sobota, 7 października 2017

Dzikie serce Kapsztadu

Dzikie serce Kapsztadu


Autor: Waldemar Delekta


W czasie naszej wycieczki do Republiki Południowej Afryki odwiedziliśmy Park Narodowy Góry Stołowej znajdujący się w samym środku miasta Kapsztadu. Tak jak miliony innych ludzi, byliśmy zachwyceni pięknem naturalnego środowiska tej części świata.


Zimowa burza nadchodziła nad Kapsztad. Najpierw pojawiły się czarne chmury, powoli zakryły Lions Head (Głowę Lwa) i Devils Peak (Diabli Szczyt), zanim doszły do Góry Stołowej i całego Półwyspu Peninsula. Bezlitosny północno zachodni wiatr pojawił się trochę później. Przekleństwo marynarzy, kiedy Portugalscy żeglarze opłynęli Przylądek Dobrej Nadziei na początku XV wieku, największym wyzwaniem dla nich była walka z siłami natury. Zatoka Stołowa pieniła się wściekle, na potężnych falach ich okręty rzucane były niczym korek od butelki. Deszcz spadł ciężko na posiekane piaskowce znoszące te warunki od 540 milionów lat, czyli od chwili powstania Góry Stołowej. Wraz z obniżającą się temperaturą, deszcz zamienił się w gruby grad.

Obserwowaliśmy to wszystko z przytulnego kempingu Silvermine na terenie Parku Narodowego Góry Stołowej. Byliśmy bezpieczni w dolinie, pełnej kwiatów protea, w centralnej części parku narodowego. Wydawało się że burza szaleje nad naszymi głowami. Siedzieliśmy spokojnie przy gorącym, żeliwnym piecyku, parę szklanek sherry pomogło utrzymać temperaturę ciała. Silvermine Tented Camp jest częścią pięciodniowego szlaku pieszego Hoerikwaggo Trail długości 88 km, biegnącego z Kapsztadu do Cape Point. Wynajęliśmy to miejsce na jedną noc, przyjechaliśmy naszym samochodem. Śpimy obok szczytu Góry Stołowej, wznosimy toasty, czujemy się bezpiecznie w tym przytulnym miejscu. Szałasy są wyposażone w kuchenkę gazową, lodówkę, garnki, talerze i patelnie. Stylowa architektura zlewa się wspaniale z otoczeniem. Nie tylko my czuliśmy się tutaj „jak u Pana Boga za piecem”. Góra Stołowa była schronieniem dla wielu ludzi od tysięcy lat. Pierwsi mieszkańcy Półwyspu Peninsula pojawili się tutaj około 500 tysięcy lat temu. Wiele lat później przywędrowała tutaj ludność Khoisan, żyjąca w miejscach takich jak jaskinia Peers w Fish Hoek, w której w 1929 roku znaleziono czaszkę ludzką liczącą 12 tysięcy lat. Stosunkowo niedawno bo w XV wieku, po miesiącach żeglugi, portugalscy nawigatorzy z daleka zobaczyli w swoich lunetach Górę Stołową.

Następnie Holendrzy docenili jej geograficzne położenie i dogodny klimat. Powstała „Tawerna Mórz”, czyli miejsce gdzie statki mogły zaopatrywać się w świeżą żywność w trakcie żeglugi do odległych lądów. Deszczowa woda spływająca strumieniami ze stoków góry dostarczała środków do życia.

Gdyby nie ta znacząca góra, prawdopodobnie Kapsztad powstał by 100 km dalej, w okolicach dzisiejszej Saldanha Bay. Jest tam bezpieczniejsze, naturalne wybrzeże ale brakuje wystarczającej ilości wody pitnej. Zapotrzebowanie na słodką wodę już dawno przewyższyło możliwości Góry Stołowej, dlatego teraz źródłem zaopatrzenia stały się tamy w górach Hottentots-Holland. Peninsula do tej pory chlubi się naturalną roślinnością, taką samą jaką zastali tutaj portugalscy żeglarze. Jest to bardzo ważne, bo nic takiego nie pozostało na terenie miasta, tylko trochę poniżej. Na powierzchni liczącej 25 tysięcy hektarów rozciągającej się 70 km od Signal Hill na północy do Cape Point na południu rośnie jeszcze ponad 2250 gatunków roślin. Wiele tych roślin występuje tylko tutaj, czasami pozostało tylko 3 albo 4 rośliny danego gatunku.

Roślinność Parku Narodowego Góry Stołowej wchodzi w skład Królestwa Florystycznego (Cape Florific Region) zwanego Capensis wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Całe to miejsce znajduje się w sercu metropolii miejskiej Kapsztadu. Nieliczni turyści mogą zobaczyć unikalny już kwiat Red Disa (Disa uniflora) uważany za kwiat bogów albo jeszcze rzadszy zwany flame-red fire lily (Cyrtanthus ventricosus) kwitnący po naturalnie występujących tutaj pożarach (bez udziału ludzi) co 12 do 15 lat. Unikalne gatunki ptaków, takie jak nektarniki, dudkowce, red-winged starlings, kestrels, możesz też zobaczyć motyla Mountain Pride, zapylającego 15 gatunków fynbosu, mogących przetrwać tylko dzięki niemu. Góra Stołowa jest także domem dla wielu specyficznych gatunków płazów. Tutejsza żaba zwana Ghost Frog, żyje w kilku strumieniach, a ropucha Western Leopard występuje tylko na bagnach w Noordhoek.

Nic dziwnego że Góra Stołowa stała się najbardziej znaną atrakcją turystyczną Republiki Południowej Afryki. Nasza wycieczka do Parku Narodowego Góry Stołowej była dla nas niebywałą przygodą, pomimo że nie zaliczyliśmy safari i nie szukaliśmy słoni i innych wielkich zwierząt.

Widok z Góry Stołowej na Kapsztad


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

piątek, 6 października 2017

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki

Moje spotkanie z surykatkami, relacja z wycieczki


Autor: Waldemar Delekta


Na małej farmie w Karru, w RPA udaliśmy się na niezwykłą wycieczkę o wschodzie słońca. Nasz przewodnik zabrał nas na wspaniałe, bardzo interesujące spotkanie z tymi wspaniałymi zwierzętami.


W pensjonacie De Zeekoe właścicielka zaproponowała nam spotkanie z dzikimi surykatkami. Moim marzeniem było zobaczenie tych sympatycznych zwierząt. Nie mogłem spać całą noc, bałem się żeby nie zaspać. Wcześnie rano, na długo przed wschodem słońca czekaliśmy na Devey Glinister, naszego przewodnika od surykatek na skrzyżowaniu ulic George i Oudtshoorn. Podążaliśmy za jego Chevroletem trasą R62. Wkrótce przejechaliśmy przez bramę, którą zamknięto za nami. Parkujemy samochody, Devey zaprasza nas na kawę i suchary. Jest cały czas ciemno, jednak możemy widzieć w pełni Księżyca. Wkrótce jest czas na spotkanie z surykatkami. Devey powiedział nam po drodze że poprzedni wieczór spędził z nimi i wie dokładnie, w której norze śpią. Dodał także że szacunkowy wiek labiryntu nor surykatek wynosi 300 lat i jest on bez przerwy dziedziczony przez nowe generacje. Mamy wielkie szczęście że cały czas to istnieje, właśnie to miejsce było prawie zniszczone w czasie budowy dodatkowego pasa startowego przed Mistrzostwami Świata w piłce nożnej. Przyczyną dlaczego surykatki uwielbiają to miejsce jest fakt że leży na stoku góry biegnącym z północy na południe, jedynym takim w promieniu wielu kilometrów. Surykatki zwykle śpią we wschodniej części, dzięki temu kiedy się obudzą, po wyjściu z domu wchodzą w ciepłe promienie słońca. „Te małe zwierzęta są zależne od słońca, zobaczymy to trochę później” powiedział przewodnik. Bierzemy z sobą składane krzesełka, Devey prowadzi nas w głąb farmy. Podchodzimy do otworu wyjściowego nory i siadamy wokół z naszymi plecami skierowanymi do wschodzącego słońca. Devey mówi że nie pokażą nam się jeszcze, czkają aż zmniejszy się cień powodowany przez niskie krzewy z Karru. Jest teraz trochę czasu na rozmowy o tych miłych zwierzętach. „Pomimo że są one przyzwyczajone do bliskości ludzi, nie oznacza to że będą do nas podchodzić. Będą nas tolerować na odległość 10 do 15 metrów w przeciwieństwie do 200 metrów w normalnych okolicznościach”, powiedział Devey. Jak tylko promienie słońca padły na ściany jednej z nor, pierwsza surykatka pojawia się, stoi na baczność i dokładnie bada otoczenie.

To jest Nicky, ona zawsze jest pierwsza, dodaje Davey.

Staje ona na palcach, pochyla się do tyłu na ogonie i wystawia brzuch do słońca. Dokładnie widać ciemne miejsce na brzuchu, które Devey nazywa „panelem słonecznym”. Surykatki pozbawione są warstwy tłuszczu mogącej utrzymywać ich temperaturę ciała, dlatego przystosowały się podobnie jak zimnokrwiste zwierzęta do pobierania ciepła z otoczenia.

Devey zademonstrował nam jak jak czuły jest „solar panel” na brzuchu surykatki. Podniósł rękę w ten sposób żeby rzucić cień na brzuch Nicky. W tej samej chwili przesuwa się ona w poszukiwaniu słońce. Pojawia się następna, młoda surykatka, ustawia się obok i też zaczyna łapać promienie słońca. Przepiękna afrykańska chwila, siedzimy sobie niczym w kinie i obserwujemy stojące surykatki. Pojawia się trzecia, są trochę zmieszane na nasz widok, ale kontynuują swoje codzienne rytuały. Coraz więcej surykatek pojawia się na powierzchni. Davey dodał że podobnie jak ludzie, niektóre wstają wcześniej, inne lubią trochę dłużej pospać. Mają one jakby fotograficzną pamięć. Skanują otoczenie w poszukiwaniu czy nic nie uległo zmianie.

Ich wzrok jest podobny do naszego, ale są bardziej wyczulone na poruszające się obiekty. Nie są w stanie skupić wzroku w jednym miejscu, widzą wszystko, albo prawie wszystko. Stoją w grupie, bardzo blisko siebie, jednak w sposób żeby się nie zasłaniać wzajemnie. Widać błysk w ich oczach kiedy penetrują wzrokiem otoczenie. Patrzą w górę i wokół siebie, zawsze wracając wzrokiem na nas. Wydają przy tym ciche komentarze. Nicky jest na straży, wydaje co kilka sekund słaby odgłos jako znak że nie ma niebezpieczeństwa. Pojawia się Moaner, samiec, przybyły z innego stada. Cały czas denerwuje go bliskość ludzi. W końcu wszystkie 15 są już na powierzchni, wrona przelatuje obok i wszystkie surykatki jak na komendę skręcają głowy i nerwowo obserwują. Są trochę przeczulone odnośnie ptaków, dlatego wydają trzy rodzaje dźwięków opisujące zagrożenie. Nie lubią też samolotów i będą uważnie obserwować lot z Porth Elizabeth do Kapsztadu, wydając przy tym dla nich tylko zrozumiałe dźwięki.

Wreszcie, wszystkie surykatki są już ciepłe, zaczynają przechodzić wzdłuż stoku wzniesienia. My podążamy za nimi w bezpiecznej odległości. Nadszedł czas na ponowienie przyjaźni przez niewielkie zmagania. Jest to codzienny rytuał żeby przypomnieć kto jest na czele grupy, kto na końcu. Sposobem nadawania stopnia jest osikanie, przez co najważniejsza surykatka będzie miała zapach świeżego moczu.

Młode mają już kilka miesięcy i teraz nadszedł czas na naukę jak polować i unikać drapieżników. Muszą wiedzieć jak uciekać od najwcześniejszych dni swojego życia. Uważane są za przysmak przez węże, mangusy, szakale jak też wiele ptaków drapieżnych. Z kolei surykatki też jedzą węże, skorpiony, myszy, jaszczurki i chrząszcze. Po ustaleniu kto pasuje gdzie w hierarchii, nadszedł czas na polowanie. Obserwujemy jak unosi się trochę kurzu, kiedy kopią w ziemi. Czasami stają pionowo, czasami na czterech łapach, ogony w górze albo w dole, przez cały czas strażnik wydaje sygnał że okolica jest bezpieczna. W ciągu dnia mogą one przejść do 3 km w poszukiwaniu pożywienia. Nie będziemy im w tym przeszkadzać, wracamy do samochodów.

Po drodze jeden z turystów podaje rękę naszemu przewodnikowi. „Spełniłeś moje życiowe marzenie, bardzo dziękuję”, powiedział.

Surykatki w Karru w RPABliskość surykatekwycieczka do Karru w poszukiwaniu surykatekSurykatki zdjęcie


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu

Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu


Autor: Darek Hencner


Przy okazji pobytu w Johannesburgu w RPA polecam odwiedzenie Parku Lwów. Można tam zobaczyć bardzo rzadko występujęce na wolności białe lwy. Istnienie białych lwów było legendą do 1975 roku.


Tradycyjna legenda afrykańska powtarzana z pokolenia na pokolenie mówi biały lew jest dzieckiem Boga Słońca i został zesłany na Ziemię w gwieździe dla ochrony całej rasy ludzkiej. Nasuwa się pytanie, jeśli był wysłany żeby bronić ludzi, dlaczego ludzie je zabijają? Legenda przez długi czas była tylko legendą, nikt nie widział białego lwa do 1975 roku, kiedy to strażnik parku Timbavati natknął się na trzy białe lwiątka. Znalezisko to miało miało tym większe znaczenie że lwiątka znaleziono w Timbavati co w języku Shangaan znaczy „miejsce gdzie gwiezdne lwy przybyły na Ziemię”. W czasie mojego dwudniowego pobytu w Johannesburgu, pierwszą atrakcją jaką pragnąłem zwiedzić był Park Lwów słynący z pokaźnej grupy białych lwów. Tym bardziej że jeśli miejsce to odwiedzili i byli zadowoleni Chris Daughtry, Shakira, Timbaland, Paul Walker i Natalie Portman, mnie też powinno się spodobać. To nie ważne że Born Free i Światowe Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt (WSPA) odradzają odwiedzania Lion Parku. Są zdania, że przyzwyczajanie lwów do ludzi może skrócić ich życie i prowadzi do konfliktu pomiędzy lwem i człowiekiem. Właściciele Parku Lwów tłumaczą, że pieniądze, które płaci się za bilety wstępu idą na ochronę naturalnego środowiska, jednak negatywny wpływ na rehabilitację lwów znacznie przewyższa szkody. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, Johannesburg to bardzo duże miasto, transport publiczny praktycznie tutaj nie funkcjonuje. Nie zdecydowałem się na wypożyczenie samochodu że względu na lewostronny ruch i wysokie ceny w wypożyczalniach samochodów. Na szczęście w internecie znalazłem lokalne biuro podróży prowadzone przez Polaka. Oni odebrali mnie z lotniska, zawieźli do hotelu, po kąpieli i krótkim odpoczynku byliśmy gotowi na zwiedzanie Lion Park. Jeśli wolisz pojechać tam wypożyczonym samochodem, podaję współrzędne GPS S25.59.663 E027, 55.847

Informatory turystyczne mówią że Park Lwów założony został listopadzie 1966 roku przez cyrk Chipperfields. Od samego początku inwestycja okazała się to ogromnym sukcesem, głównie dzięki położeniu w centrum prowincji Gauteng, w pobliżu Johannesburga i Pretorii. Wszystkie lwy czują się tam jak u siebie w domu, panuje tutaj przecież klimat w jakim żyją na wolności. Dlatego Park Lwów nie możemy uważać za zoo, rezerwatem też chyba nie jest. Podzielony na dwie części, pierwsza to roślinożercy z zebrami, żyrafami i większość gatunków antylop niegdyś żyjących na tych terenach. Druga część to kilka ogrodzonych wysokim płotem stanowisk z lwami, likaonami i gepardami. W centralnej części, zaraz obok miejsca gdzie robione są zdjęcia z młodymi lwami można zobaczyć sympatyczne surykatki.

Nasze safari po Lion Park rozpoczęło się zwiedzaniem największej części z żyjącymi ta antylopami, żyrafami i strusiami. Nie chcieliśmy marnować tutaj czasu, przyjechaliśmy tutaj żeby podziwiać białe lwy. Pomimo że lwy były wychowane przez ludzi, robiono z nimi zdjęcia, karmiono z ręki, cały czas mają wrodzony instynkt drapieżnika. Problemem jest że nie rozumieją strategii polowania, na wolności zginęły by z głodu. Mogą być niebezpieczne dla zwiedzających, dlatego niedozwolone jest otwieranie okien w samochodach dla lepszych zdjęć. Przewodnik powiedział nam że biały lew to nie albinos. Posiadają one gen recesywny, czyli ukryty element informacji genetycznej lub genotypu. Biały kolor lwów przeniesiony będzie do pokolenia następnego i w tym następnym pokoleniu ujawni się, gdy jego partnerem będzie identyczny gen recesywny. Recesywny gen nie ujawni się gdy jego partnerem będzie gen dominujący. Nie do uwierzenia że znany czarownik Zuluski Credo Mutwa nie tylko przewidział w latach 60 tych że mityczne białe lwy pojawią się na Ziemi, ale wskazał też miejsce gdzie to nastąpi. Kiedy w 1975 roku strażnik parku natknął się na lwiątka, było to w odległości tylko 47m od przewidzianego miejsca.

W Hollywood krążą pogłoski o kręcenia filmu o Lindzie Tucker, słynnej działaczce na rzecz ochrony białych lwów. W czasie jej pobytu w Parku Narodowym Krugera wydarzyło się coś trudnego do wytłumaczenia. Podczas nocnego safari, samochody zostały okrążone przez stado rozwścieczonych lwów. Uczestnicy safari byli pewni że będą zabici, nagle w buszu pojawiła się stara kobieta niosąca na plecach dziecko. Podeszła powoli i weszła na jeden z samochodów. Jej obecność uspokoiła lwy. Linda Tucker dowiedziała się później że była to Maria Khosa, znana lokalna szamanka uważana za obrońcę lwów.

Zanim ukaże się wspomniany film, polecam obejrzenie filmu White Lion nakręconego w Republice Południowej Afryki. Brały w nim udział właśnie lwy z Lion Parku.

Biały lew widziany w czasie wycieczki do Parku Lwów w Johannesburgu


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Piesza wycieczka na Górę Stołową

Piesza wycieczka na Górę Stołową


Autor: Darek Hencner


Relacja z pięciodniowej pieszej wycieczki na samym końcu Afryki. Wspaniałe widoki i tysiące gatunków unikalnej roślinności pozostaną na zawsze w naszej pamięci.


Góra Stołowa, jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych świata, zapewnia miastu Kapsztad wspaniałe położenie. Nazwana była jako "Stary, Siwy Ojciec Kapsztadu", bo prawdopodobnie bez Góry Stołowej, miasto nigdy nie powstało by właśnie w tym miejscu. Góra Stołowa jest 6 razy starsza niż Himalaje, powstała pod powierzchnią morza około 600 milionów lat temu. Pod wpływem ruchów tektonicznych podniosło się dno morza, co tłumaczy pochodzenie tego ogromnego bloku piaskowca. Kolejka na Górę StołowąWidziana przez marynarzy z odległości 200 km, ułatwiała nawigację do "Tawerny Mórz", oferującej schronienie, pitną wodę i świeże produkty z zawsze zielonych ogrodów i plantacji. Pierwszy marynarz który zobaczył Górę Stołową z pokładu holenderskiego statku dostał w nagrodę dzbanek wina i 10 guldenów żeby kupić więcej wina. Nie do uwierzenia, ale na szczyt Góry Stołowej wiedzie prawie 500 szlaków, od bardzo łatwych a skończywszy na niebezpiecznych wspinaczkach. Wielu turystów poniosło śmierć, nawet jeśli wybrali łatwiejszą trasę. Dlatego wskazane jest wychodzenie w grupie, jako że góra lubi płatać figla i poruszanie się utartymi ścieżkami, wielu turystów spadło w dół w czasie szukania skrótów. Bardzo ważne jest żeby mieć ze sobą wodę i ciepłą odzież. Kiedy tylko chmura nakryje wyższe partie góry, temperatura zaczyna szybko spadać, nawet latem. Wtedy powinieneś niezwłocznie zawrócić. W pełni naładowany telefon komórkowy też jest wskazany. Dlatego już na początku XX wieku planowano budowę kolejki linowej, z powodu wojen i problemów ekonomicznych budowę ukończono dopiero w roku 1929. W sierpniu 2011 ogłoszono pobicie rekordu, na szczyt Góry Stołowej wyjechał kolejką linową 21 milionowy turysta.

Stoki Góry Stołowej porasta roślinność zwana tutaj fynbos licząca aż 1500 gatunków (więcej niż wszystkich gatunków roślin na Wyspach Brytyjskich), w tym 50 endemicznych lub zagrożonych wyginięciem. Czyli, warto jest dobrze się rozglądać, to co znajduje się pod twoimi stopami jest mało znane bardziej interesujące jak skaliste krajobrazy. Wiele gatunków fynbosu sprowadzili do Europy XVIII wieczni kolekcjonerzy i podróżnicy, jako kwiaty doniczkowe Jednym z najbardziej znanych jest pelargonia, po raz pierwszy przywieziona do Europy w 1690 roku, obecnie znana przez wszystkich roślina doniczkowa. Wycieczka do RPA będzie naszym zdaniem udana jeśli poznamy bogactwo tutejszej przyrody, dlatego postanowiliśmy zwiedzić całą Peninsulę na piechotę. Wybraliśmy szlak pieszy Hoerikwaggo Trail biegnący z Przylądka Dobrej Nadziei na sam szczyt Góry Stołowej.

Kwiaty rosnące po pożarach

Trasa tego 75 kilometrowego szlaku pieszego przecina góry, lasy, plaże. Trasa podzielona jest na pięć etapów i jest strasznie męcząca, z wyjątkiem dnia drugiego na trasie z Redhill do Slangkop, uważanego za łatwy. Musieliśmy iść z plecakami po górzystym terenie ale na szczęście wieczorem mogliśmy wykąpać się w ciepłej wodzie i spaliśmy w wygodnych łóżkach. Przewodnicy nasi mieli duże doświadczenie, przekazali nam wiele unikalnych informacji, jakich nie znajdziecie w książkach. Pieszy szlak Hoerikwaggo jest jedynym sposobem na zwiedzenie sekcji Orange Kloof. Rosnący tam niewielki las to tylko pozostałość po masywnych drzewach porastających kiedyś te tereny. Osadnicy europejscy wycieli większość tych

potężnych drzew w początkach XVIII wieku. Nic dziwnego że zarząd parku tak zawzięcie pilnuje tego miejsca, wydając pozwolenia na zwiedzanie tylko dla 12 osób dziennie. Żeby zachować miłą atmosferę, Orange Kloof Tented Camp ma kuchnię i jadalnię zrobioną na wzór tree house. Stojąca na drewnianych palach jadalnia zapewnia wspaniały widok na góry i jest ciepła i przytulna zimą. Przy dobrej pogodzie rozsuwana jest jedna że ścian dla lepszego widoku. Najlepszą tutaj trasą trekkingową jest Disa Gorge, nazwa pochodzi od czerwonych disa (symbol Góry Stołowej) kiedyś rosnących po tej stronie góry. Niegdyś były one bardzo tanie i powszechne, obecnie musisz mieć wiele szczęścia żeby zobaczyć te piękne kwiaty. Miejsca gdzie kwitnie red disa trzymane są w tajemnicy. Trasa Hoerikwaggo Trail biegnie wzdłuż Disa Gorge do samego stołu, na dół możesz powrócić kolejką albo zejść po Platteklip Gorge.

Co 10 do 15 lat samoistnie powstają tutaj pożary (bez podpalaczy). Na czarnym popiele wyrastają wtedy kwiaty flame-red fire lily (Cyrtanthus ventricosus). Przypomina mi to krokusa wyrastającego w białym śniegu, flame-red fire lily wyrasta z czarnego popiołu.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wycieczka do Durbanu w RPA

Wycieczka do Durbanu w RPA


Autor: Darek Hencner


Podczas pobytu w Republice Południowej Afryki nie zapomnij odwiedzić najpopularniejszego ośrodka turystycznego jakim jest Durban. Warto zobaczyć pokaz delfinów w piątym na świecie co do wielkości delfinarium.


Durban to od dawna najpopularniejszy ośrodek turystyczny w Republice Południowej Afryki, dzięki atrakcyjnym plażom, lubianym przez turystów tropikalnemu klimatowi. Przez cały rok możesz spodziewać się ciepłej wody w oceanie, baza turystyczna jest bardzo dobrze rozwinięta w Durbanie. Odkryty przez portugalskiego żeglarza, Vasco da Gama w dniu Bożego Narodzenia w 1497 roku został nazwany "Terra do Natal", co oznaczać miało Kraj Bożego Narodzenia. Portugalczycy już mieli ugruntowaną pozycję w Maputo i nie widzieli potrzeby budowy nowego portu. Dopiero angielscy kolonizatorzy zauważyli duży potencjał naturalny tego miejsca i osiedlili się tutaj w 1824 roku.

Durban liczy 4 miliony mieszkańców i jest trzecim pod względem wielkości miastem RPA, pomimo tego nigdy nie doczekał się statusu stolicy prowincji Kwa Zulu-Natal. Istnieje tutaj największy i najruchliwszy port w całej Afryce. W Durbanie mieszka duża społeczność hinduska licząca ponad milion osób. Są to potomkowie dawnych robotników przywiezionych tutaj w latach sześćdziesiątych XIX wieku do pracy na plantacjach trzciny cukrowej. Podczas pobytu w RPA powinno się odwiedzić Durban. Można tam spędzić kilka dni na odpoczynek na plaży albo zrobić sobie trzydniową wycieczkę po największych atrakcjach turystycznych tego miasta. Większość turystów najlepiej wspomina z Durbanu riksze. Warto jest udać się na przejażdżkę tymi starymi, ale barwnymi pojazdami. Może wydawać się niehumanitarnie siedzieć w wózku ciągniętym przez człowieka, ale dzięki turystom mężczyźni ci utrzymują swoje liczne rodziny. Przejażdżka jest niezwykła, rikszarze wykonują różne "sztuki", podczas których pasażerowie prawie lądują na ziemi głową w dół. W połowie XIX wieku po Durbanie jeździło około 10 tysięcy takich pojazdów, które przywędrowały z Japonii. Obecnie jest ich zaledwie kilkanaście tworząc prawdziwą atrakcję turystyczną. Właściciele wymyślają coraz to zabawniejsze i bardziej kolorowe stroje, ponieważ każdego roku miejski samorząd organizuje dla nich konkursy z cennymi nagrodami.

Ciepłe wody oceanu przyciągają wielu plażowiczów, na tutejszych plażach wylegują się tłumy turystów przybywających z odległych zakątków RPA. Najbardziej zatłoczona plaża to South Beach ale North Beach i pobliska Bay of Plenty nie są dużo luźniejsze. Jedynym problemem jest występowanie tutaj rekinów ludojadów. Dlatego kilkaset metrów od brzegu zainstalowano 300-metrowe siatki, które mają ochraniać przed rekinami. Codziennie siatki te sprawdzane są przez strażników, którzy uwalniają zaplątane rekiny i ryby. Część rekinów jednak zręcznie omija zapory i dlatego plażowi ratownicy ostrzegają, by nie kąpać się w nocy. Centrum Durbanu przecina zamknięta dla ruchu kołowego Marine Parade, czyli hałaśliwy i zatłoczony ciąg basenów, salonów gier, hoteli i restauracji. W najbliższej okolicy leżą też inne największe atrakcje turystyczne Durbanu. Nadmorski bulwar Golden Mile (Złota Mila), ciągnie się przez prawie 6 km na południe od ujścia rzeki Umgeni aż do głównego portu. Plaże sąsiadujące z Golden Mile są wymarzonym miejscem do opalania, surfowania i oddawania się innym formom czynnego wypoczynku.

Delfiny na pokazie w Durbanie widzianym w czasie wycieczki


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.