, 4 marca 2015

Rakiety śnieżne

Rakiety śnieżne


Autor: Szymon Pawlik


Krótki artykuł o Wyspie Wielkanocnej, opisujący jej historie i atrakcje turystyczne


Już niedługo wszyscy odpoczniemy od pracy i będziemy mogli nacieszyć się nadchodzącą wiosną. Wielu z nas wyjedzie na święta wielkanocne do swoich rodzin lub też skorzysta z kilku dni urlopu tak aby rozpocząć sezon wiosennych wycieczek.

W niedzielę palmową 1722 roku holenderski żeglarz Jakub van Roggeveen odkrył miejsce, które chcemy Wam dzisiaj zaprezentować. Wprawdzie trudno będzie powtórzyć jego dokonanie ale kto wie, może dla kogoś z Was nadchodzące święta będą również okazją do odkrycia nowych, nieznanych miejsc.

Jest jednym z najodleglejszych zamieszkanych miejsc na Ziemi. Jej powierzchnia to zaledwie 163�km kw. Położona około 3600 kilometrów od wybrzeży Ameryki Południowej do najbliższego zamieszkanego lądu dzieli ją ponad 2000�km. Wyspa Wielkanocna, zwana też Rapa Nui to jedno z tych miejsc na Ziemi, które nadal kryje w sobie wiele tajemnic.

Moai – posągi przodków

Czymś co przyciąga naukowców i turystów na wyspę to ponad 230 kamiennych posągów (moai) które ustawione są na platformach (ahu). W czasach odkrycia wyspy większość z tych figur zwrócona była twarzą w stronę lądu. Część z nich miała potężne kamienne czapy, które prawdopodobnie symbolizują posągi zmarłych wodzów.

Kiedy 52 lata później na wyspę dotarł znany odkrywca i żeglarz James Cook, duża część posągów była już powalona na ziemię. Część naukowców przypuszcza, że był to efekt konfliktu i buntu tzw. krótkouchych przeciwko dominującym na wyspie długouchym, którzy zostali co do jednego wymordowani u podnóża wulkanu Paukatiki. W jaki sposób mieszkańcy Rapa Nui przesuwali ważące niekiedy aż 80 ton i mające 10 metrów wysokości posągi, nie wiadomo.

Wyspa

Oczywiście same posągi nie są jedyną atrakcją wyspy. Możemy wynająć samochód terenowy (na wyspie nie ma autobusów ani dobrze rozwiniętej komunikacji) i zwiedzać malownicze , już nie aktywne wulkany. Jedne z takich kraterów wulkanicznych Rano Kau jest porośnięty trawą i kwiatami a strome zbocza opadają do jeziora, po którego powierzchni pływają lilie wodne i kępy dzikich traw, wyglądające z góry niczym rozrzucone na oceanie kontynenty. Jedna ze ścian wulkanu schodzi prosto do oceanu, którego woda ma fioletową barwę za sprawą tamtejszej rafy koralowej.

A po trudach wycieczki możemy zrelaksować się na piaszczystej plaży, jest tu ich niewiele ale i tak zachwycają swym pięknem i dzikością.

Ciekawostka

Dla tych którzy już teraz chcą poczuć klimat Wyspy Wielkanocnej polecamy film „Rapa Nui” (1994 r.) - zrealizowany z dużym rozmachem film fabularny ukazujący życie mieszkańców wyspy za czasów konfliktu między plemionami.
www.tripy.pl - znajdź znajomych na wyjazd. Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Pomysł na wycieczkę - Jezioro Bohinj - Słowenia

Pomysł na wycieczkę - Jezioro Bohinj - Słowenia


Autor: Szymon Pawlik


Opis atrakcyjnego jeziora Bohinj na Słowenii. Ciekawa wycieczka i propozycja wyjazdu.Atrakcje turystyczne regionu


„Chciałbym aby ta wiosna wreszcie przyszła” - usłyszałem dzisiaj rano stojąc w kolejce. I jest to chyba życzenie większości z nas. Zima była naprawdę piękna ale już dość! Czas na wiosnę!

Nie ma nic lepszego niż ocieplenie, dłuższy dzień, promienie słońca oraz zapach kwitnących kwiatów wypełniający płuca. Dlatego przez następnych kilka dni będziemy prezentować Wam miejsca w Europie które najlepiej odwiedzać właśnie w okresie wiosennym Zarezerwujcie sobie chwile wolnego i wyruszcie na wycieczkę do świata kolorów i cudownych zapachów . Dzisiaj zapraszamy do Słowenii nad Jezioro Bohinj

Jezioro Bohinj , Słowenia

Najbardziej słynnym miejscem na Słowenii jest Jezioro Bled, ze swoim zamkiem oraz położoną na wodzie kaplicą gdzie można uderzyć w dzwon i prosić Panią Jeziora o spełnienie życzenia. Bled jest bardzo atrakcyjnym miejscem lecz niestety bywa tam bardzo tłoczno, są okresy że przyjeżdża tam 5000 osób dziennie.

Natomiast prawdziwą perełką, w szczególności wiosną jest położone pomiędzy szczytami Alp Julijskich jezioro Bohinj. To największe jezioro polodowcowe w Słowenii. Nie ma tu tak wielu turystów a piękne ośnieżone górskie szczyty są na wyciągniecie ręki. W Maju łąki są pokryte taką ilością kwiatów że miejscowi ozdabiają nimi swoje domy oraz….dodają je do potraw.

W dniach 23.05-6.06 ma tu miejsce Międzynarodowy Festiwal Dzikich Kwiatów na którym prezentowane są dawne techniki zbierania i pielęgnacji roślin oraz warsztaty kulinarne podczas których można poznać przepisy na dania w których wykorzystywane są kwiaty rosnące na górskich zboczach.

Festiwal to tylko jedna z wielu atrakcji tego regionu, polecam wypożyczenie łodzi i rejs po jeziorze. Nasza wycieczka nie zostanie zakłócona żadnym odgłosem silnika gdyż całe jezioro objęte jest zakazem używania łodzi motorowych. Leśna ścieżka biegnąca wokół brzegu doprowadzi nas do kolejki która wywiezie nas na szczyt Vogel skąd roztacza się zapierający dech w piersiach widok na pobliskie góry. W pobliżu znajduje się również wodospad Savica, który w czasie wiosennych roztopów jest tak duży że aby zobaczyć go z bliska niezbędna jest wodoodporna kurtka. Słowenia czeka na Was!
www.tripy.pl - znajdź znajomych na wyjazd Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Mostar - odrodzenie po wojnie

Mostar - odrodzenie po wojnie


Autor: Marek Bemben


Który z europejskich krajów ma poziom bezrobocia... 50 procent?


Mostar - "miasto z kamienia i na kamieniu" jak mówią miejscowi, liczące ponad 120 tysięcy mieszkańców, jest największym centrum politycznym, gospodarczym i kulturalnym południowo - zachodniej części Bośni i Hercegowiny. Niewiele jest miejsc na świecie gdzie obok siebie spotkamy meczety, cerkwie i kościoły katolickie. Mostar zachwyca, choć jeszcze niedawno trwały tu jedne z najcieższych walk podczas wojny w byłej Jugosławii. Przez miasto przejeżdża dużo Polaków. Kierunek - Chorwacja wczasy.

Dziury po kulach

Po wjeździe do miasta zderzamy się z typowo południowym tumultem - spory ruch samochodowy, mnóstwo pieszych przebiegających przez ulicę w najdziwniejszych miejscach, ogólny chaos komunikacyjny. Pośród dźwięku klaksonów (trąbienie wydaje się być swoistą rozrywką dla miejscowych kierowców) dobiega nas nawoływanie muezzinów z licznych meczetów. Niespotykany gdzie indziej widok muzułmańskiej świątyni sąsiadującej z cerkwią prawosławną i kościołem katolickim sprawia wrażenie harmonii i ogólnej tolerancji. Tak jednak nie jest. To tutaj od 1992 roku niemal bez przerwy przez prawie trzy lata trwały cieżkie walki (zniszczono około 5 tysięcy budynków). Ich ofiarami była głównie ludność cywilna - zabito ponad 2 tysiące mieszkańców, a 25 tysięcy ludzi uciekło ze swych domów, wiekszość do tej pory nie powróciła. Idąc deptakiem napotykamy małe muzułmańskie cmentarze, a daty śmierci na nagrobkach mówią wszystko - 1992 r. , 1993 r. . To polegli z rąk chorwackich bądź serbskich podczas krwawej wojny bałkańskiej.
Pomimo, że od zakończenia konfliktu minęło osiem lat, ślady wojny są nadal widoczne. Duże wrażenie robi na nas dom, który z daleka wydaje się być fantazyjnie otynkowany. Z bliska jednak widzimy, iż co kilka centymetrów w ścianie jest spora wyrwa po kuli. Połowa domu ocalała, wstawiono nowe okna, mieszkają tam ludzie. Druga połowa, z napisem "mini market" straszy potężną wyrwą.
Niemal na każdym kroku spotykamy ekipy remontowe, które podnoszą z gruzów kolejne budowle. Mostar z dnia na dzień zmienia swe oblicze - praca wre. Nieprzypadkowo jedyny w tym dużym mieście hipermarket zamiast produktów spożywczych sprzedaje materiały budowlane. Nie sposób przejść ulicą nie napotykając żołnierza. To stacjonujące w Bośni siły rozjemcze SFOR. Przed wjazdem do miasta mijają nas jadące sąsiednim pasem transportery wojskowe. Nisko nad domami przelatuje helikopter. Tu można odczuć, że wojna zakończyła się zupełnie niedawno.


Sobieski na Bałkanach


Mostar ma długą i burzliwą historię. W XV wieku został zdobyty przez Turków. To właśnie dlatego dominującą religią stał się muzułmanizm. Mieszkańcy (Słowianie) przejęli wiarę od swych najeźdźców. W czasach osmańskich Mostar dynamicznie się rozwijał. Zawdzięcza to między innymi położeniu na szlaku handlowym z Dubrownika. Postępu nie hamują nawet epidemie dżumy i trzęsienie ziemi w XVI wieku. Mieszkańcy słynęli w całej niemal Europie z wyrobów rzemieślniczych, głównie ze skór i złota. Bogactwo miasta przejawiało się w powstających jak grzyby po deszczu orientalnych domach i meczetach. Powstawały medresy, czyli muzułmańskie szkoły religijne. W XVII wieku Mostar miał ponad 300 sklepów!
Panowaniu osmańskiemu w 1683 roku kres położył... król Jan Sobieski, który za pomocą połączonych armii polskiej i austriackiej rozbił wojska tureckie. Silne związki muzułmańskich mieszkańców z Turcją przetrwały jednak aż do początku XX wieku, kiedy to Hercegowina stała sie oficjalnie podległa Austro - Węgrom. Po I wojnie światowej miasto weszło w skład Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, a później Jugosławii. Od 1992 roku należy do niepodległej Bośni i Hercegowiny.
Mostar, leżący na styku kultur Wschodu i Zachodu, ma do zaoferowania turystom wiele atrakcji. Jednakże najbardziej znany zabytek miasta - stary kamienny most z 1566 roku - został zbombardowany podczas wojny w 1993 roku.
Do innych ciekawych miejsc można zaliczyć meczet Asker z początku XVI wieku, co ciekawe budowla nie posiadała nigdy minaretu. Wśród innych meczetów uwagę przyciąga Tabacica (z XV wieku, z wysokim na 20 metrów minaretem), Koski Mehmed-Paszy (minaret oddalony jest zaledwie 5 metrów od rzeki!), Karadoz- Bega (obok medresy). O odnowionej w 1981 roku wieży zegarowej mówi się, że według źródeł, dzwony słychać było w odległości trzech godzin marszu od Mostaru. Dzielnicę Stara Carsija, określa się z kolei mianem prawdziwej kwintensencji Orientu - tradycyjne warsztaty rzemieślnicze, restauracyjki oferujące lokalne potrawy, meczety i tureckie fortyfikacje. Przy ulicy Bisevica znajduje się dom o tej samej nazwie. Umieszczono tam ekspozycję sprzętów z okresu panowania tureckiego. Można też odwiedzić klasztor franciszkanów, starą synagogę, łaźnię turecką - hammam, czy muzeum Hercegowiny.
Warto również wybrać się na Tepa-pijaca, czyli główny bazar starego Mostaru, gdzie godne polecenia są domowe wyroby sprzedawane przez mieszkańców - głównie wina i sery.


Co drugi bez pracy

Mostar zachwyca i zadziwia. Nadal posiada silne związki z Turcją i światem muzułmańskim. W mieście, jako jedyne placówki dyplomatyczne, rozlokowały się konsulaty państw Turcja i Egipt. Stary most odbudowują zaś robotnicy z Ankary.
W Mostarze nie widać ubóstwa, choć poziom bezrobocia w Bośni i Hercegowinie w wielu miejscach oscyluje na poziomie... ponad 50 procent. Głównym pracodawcą jest w Mostarze huta aluminium. Mieszkańcy mają ambicje żyć też z turystyki. Na razie jednak Bośnia nie cieszy się powodzeniem. Wciąż jeszcze kraj ten kojarzy się z wojną. Jednak jest tu względnie bezpiecznie. Bez problemu można poruszać się nocami po mieście. Pozostawienie samochodu na ulicy także nie powinno budzić wątpliwości - wiele aut, z uwagi na tropikalne wręcz upały, stoi z otwartymi szybami. Należy jednak uważać i nie schodzić na pobocza dróg w interiorze, unikać lasów, zarośli. Wciąż mogą tam być miny. Świadczą o tym patrole saperów, które spotykamy wzdłuż głównych dróg tego kraju.
Bośnia powoli dźwiga się z gruzów, mieszkańcy uśmiechają się na ulicy, choć prawie każdy z nich stracił podczas wojny krewnego, sąsiada, współpracownika... Starają się żyć normalnie.


Autor Marek Bemben, wytrawny podróżnik i turysta, poleca Turcja last minute

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Od potęgi do upadku

Od potęgi do upadku


Autor: Marek Bemben


Gdzie znajduję się najpiękniej położone lotnisko świata? Państwo nazywa się Nauru... Czy ktoś je zna?


Nauru, położone na Pacyfiku nieopodal równika, to aktualnie najmniejsza niepodległa republika na świecie. Wysepka ma zaledwie 21 km2 powierzchni, a stolicę – Yaren – zamieszkuje 820 osób. Działa tu jedna państwowa linia lotnicza mająca swą bazę na najpiękniej, według wielu, położonym lotnisku świata.

Australia z międzylądowaniami
Tradycja przewozów lotniczych na Nauru ma już niemal 40 lat. 14 lutego 1970 roku powstały linie Air Nauru. Miały poprawić komunikację w obrębie Pacyfiku i połączyć małą wysepkę z geopolitycznym centrum regionu – Australią.
Pierwsze doświadczalne loty odbywały się na trasie Yaren – Brisbane (Australia) wyczarterowanym Dassault Falcon 20. Samolot miał dwa międzylądowania potrzebne do uzupełnienia paliwa – na Wyspach Salomona i Nowej Kaledonii.
Wkrótce maszyna została zastąpiona przez nowego Fokkera F28 Fellowship. W latach 1975-1976 do floty dołączyły Boeingi 727 i 737. Do 1983 roku barwy Air Nauru reprezentowało siedem Boeingów.

Hawaje do likwidacji
Malutka republika przeżywała wówczas boom gospodarczy, a stopa życiowa ludności należała do najwyższych na świecie. Wszystko dzięki ogromnym złożom fosforytów (składnik nawozów). Jednak ich intensywna eksploatacja doprowadziła do poważnej katastrofy ekologicznej – zniszczeniu uległo 90 procent wyspy, a wyczerpywanie się źródeł wydobycia spowodowało katastrofę ekonomiczną. Chwiejąca się gospodarka uderzyła także w przewoźnika lotniczego.
Liczba samolotów zaczęła się powoli zmniejszać. Tym samym siatka połączeń przestała wyglądać imponująco. W najlepszych latach wyspa miała regularne połączenia nawet z Japonią i Hawajami.

Niebo i morze
We wrześniu 2006 roku podjęto decyzję o zmianie nazwy na Our Airline. Rok później zmodernizowano stronę internetową. Aktualnie linia dysponuje dwoma Boeingami 737-300 o numerach rejestracyjnych VH-INU oraz VH - NLK. Obie maszyny mają 21 lat. VH-INU wcześniej latała dla Corsair, Air Europa oraz America West Airlines, z kolei VH-NLK miała już piętnastu właścicieli, w tym Air France, Air Afrique, Tunisair, Futura. Samoloty mają barwy niebiesko-zielone. Na kadłubie VH-INU umieszczono nazwę państwa w języku nauruańskim – Naoero. Znak graficzny na ogonie symbolizuje niebo i morze. VH-NLK jest cały w kolorze białym, bez znaków graficznych (stan na styczeń 2008).
Linie obsługują trzy porty lotnicze – Nauru (kod IATA - INU), Brisbane (Australia) oraz Honiara (Wyspy Salomona). Posiłki i napoje w klasie business są bezpłatne, pasażerowie klasy ekonomicznej muszą płacić (australijskimi dolarami) za wszystko. W australijskich biurach podróży ponownie po latach pojawiają się oferty na Nauru. To właśnie Australijczycy stanowią większość wśród turystów korzystających z usług linii, oprócz nich na wczasy i wakacje latają mieszkańcy takich krajów, jak Włochy. czy Hiszpania.

Na dno?
Według przedstawicieli przewoźnika od początku przyjęte zostały australijskie normy i zasady transportu powietrznego, co ma zapewniać najwyższe bezpieczeństwo oraz niezawodność maszyn i załóg.
Kryzysy paliwowe ostatnich lat dały się we znaki również Our Airline. Następowały likwidacje mało lukratywnych tras (między innymi do Majuro w Mikronezji). Miejscowa prasa wieszczyła już upadek linii. Wątpliwości rozwiał Geoffrey Bowmaker, dyrektor naczelny Our Airline, zapewniając: - Jesteśmy dalecy od pójścia na dno.

Lotnisko przy szkole
Z lotniska Nauru startują jedynie samoloty Our Airline. Port jest położony bardzo nietypowo, w zasadzie w centrum miejscowości, w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się budynek parlamentu, szkoła średnia i posterunek policji. Asfaltowy pas ma długość 2150 metrów przy szerokości 45 metrów. Całość składa się z niewielkiego terminala pasażerskiego, podobnych rozmiarów terminala cargo oraz płyty postojowej dla dwóch samolotów. W terminalu znajdują się trzy stanowiska odprawy, dwie bramki, bank, restauracja, sklep wolnocłowy i mikroskopijny salonik dla VIP-ów. Lotnisko jako jedyne w promieniu wielu tysięcy mil przystosowane jest do pełnej obsługi Boeingów. Samoloty stanowią nie lada atrakcję dla miejscowej społeczności.
Jak wspomina w swoim blogu były kapitan Boeinga 737 Air Nauru, Australijczyk John Laming: - Każdy wyciąga szyję, żeby zobaczyć czy 737 zatrzyma się na czas. Przyglądanie się lądowaniom Boeingów to narodowa rozrywka na Nauru.


Autor Marek Bemben, wytrawny podróżnik i turysta, poleca Turcja last minute

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Z krainy Napoleona

Z krainy Napoleona


Autor: Marek Bemben


Mało kto wie, że francuska wyspiarska prowincja Korsyka dysponuje własnymi liniami lotniczymi. Nie należą one do najmniejszych.


Silnik z Maurem
Linie powstały 6 stycznia 1989 roku pod nazwą Compagnie Corse Mediterranee. W listopadzie 2000 roku zarząd postanowił o użyciu skrótu CCM jako oficjalnej nazwy przewoźnika. Linie miały usprawnić połączenie wyspy z kontynentem, głównie z Francją. Firma postawiła sobie również za cel kreowanie pozytywnego wizerunku Korsyki. Logo to czarna, zwrócona na prawo głowa Maura na białym tle (Maurowie władali w przeszłości tym regionem). Znak ma za zadanie identyfikować linię z Korsyką, pokazywać przywiązanie do historii wyspy. Umieszczony jest na obydwu silnikach. Kadłub samolotów przeznaczono na dużą nazwę linii – CCM. Wzory na ogonie symbolizują morze i niebo.
CCM jest państwowym przewoźnikiem. Większość udziałów (60,37%) posiada lokalny rząd Korsyki, resztę Air France, grupa bankowa Credit Agricole i inni drobniejsi inwestorzy (łącznie dziewięciu). CCM zatrudnia 653 pracowników. Podczas sezonu letniego samoloty wykonują ponad 800 lotów tygodniowo (około 24000 rocznie) odwiedzając 15 portów lotniczych na kontynencie. Rocznie przewożonych jest około 1.5 miliona pasażerów, a od czasu pierwszego lotu w czerwcu 1990 roku pokład CCM odwiedziło 15 milionów klientów, w tym wielu turystów korzystających z ofert francuskich biur podróży. Oprócz nich wczasy i wakacje na Korsyce wybierają podróżnicy z takich krajów, jak Włochy Hiszpania czy nawet Grecja i Bułgaria.

Spadek po SABENIE
Aktualnie linia dysponuje 10 maszynami – sześć z nich to turbośmigłowe ATR 72-200 i 72-500, cztery pozostałe to Airbusy A319 i A320. Średni wiek floty wynosi 6 lat. Najstarsze są Airbusy A320, wyprodukowano je w 1995 roku. Poprzednio latały między innymi w barwach China Northwest Airlines. Z kolei dziesięcioletnie Airbusy A319 obsługiwały nieistniejącą dziś belgijską SABENĘ. Samoloty ATR mają od czterech do dwóch lat. Zostały zakupione jako nowe, kontrakt z producentem opiewał na ponad 100 tysięcy dolarów. Tym samym zrezygnowano z holenderskich Fokkerów 100, latających wcześniej w barwach CCM.
Siedziba linii znajduje się w Ajaccio na Korsyce, a główny hub to port Campo dell’Oro, niedaleko stolicy wyspy. Pozostałe bazy to lotniska Marseille Provence oraz Nice Cote d’Azur. Na pokładzie dostępne jest wydawane co miesiąc kolorowe pismo „Aria”. Przekąski i napoje podczas podróży rozdawane są bezpłatnie. Lecąc rano możemy rozkoszować się smakiem słynnego korsykańskiego ciasteczka Canistrelli.
Za 295 euro w biurach agencyjnych rozprowadzana jest karta członkowska programu Bleu Plus. Na wybranych trasach można uzyskać nawet 20% zniżki w cenie biletu oraz wyższe limity przewożonego bagażu. Program lojalnościowy dla „zbieraczy mil” to z kolei Flying Blue.

Bez konkurencji
Rozwój linii, paradoksalnie, przyspieszyło bankructwo francuskiego Air Littoral w lutym 2004 roku. Wówczas CCM przejął lukratywne trasy pomiędzy Korsyką a południową Francją, nie mając w tym czasie praktycznie żadnej konkurencji. Chodzi o loty z korsykańskich Calvi i Figari do Marsylii oraz Nicei.
Od samego początku dyrektorem zarządzającym linii jest Pierre-Philippe Ceccaldi, tylko na kilka miesięcy zastąpił go w 2007 roku Marc Benedetti.
Oprócz transportu lotniczego firma CCM zajmuje się również na szeroką skalę turystyką przyjazdową na Korsykę. Pod osobnym logo CCM-Voyages oferuje wszystko, co potrzebne jest do spędzenia urlopu na wyspie - ojczyźnie Napoleona Bonaparte. W miejscowości Bastia linia dysponuje własnym centrum szkolenia lotniczego wyposażonym w symulatory. Oficjalne hasło przewoźnika wykorzystywane w kampaniach reklamowych brzmi: „The best link between Corsica and Europe”. Kompania aktywnie włącza się w promocję lokalnej kultury. Jest między innymi jednym z głównych organizatorów korsykańskich Dni Napoleona.
Aktualnie obsługiwane porty lotnicze to: Ajaccio, Brest, Bastia, Bordeaux, Calvi, Clermont-Ferrand, Figari, Geneva, Lille, Lyon, Marseille, Montpellier, Nantes, Nice, Paryż (lotniska Orly oraz Charles de Gaulle), Quiper, Strasbourg, Toulouse.
Jak dotąd linie nie odnotowały wypadku ani poważniejszego incydentu.


Autor Marek Bemben, wytrawny podróżnik i turysta, poleca Turcja last minute

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.